https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zgubione nie zawsze odnalezione

Katarzyna Pietraszak
Gubimy wszystko. Skrzypce, amunicję, pierścionki zaręczynowe, telefony komórkowe – to najrzadziej. Najczęściej – dokumenty, karty kredytowe, portfele i klucze.

Gubimy wszystko. Skrzypce, amunicję, pierścionki zaręczynowe, telefony komórkowe – to najrzadziej. Najczęściej – dokumenty, karty kredytowe, portfele i klucze.

<!** Image 3 align=none alt="Image 102462" sub="Rowery, torby, części samochodowe - to zguby, które najczęściej trafiają do punktów rzeczy znalezionych. Jacek Brzozowski z Wydziału Spraw Obywatelskich bydgoskiego ratusza prezentuje przedmioty z magazynu przy ul. Grudziądzkiej / Fot. Dariusz Bloch">Magazyn rzeczy znalezionych w Bydgoszczy przy ul. Grudziądzkiej. W niewielkim pomieszczeniu poustawiane jeden obok drugiego rowery. Dziecięce, górskie, zepsute, prawie nowe - różne. Na półkach torby, torebki, plecaki, walizki, nesesery. Także akcesoria samochodowe - kołpaki oraz radioodtwarzacze oraz telefony komórkowe i odzież. Na przykład kilkanaście par nowych skarpet znalezionych w zeszłym roku przy targowisku na Wyżynach. Są tu też książki wydane w minionym wieku, które ktoś „porzucił” przy Starym Porcie. Albo komplet lamp znalezionych przy ul. Focha. Jest też sprawny magnetowid VHS, który ktoś „zostawił” przed kamienicą przy ul. Unii Lubelskiej. I biżuteria – zegarki, bransoletki, kolczyki – sklep można by otworzyć.

Nikt nie chce?

- Wszystkie te przedmioty zostały przyniesione albo przez mieszkańców, albo policję patrolującą miasto. Zostały znalezione niedawno. Gdzie? Wszędzie. W urzędach, na targowiskach, czy po prostu w krzakach. Wciąż czekają na swoich właścicieli - mówi Anna Wołos z bydgoskiego ratusza i dodaje, że po trzech latach, jeśli nie znajdą się ich właściciele, decyzję o ich przeznaczeniu podejmie sąd. - Do niedawna po upływie trzech lat bez decyzji sądu przekazywaliśmy te przedmioty urzędom skarbowym, które organizowały przetargi. Teraz decyzję w tej sprawie musi podjąć najpierw sąd – mówi Anna Wołos.

<!** reklama>Urzędnicy przygotowali listę rzeczy, które leżą tu już długo i za kilka miesięcy sąd zdecyduje, co z nimi zrobić. To przedmioty, które leżą w magazynie nawet od sześciu lat. Na liście bydgoskich zgub znajduje się między innymi torba turystyczna z zawartością, kurtka, kabel, fotele samochodowe, bransoletka, trzy rowery czy... 754 sztuk papierosów. Razem siedemnaście przedmiotów, które wkrótce będą miały jednego wspólnego właściciela – skarb państwa. Niewykluczone, że sąd zarządzi także ich licytację. Pod młotek mogą też pójść rzeczy z toruńskiego składu przedmiotów znalezionych. Tu wśród zgub „element kasy fiskalnej”, okulary z futerałem, torebka (pusta), monitor komputerowy, rowery, telefony komórkowe i klucze do fiata.

- Osoby, które znajdą na liście zagubione przez siebie przedmioty mogą je odebrać pod warunkiem dokładnego opisania ich wyglądu i podania cech świadczących o tym, że przedmiot jest ich własnością – informują toruńscy urzędnicy.

Gubią i nie szukają

Pracownicy przyznają, że rzadko ktokolwiek znajduje w punktach to czego szuka. - Raz, ale nie pamiętam dokładnie kiedy, jakaś pani szukała i znalazła klucze do mieszkania – słyszymy w bydgoskim biurze.

Składziki rzeczy znalezionych mają też dworce kolejowe, autobusowe a także zakłady komunikacyjne. Tu głównie przedmioty niemające większej wartości i pokryte kurzem. Najczęściej pytamy tu o rękawiczki, czapki, parasole i telefony komórkowe, których bardzo często nie znajdujemy. - No cóż, wygląda na to, że te rzeczy zabierane są po prostu przez innych pasażerów - mówi Joanna Lisowska, kierowniczka Działu Nadzoru Ruchu w MZK w Bydgoszczy. W tym biurze na właścicieli czeka około 20 przedmiotów – głównie plecaków z odzieżą lub książkami. Niedawno trafiła tu biała laska osoby niewidomej, a ostatnio skrzypce w przepięknym futerale. Instrument odebrała wdzięczna córka muzyczki.

- Czasem ludzie nie potrafią nawet podziękować za dostarczenie zguby – opowiada Piotr (dane do wiadomości redakcji). Niedawno bankomat, z którego zamierzał wypłacić pieniądze, „wypluł” kartę kredytową. - Nawet przez moment nie pomyślałem, żeby ją wykorzystać. Od razu wszedłem do banku, żeby ją oddać. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jej właściciel też był w środku – nasz Czytelnik zdziwił się reakcją właściciela, którym okazał się młody chłopak. - Po prostu ją ode mnie wziął, schował do portfela, rzucił „dzięki” i zajął się rozmową z przedstawicielem banku.

Happy endu nie było

Podziękowań nie usłyszał też pracownik bydgoskich wodociągów, który znalazł w autobusie portfel wypełniony banknotami euro i plastykowymi kartami płatniczymi. - Wszystko działo się w Berlinie, w autobusie linii numer sto – wspomina urzędnik. - Portfel leżał pod siedzeniem był tak gruby, że trudno było go trzymać w jednej dłoni. Pokazałem go Niemce, która siedziała przede mną. Nie należał do niej. Oddaliśmy go kierowcy – opowiada urzędnik, który dziś żałuje, że nie sprawdził, do kogo należał i osobiście nie dostarczył własności. - Może dostałbym jakieś znaleźne? A byłoby tego trochę.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski