Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cenna zguba ich nie skusiła. Co kryje biuro rzeczy znalezionych w Bydgoszczy?

Małgorzata Pieczyńska
Małgorzata Pieczyńska
W Biurze rzeczy ZnalezionychBiuro rzeczy znalezionych Rowery st.sier.Mateusz Gdaniec sier.sztab.Grzegorz Chałas Ewa Nowak
W Biurze rzeczy ZnalezionychBiuro rzeczy znalezionych Rowery st.sier.Mateusz Gdaniec sier.sztab.Grzegorz Chałas Ewa Nowak Dariusz Bloch
Portfel wypchany gotówką czy rulon zwiniętych banknotów, znaleziony na ulicy, to wielka pokusa. Jednak bydgoszczanie coraz częściej nie chowają tych pieniędzy do własnej kieszeni, lecz wykazują się uczciwością i decydują się na ich zwrot.

Sobotnie przedpołudnie. Edyta Łapińska, mieszkanka Błonia, wraz córką wybiera się na zakupy. - Zaparkowałam auto na parkingu przy ul. Księdza Schulza - mówi pani Edyta. - Gdy szłyśmy z córką w stronę marketu, zauważyłyśmy męski portfel. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, to że trzeba go natychmiast oddać. Widziałam, że są w nim dokumenty i banknoty, ale nawet ich nie przeliczałam, tylko szybko zgłosiłam się na komisariat. Dopiero tam okazało się, że wewnątrz była gotówka w pokaźnej kwocie 3 tys. złotych. Dla mnie takie zachowanie nie było niczym nadzwyczajnym. Jestem nauczycielką w szkole salezjańskiej. Nie mogłam inaczej postąpić. Cieszę się, że już po 40 minutach zguba trafiła do właściciela, starszego pana. Znaleźnego nie wzięłam, bo i po co. W życiu trzeba być przyzwoitym.

Wzór dla innych

To niejedyny przykład postawy godnej naśladowania. Kilka dni wcześniej podobnie postąpiły dwie inne bydgoszczanki. - Jedna znalazła portfel na ul. Glinki, a w nim dowód osobisty mężczyzny, kartę bankomatową i gotówkę - 35 złotych - mówi podkom. Przemysław Słomski z Zespołu Prasowego Komendanta Wojewódzkiego Policji w Bydgoszczy. - Jeszcze ciekawsza sytuacja miała miejsce tego samego dnia kilka godzin później. Do komisariatu zgłosiła się bowiem kobieta, która podczas spaceru na Wyżynach znalazła na chodniku dwie karty bankomatowe i aż 7,5 tys. zł! Banknoty były w nominałach 100-złotowych, zwinięte w rulon. Taka gotówka to spora pokusa i nie wszyscy zdecydowaliby się na jej zwrot. A jednak zwyciężyła ludzka uczciwość. Takie sytuacje nie zdarzają się zbyt często, ale rzeczywiście w ostatnich dniach mieliśmy kilka przykładów wspaniałej postawy obywatelskiej.

Nie tylko gotówkę, ale też wiele innych rzeczy gubią bydgoszczanie. W tym roku do Punktu Przechowywania Rzeczy Znalezionych trafiło już 57 przedmiotów. Wśród nich są telefony komórkowe, klucze z pilotem od samochodów, rowery, wózek dziecięcy, a nawet drabina pozostawiona na przystanku przy ul. Focha.

Prawo do znaleźnego

- Ludzie na potęgę gubią dokumenty - mówi Ewa Nowak z Punktu Przechowywania Rzeczy Znalezionych w Bydgoszczy. - To nie tylko dowody osobiste, ale też, m.in., prawa jazdy, karty bankomatowe, legitymacje szkolne i studenckie czy emeryta i rencisty. Było ich w sumie ponad 400. Dowody osobiste, paszporty i książeczki wojskowe trafiają do jednostek, które je wydały, przy czym dowody osobiste, zgodnie z ustawą, są anulowane, więc właściciel musi wyrobić nowy dowód tożsamości. W przypadku pozostałych dokumentów wysyłamy zawiadomienia do właścicieli z prośbą o kontakt. O innych zgubach, np. rowerach czy telefonach komórkowych, informujemy na tablicach ogłoszeń oraz w Internecie. Jeśli ktoś przynosi gotówkę, to pieniądze są wpłacane na konto punktu i tam zdeponowane.

Znalazcy mają prawo do tzw. znaleźnego w wysokości 1/10 wartości danego przedmiotu.

- I tu już każdy dogaduje się z właścicielem - mówi Ewa Nowak. - Jeśli nie udaje się go ustalić, wtedy po upływie dwóch lat taka osoba może otrzymać daną rzecz na własność. Chyba że odmówi. Bardzo rzadko się zdarza, że ludzie żądają znaleźnego. W tym roku mieliśmy może 3-4 takie przypadki.

Do punktu trafiają nie tylko przedmioty, które osobiście przynoszą bydgoszczanie, ale też rzeczy przekazywane za pośrednictwem policji, marketów czy poczty. - Czasami znalazcy, chcąc uniknąć fatygowania się do nas, wrzucają dokumenty do skrzynek na listy i raz w tygodniu poczta takie zguby nam przekazuje - mówi Ewa Nowak. - Markety z kolei czekają trzy dni na zgłoszenie się właściciela. Jeśli to nie następuje, wówczas trafiają one do nas.

Bo o tym się mówi

Bywają jednak przypadki, że dana rzecz nie zostanie przyjęta do Punktu Przechowywania Rzeczy Znalezionych. - Dotyczy to zniszczonych, starych przedmiotów, których wartość nie przekracza stu złotych - mówi Ewa Nowak. - Chyba że mają one wartość historyczną, naukową lub artystyczną, wtedy musimy je przyjąć.

Co sprawia, że mieszkańcy decydują się na zwrot, np. znalezionej gotówki? Jesteśmy bardziej wrażliwi na krzywdę innych? - Nie generalizowałbym stwierdzenia, że społeczeństwo stało się nagle lepsze - mówi Michał Cichoracki, socjolog UKW i WSG w Bydgoszczy. - Takie sytuacje zdarzały się już wcześniej, ale nie były tak nagłaśniane w mediach. Skoro słyszymy, że ktoś znalazł sporą sumkę i ją oddał, to przychodzi refleksja, że to słuszna droga, więc robimy to samo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!