Politycy, którzy wskazywali prezydentowi błędy prawne związane z budową „Drukarni”, nie mają powodu do radości - obiekt i tak pozostanie.
Wielu bydgoszczan zapewne pamięta protesty związane najpierw ze zburzeniem zabytkowej drukarni, a potem z budową nowego obiektu; centrum handlowego. Politycy PiS i LPR składali wnioski do prokuratury, starając się wstrzymać budowę. Ich działania nie przyniosły rezultatu, a wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, po latach przyznający im rację, nie daje pełnego zadowolenia.
<!** reklama>- Teraz jest już po ptakach, chałupa stoi - mówi były senator PiS Kosma Złotowski. - To taka satysfakcja, jak po starym kotlecie. Zresztą, mimo sugestii, prezydent był przekonany, że postępuje słusznie. Gdyby sąd zadziałał w odpowiednim czasie, do złamania prawa by nie doszło. To dowód na to, że państwo - o czym PiS mówiło - jest w tej dziedzinie totalnie niewydolne.
Były radny Prawa i Sprawiedliwości Grzegorz Schreiber chciałby, żeby przy tej okazji udało się wreszcie rozwiać inne wątpliwości.
- Wtedy podjęto decyzję wbrew prawu, przy głośnych protestach prokuratorów i radnych. Dziś warto byłoby wyjaśnić, czy decyzje prezydenta, Samorządowego Kolegium Odwoławczego i Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego wynikały z niewiedzy, czy może świadomej błędnej interpretacji prawa zastosowanej na rzecz inwestora? - pyta Grzegorz Schreiber i zastanawia się nad tym, czy nie należy też rozstrzygnąć kwestii odpowiedzialności za popełnione błędy. - Prezydent popełnił wówczas kardynalny błąd, bo brakowało planu zagospodarowania przestrzennego - przypomina były radny LPR ,Michał Krzemkowski. - To jedyny taki przypadek w kraju. Decyzja NSA cieszy, ale „Drukarni” już nikt nie rozbierze.