Jednym z ograniczeń dotykających wówczas wszystkich, było wydane w listopadzie 1954 roku zarządzenie ministra energetyki o jak największej oszczędności energii elektrycznej w mieszkaniach w godzinach od 17 do 21. W tym czasie zabronione było używanie elektrycznych kuchenek i grzejników, a nawet żelazek. „Należy także ograniczyć oświetlenie do koniecznych jedynie pomieszczeń i to żarówkami o jak najmniejszej mocy, najlepiej 15 i 25 watów” - napisano w rozporządzeniu.
„Palił za silne żarówki”
Dziś brzmi to niewiarygodnie, ale wówczas, w celu sprawdzenia, czy obywatele wywiązują się z tego zadania, powołane zostały w większych miejscowościach specjalne zespoły kontrolerów, które chodziły po mieszkaniach i „podglądały” życie mieszkańców.
W Bydgoszczy taki zespół zaczął działać w grudniu, tuż przed świętami. Plon takiej pierwszej kontroli opublikowała ówczesna lokalna prasa, podając szereg stwierdzonych nadużyć. Dla przykładu Grzegorz Łuniewski zam. przy pl. Findera „oświetlał niepotrzebnie wszystkie pomieszczenia swego mieszkania, paląc w żyrandolach żarówki o mocy 100 W. (…) Zenon Stasiński, mieszkaniec domu przy ul. Warmińskiego, „nie biorąc w ogóle pod uwagę trwania szczytu używał elektrycznej kuchenki o mocy 1400 W (…) To z winy Stasińskiego i jemu podobnych obywateli, elektrownia zmuszona jest wyłączać pewne obwody i pozbawiać innych mieszkańców w ogóle energii”.
W sklepach tylko „setki”
Na liście „przestępców” znalazło się w sumie kilkanaście osób. Jednocześnie przyznawano, że ideę oszczędzania trudno jednak było wcielać w życie z prozaicznego powodu: w bydgoskich sklepach nie było w ogóle żarówek o mniejszej mocy. Do nabycia były wyłącznie „setki”...
Problemy z oszczędzaniem energii zmniejszyły się dopiero po październikowym przełomie 1956 roku, kiedy przestawiono produkcję w hutach, kopalniach i zakładach zbrojeniowych na mniej energochłonną