MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zarka - ryzykowna wizytówka

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Prawie każdy, kto interesuje się historią II wojny światowej, słyszał opowieść o kapralu Wojtku, ulubieńcu żołnierzy 2. Korpusu Polskiego generała Andersa. Wojtek nie miał nazwiska, bo był… syryjskim niedźwiedziem brunatnym.

Niedźwiedziątko zostało odkupione od perskiego chłopca i wykarmione mlekiem z butelki po wódce. Jako wychowanek Polaków, Wojtek przez całe życie przejawiał zamiłowanie do napojów wyskokowych. Zamiłowanie stale wzmacniali opiekunowie, za dobre zachowanie nagradzając misia piwem. Od społecznych rodziców Wojtek wziął też bojowe męstwo. Podczas bitwy o Monte Cassino miał pomagać w noszeniu amunicji artyleryjskiej i mimo bitewnego zgiełku nigdy nie upuścił żadnej skrzyni. Po wojnie Wojtek wraz z żołnierzami trafił do Glasgow, gdzie stał się ulubieńcem okolicznej ludności i bohaterem artykułów prasowych. Tym samym przyczynił się do - jakbyśmy dziś powiedzieli - kreowania pozytywnego wizerunku swej organizacji w społeczeństwie. Czyli z żołnierza stał się pionierem public relations. Mimo że został nawet członkiem Towarzystwa Polsko-Szkockiego, Wojtek skończył w ogrodzie zoologicznym, co dowodzi prawdziwości powiedzenia, że dobry bajer to pół roboty. Aż pół albo tylko pół…

Powiedzonko o bajerze i robocie wespół z kapralem Wojtkiem przyszło mi na myśl po przeczytaniu ostatnich rewelacji o małej Afgance Zarce - dziewczynce, którą w ubiegłym roku z poświęceniem leczono w bydgoskim szpitalu wojskowym. Najnowsza wieść, niestety niepotwierdzona, głosi, że Zarka żyje, więc mam nadzieję, iż Czytelnicy wybaczą mi porównanie dziewczynki do syryjskiego niedźwiedzia. Zarówno Wojtka, jak i Zarkę wykorzystano bowiem do budowy wizerunku polskiego żołnierza w kraju i na świecie. Trudno się zresztą dziwić takiemu wyborowi - zwierzęta i dzieci budzą ogólną sympatię. Dziwię się tylko, że współcześni piarowcy zatrudnieni w siłach zbrojnych nie zauważyli, że świat bardzo się zmienił od czasów II wojny światowej. Sława Wojtka nie mogła zaszkodzić rodzinie arabskiego chłopca, który sprzedając misia, oddał innowiercom materiał na posłusznego ich rozkazom żołnierza. Natomiast historia Zarki, rannej w ulicznej strzelaninie pomiędzy talibami a afgańską policją, dzięki Internetowi i satelitarnej telewizji błyskawicznie obiegła cały świat. Także talibowie dowiedzieli się zatem, że mała najpierw trafiła do polskiego szpitala wojskowego w Ghazni, a potem, na dłużej, do szpitala klinicznego w dalekiej Bydgoszczy.

Z naszego punktu widzenia - punktu widzenia ludzi Zachodu - była to akcja niewinna i szlachetna. Polacy pomogli ofierze bratobójczych walk, nie szczędzili czasu i pieniędzy, by uratować dziewczynkę przed kalectwem. Pół roku temu nikt w mediach nie dyskutował zagadnienia, jak historia Zarki posłużyła propagandzie działań polskich żołnierzy w Afganistanie i czy wrzawa wokół dziewczynki nie ściągnie na nią i jej rodzinę niebezpieczeństwa po powrocie do ojczyzny. Teraz, gdyby prawdziwa okazała się pierwsza wieść o Zarce - jakoby zabitej przez wuja, który uznał ją za zhańbioną poprzez dotyk obcych lekarzy - moglibyśmy się naiwnie oburzać na bezzasadne okrucieństwo talibów. Ktoś mądrzejszy od przeciętnego odbiorcy mediów w Polsce powinien jednak wcześniej zdać sobie sprawę z ryzyka nagłaśniania pomocy dla Zarki. Sygnał ostrzegawczy dostaliśmy zresztą już wcześniej, gdy okazało się, że ojciec Zarki niespodziewanie zdecydował o przerwaniu kuracji na dwa miesiące przed końcem i natychmiastowym powrocie do Afganistanu. Oficjalnie mówiło się wtedy o „ważnych powodach rodzinnych”. Co kryło się za tą wyświechtaną formułką, opinia publiczna nie dowiedziała się nigdy.

Pamiętam, że jakieś dwa lata temu fotoreporter „Expressu” uwiecznił grupkę smagłych mężczyzn, pozujących pod fontanną „Potop” na bydgoskim placu Wolności. Okazało się, że byli to afgańscy współpracownicy wojsk NATO, przebywający w Bydgoszczy na szkoleniu. Z naszego punktu widzenia - sojusznicy, z punktu widzenia talibów - zdrajcy. Fotka poszła w świat. Zamieszanie wokół Zarki pokazuje, że z tamtej historii nikt w naszym wojsku i Ministerstwie Spraw Zagranicznych nie wyciągnął wniosków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski