By się rozprawić z makietą zamku na dzisiejszej ul. Grodzkiej, nie trzeba było furmanki prochu czy skrzyni z laskami dynamitu. Zapewne wystarczyło parę kopniaków młodzieńca, chwiejącego się na nogach po kilku piwach.
Najwyraźniej makieta nie wydała się tak ważna, by skierować na nią obiektyw jednej z wielu kamer monitoringu w śródmieściu. Szkoda. Prezes Derenda z TMMB podczas odbudowy będzie musiał zamek lepiej ufortyfikować.