[break]
W Łodzi zmarła 56-letnia kobieta, która opalała się na balkonie. Mimo upału, przez kilka godzin nie pozwolono stamtąd zabrać jej ciała. Powodem była źle wypełniona karta zgonu. Podobną sytuację odnotowano w Mielcu. W mieście nie było lekarza, który zechciałby przyjechać do zmarłego.
- Przybycia odmówił lekarz rodzinny - informuje Monika Kowalska, rzeczniczka Federacji Porozumienie Zielonogórskie. - Nie znaleźli się koronerzy (dwóch z trzech nie odebrało telefonu). Dopiero po dziesięciu godzinach na miejscu zjawił się ambulans pogotowia.
W Bydgoszczy, jak dowiedzieliśmy się w Zieleni Miejskiej, także trzeba czekać około pięciu godzin.
- Lekarze najpierw leczą swoich pacjentów, dopiero potem mają czas na wystawienie karty zgonu - stwierdza Daniel Maternowski, prezes Zieleni Miejskiej.
Szymon Kopa, prezes kujawsko-pomorskiego oddziału Federacji „Porozumienie Zielonogórskie”, potwierdza, że lekarze niechętnie jeżdżą do zmarłych. W nocy karty zgonu najczęściej wystawiają lekarze z Fundacji Zdrowie dla Ciebie, a w ciągu dnia - szpitale. Okazuje się, że winne są przestarzałe przepisy, określające zasady chowania zmarłych (z 1959 r.) oraz brak refundacji NFZ.
- Taką kartę może wystawić tylko lekarz, który leczył zmarłego - podkreśla Szymon Kopa. - Czasami trudno go znaleźć. Wyjazd do zmarłego, wystawienie dokumentów zajmuje minimum dwie godziny i kosztuje ponad 200 złotych.
Sprawę rozwiązać miało powołanie instytucji koronera. Na razie jednak nie ma co na to liczyć, bo przepisów ciągle brak.
- Prezydent Bydgoszczy oraz starosta bydgoski wystosowali do ministra zdrowia prośbę o przekazanie informacji o zaawansowaniu prac nad przepisami wykonawczymi - informuje Marta Stachowiak, doradca prezydenta. - Pismo pozostało bez odpowiedzi.