https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z zimną krwią

Jarosław Reszka
Jest wielka literatura, której przeniesienie na duży ekran wywołuje gorące dyskusje o tym, w jakim stopniu film dorównuje książce. Ale są też filmy, których sukcesy promują mniej znane wcześniej dzieła literackie.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Jest wielka literatura, której przeniesienie na duży ekran wywołuje gorące dyskusje o tym, w jakim stopniu film dorównuje książce. Ale są też filmy, których sukcesy promują mniej znane wcześniej dzieła literackie.

W wypadku „Lektora” sytuacja jest bardziej złożona. Powieść Bernharda Schlinka po pierwszym niemieckim wydaniu z 1995 r. zrobiła światową karierę. Została przetłumaczona na 40 języków, jako pierwsza niemiecka powieść znalazła się na szczycie najbardziej prestiżowego rankingu bestsellerów amerykańskiego dziennika „The New York Times”. Ale w Polsce była to książka niemal nieznana. Odkrył ją film reżysera „Godzin” i „Billy’ego Elliota”, Stephena Daldry’ego, zwłaszcza po aż pięciu nominacjach do Oscara i statuetce dla Kate Winslet za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą. Wtedy dopiero Polacy ruszyli do kina, błyskawicznie też przetłumaczono powieść na nasz język i wydano.

<!** reklama>Ja jednak przeszedłem drogę do Schlinka w kolejności niemieckiego czy amerykańskiego odbiorcy dóbr kultury: najpierw przeczytałem książkę, starając się przed lekturą nie czytać omówień filmu, a teraz dopiero dotarłem do filmu, który na początku października zawędrował do wypożyczalni. Pamiętam, że powieść ujęła mnie formą: pewną oschłością i zarazem iście urzędniczą konkretnością ukazywania świata. Znać, że pisał ją profesor prawa i że głównym bohaterem jest prawnik. Ten sposób narracji pasuje też do postaci Hanny Schmitz - 36-letniej tramwajarki, która nawiązuje romans z 15-letnim uczniem. Książkowa Hanna namiętnie kocha się z chłopcem, ale poza łóżkiem zachowuje się w stosunku do niego jak surowa matka. W sumie mało ze sobą rozmawiają, głównie Michael czyta Hannie książki z beletrystycznego kanonu. Filmowa Hanna też nie jest wylewna. Odnoszę jednak wrażenie, że Daldry i Winslet uczynili ją o parę kresek cieplejszą od książkowej bohaterki i dzięki temu bardziej ludzką. Zostały też z lekka przemieszane trzy płaszczyzny czasowe, w których rozwija się akcja. W powieści są one ułożone chronologicznie i rozdzielone. Film natomiast zaczyna się od sceny z Ralphem Fiennesem, a więc Michaelem w wieku 50 lat. Daldry przedwcześnie nie zdradza jednak, kim była Hanna przed romansem z Michaelem, ani też jaki los ją spotkał w kilka lat po tajemniczym zniknięciu chłopca ze świata. Widz, który nie zna fabuły, będzie więc mógł przeżyć wstrząs, gdy dowie się, że tramwajarka w czasie wojny była w SS i odpowiada za śmierć kilkuset Żydówek podczas „marszu śmierci” więźniów obozu w Auschwitz. W ogóle reżyser zachował dużą wstrzemieźliwość w stosunku do literackiego pierwowzoru. Nie dał się ponieść ambicjom odciśnięcia na filmie własnego, wyraźnego piętna. I chyba dzięki temu wygrał.

« - szkoda czasu «« - można obejrzeć ««« - nie przegap

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski