https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

XXXI Bydgoski Festiwal Operowy. Wieczór trzeci: „Drogi Evanie Hansenie” - macham do Ciebie

Alicja Polewska
Trwa XXXI Bydgoski Festiwal Operowy. W czwartek, 1 maja,  widzowie obejrzeli spektakl „Drogi Evanie Hansenie”.
Trwa XXXI Bydgoski Festiwal Operowy. W czwartek, 1 maja, widzowie obejrzeli spektakl „Drogi Evanie Hansenie”. Fot. Nadesłane/Opera Nova/Teatr Muzyczny w Poznaniu
Musical to opera tylko z muzyką musicalową. Ponoć. Wieczór, który zaserwował nam Teatr Muzyczny z Poznania był potwierdzeniem tej z pozoru pokrętnej tezy. Historia opowiedziana songami i tańcem porusza nie mniej niż arie z wysokim C, a muzyka Benji Paska i Justina Paula wpada w ucho niczym mozartowska partytura. Reżyseria Pawła Szkotaka gra na wyjątkowo wrażliwej nucie.

Jeśli obejrzeliście głośny serial „Dorastanie”, to historia Evana Hansena powinna być dla Was lekcją dodatkową. Bolesną nie mniej niż ten serial. Samo życie. Naszych nastoletnich dzieci, o których zdaje się wiemy mniej niż nic.

Zwyczajny chłopak, trochę wycofany i zarobiona samotna matka. Znacie ten schemat? Jasne, że znacie. I nie ma znaczenia, że akcja musicalu dzieje się w Ameryce. Zupełnie nie ma. Matka kompulsywnie interesuje się samotnym synem, chce by było mu dobrze, wysyła na terapię (na którą musi zarobić, więc bierze dodatkowe dyżury, a jemu zostawia pieniądze na kolację), podsuwa pomysły na zdobycie stypendium, by mógł po liceum studiować (tego już nie da rady sama ogarnąć), zagaduje, ale tak jakoś mimochodem, po drodze. Według wzoru: „W szkole wszystko dobrze? To dobrze”. A on coraz bardziej pogrąża się w samotność i bezradność wobec szkolnej rzeczywistości.

Gdybym jutro zniknął, to czy ktoś w ogóle by to zauważył? – pyta siebie i świat. Odpowiada mu cisza.

Marcin Franc jako Evan jest każdym tym dzieciakiem ze szkoły, który wlecze się do klasy jak na skazanie; ze spuszczoną głową, najlepiej, żeby nikt go nie zauważył, nawet wtedy, kiedy nieśmiało zagaduje, żeby koledze podpisali się na jego gipsie, to robi to tak, żeby przypadkiem nie usłyszeli prośby. A jednak ktoś reaguje - to zupełne przeciwieństwo Evana - Connor Murphy (Bartosz Sołtysik), buntownik w czerni, któremu wszyscy wolą zejść z drogi. Jednak Connor jest taki sam jak Evan, tylko przyjął inną strategię. Wręcz wpycha się ze swoją obecnością – kontrowersyjną, głośną, niechcianą.

Napięcie, które rodzi się między nimi wybucha niczym iskra, by zaraz jak iskra zgasnąć – Connor podejmuje ostateczną decyzję, ale w kieszeni zachowuje list; zdjął go z drukarki i wpadł we wściekłość, bo odkrył, że ten szkolny przegryw, Evan roi coś o jego młodszej siostrze Zoe. Nie może znieść myśli, że jego siostra… i nie ma znaczenia, że w domu woli jej nie zauważać, żeby nie wyjść z roli. Od tego listu wszystko się zacznie i na nim skończy.

Listy to element terapii Evana, pisze je do siebie i wylicza w nich co dobrego powinno go w tym dniu spotkać. W tym jednak liście Evan napisał, że wcale to nie będzie ani dobry dzień, ani fajny tydzień, ani udany rok. Jedyne co dobre to to, że jest Zoe, którą widział z daleka na jakimś koncercie, ale zabrakło mu odwagi, by zagadać.

Rodzice Connora są przekonani, że Evan był jego przyjacielem, targani żałobą prawie usynawiają chłopaka. On wchodzi w tę relację, bo nagle ma prawdziwy dom, taki z uwagą i ciepłą kolacją a nie mrożoną pizzą czy dostawą z pyszne.pl. No jest Zoe.

Tymczasem w szkole nagle wszyscy przypominają sobie, że znali Connora, rozpaczają na Facebooku, bo to się dobrze klika i zwiększa zasięgi. Rodzi się społeczność, jakieś więzi… Czyżby? Kiedy śpiewają song „Nie jesteś sam”, to można ulec złudzeniu, że są razem. Tymczasem są tylko połączeni linkami znajomości na FB, a kiedy kończą śpiewać, każdy zatapia się w swojej samotności, kiedy się wylogowują – społeczność umiera.

Ten spektakl opiera się na sile ekspresji Marcina Franca, który jest Evanem do szpiku kości. Ogląda się go i słucha ze ściśniętym żołądkiem, a po głowie kołacze się natrętna myśl: czy moje dziecko…? Rany boskie, jak my mało wiemy o młodych!

Narzekamy, że siedzą godzinami w internecie, a sami ich tam wysłaliśmy, zesłaliśmy. Biadolimy, że są jacyś dziwni (a niby jacy my byliśmy dla pokolenia naszych rodziców, co?!).

Amerykańskie filmy i sztuki są przesycone dydaktyką, nie inaczej jest w tym musicalu, który od dnia premiery w 2015 roku stał się fenomenem wśród młodych ludzi. Zobaczyli w nim swój świat, tak, jak oni go odbierają. Realizacja poznańska nie bawi się w spolszczanie, bo i nie miałoby to żadnego sensu – problemy są wszędzie takie same i nie ma znaczenia status społeczny, zasoby na koncie czy szerokość geograficzna. Wykrzyczane, wyśpiewane po polsku „Czy wreszcie ktoś odpowie mi, kiedy pukam w zimne szkło i macham wam przez okno” boli tak samo jak po angielsku.

Aktorzy poznańskiego Teatru Muzycznego pokazali spektakl poruszający i chyba nie chcę wiedzieć, ile emocji kosztowało ich wejście w role, szczególnie Evana. Ilu z nich przypomniało sobie szkolne demony, zrobiło rachunek sumienia czy napisało do siebie list. Dziękuję im za to. Także za sposób pokazania rodziców, zapętlonych w swoich emocjach i wyobrażeniach.

Jest nadzieja – to miłość.

Dlatego macham do Ciebie, Evanie, Connorze, dzieciaku, który widzisz wokół tylko ciemność. Zawsze ktoś macha. Rozejrzyj się. Jest nas więcej.

  • Przed nami, w sobotę i niedzielę, wieczór zupełnie inny. Rok temu La Compagnie Käfig „rozwalił system” – żeby pozostać w młodzieżowym stylu. Połączenie muzyki baroku i hip-hopu wydaje się niemożliwe, a jednak zobaczyliśmy to wtedy i zobaczymy teraz podczas dwuczęściowego spektaklu „Phenix/Vertikal”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski