Po zatrzymaniu złodzieja okazało się bowiem, że schował za pazuchą zbyt cenny towar i zamiast wykroczenia „załapał” się na przestępstwo. Teraz wartość skradzionych fantów ma się sumować, co raczej wcześniej niż później da kwotę kwalifikującą do ścigania za przestępstwo. No i świetnie! Tylko co dalej? Jeśli sam wyrok skazujący nie zawsze zmusza bandytę do naprawienia szkody czy zadośćuczynienia, choć każdemu wydaje się, że na tym polega sprawiedliwość, a szansa, że pójdzie „siedzieć” natychmiast, też może nie do końca być realna? A co z ułomną windykacją komorniczą, bo złodziej fantów już nie ma, a zabrać mu nie ma co? Oby nie skończyło się jak z narodową akcją ścigania pijanych rowerzystów, kiedy to więzienne cele zapełniały się „dziadkami leśnymi”, a najbardziej zadowolona była policyjna statystyka puchnąca wzrostem wykrywalności.
