Fakt, dziś jego wygląd jest opłakania godny, ale nie zawsze tak było.
Młyn powstał w 1900 roku. Jak można przeczytać w Wikipedii, właściciele młyna oprócz działalności stricte przemysłowej świadczyli również cały wachlarz usług turystycznych, wynajmując łodzie i tratwy oraz serwując dania i napoje. Do stawu prowadziły pięknie utrzymane ścieżki spacerowe, a na jego brzegach można było zorganizować malowniczy piknik. Na środku jeziora znajdowała się porośnięta drzewami niewielka wyspa. Wiosną 1909 roku wystawiono na niej balladę operową „Die Fischerin” (Rybaczka), osnutą na kanwie romantycznej poezji Johanna Wolfganga Goethego. Na Strudze Młyńskiej zbudowano scenografię, a na brzegach jeziora stworzono infrastrukturę teatralną. Przybyli liczni goście, a wydarzenie wsparł bydgoski magistrat.
Piękne wspomnienie, nieprawdaż? Chciałoby się, by młyn Tańskich ponownie cieszył oko bydgoszczan i turystów. Ale przecież nie jako współczesna fantazja architekta, tylko obiekt zachowujący kształty i materiał budowlany starego młyna. Tego założenia na szczęście zamierza bronić miejski konserwator zabytków, który młyn Tańskich ma w ewidencji. Właściciel wie o tym. Po co zatem tworzy abstrakcyjne i nierealne wizje jego przebudowy?
Na marginesie. Przed pierwszą wojną światową ówczesnych właścicieli młyna Tańskich w realizacji śmiałej wizji teatru na wodzie wsparł niemiecki magistrat. Dzisiejszego, polskiego magistratu na żadną pomoc nie stać?
