Miasto przegrało proces z włoskim konsorcjum, które przed laty chciało w Bydgoszczy wybudować spalarnię odpadów.
Na razie ratusz zapłacił pół miliona złotych odszkodowania, ale Włosi żądają więcej.
- W roku 2002 nasz klient zawarł porozumienie z władzami miasta, reprezentowanymi przez prezydentów Jasiakiewicza i Baranowskiego. Po zmianie władzy nowy prezydent wycofał się z tych ustaleń - mówi Jacek Romanow z rzeszowskiej kancelarii Romanow&Partnerzy, reprezentujący interesy włoskiego konsorcjum I.T.I, które zbudować miało u nas spalarnię odpadów.
- I.T.I poniosło w związku z przygotowaniami do inwestycji znaczne koszty. To, między innymi, pieniądze wydane w związku z planowanym finansowaniem inwestycji przez banki włoskie, na firmy konsultingowe i zatrudnienie inżyniera projektu. Przed realizacją inwestycji Włosi powołali w Bydgoszczy spółkę celową. Nasz klient sądzi, że poniesione koszty powinny zostać mu zwrócone i sprawa trafiła do sądu.
Sąd Okręgowy w Bydgoszczy wydał wyrok uwzględniający w całości roszczenia I.T.I., który zaskarżyło miasto. Sąd Apelacyjny w Gdańsku w czerwcu 2010 roku wydał wyrok, w którym apelację miasta oddalił. Wyrok jest prawomocny.
- W uzasadnieniu sąd stwierdził jednoznacznie, że projekt był na tyle zaawansowany, że dawał Włochom podstawy, by sądzić, że zostanie wprowadzony w życie. Sąd obciążył miasto odszkodowaniem na rzecz I.T.I w kwocie 100 tys. euro plus odsetki w kwocie ponad 16 tys. euro oraz kwotą 53 tys. złotych tytułem kosztów sądowych. Po wyroku miasto całą należność zapłaciło - mówi Jacek Romanow.
- Zapłaciliśmy, ale wystąpimy o kasację wyroku - zapowiada Jerzy Woźniak, pełniący obowiązki rzecznika prasowego ratusza. - Uważamy że list intencyjny, a tylko taki podpisano, nie był formą umowy. List nie jest zobowiązaniem do przystąpienia do inwestycji. Warto tutaj dodać, że miasto pogrążyły zeznania byłych prezydentów - Jasiakiewicza i Baranowskiego.
- Pozew został wytoczony w stosunku do należności z jednej faktury. Zależało nam na tym, aby przesądzić winę miasta - mówi o swojej strategii Jacek Romanow, który posiada faktury za wydatki, które wyniosły około 700 tys. euro. - Próbowałem wielokrotnie skontaktować się z prezydentem, by porozmawiać o ewentualnej ugodzie. Jednak poinformowano mnie w sekretariacie, że nie będzie z nami rozmawiał. Odbieramy to jako brak woli współpracy nad rozwiązaniem tego problemu. Skierowałem więc oficjalne pismo z propozycją zawarcia ugody. Jeśli zostanie ono zignorowane, stosownie do decyzji klienta podejmiemy dalsze kroki prawne - ostrzega prawnik.
- Przedstawiciel rzeszowskiej kancelarii rzeczywiście dzwonił kilka razy, ale nigdy nie chciał rozmawiać z prezydentem. Kontaktował się też z naszym radcą prawnym i straszył go, że jeśli nie zgodzimy się na jego warunki, zaalarmuje lokalne media. Nie będziemy prowadzić rozmów na temat kolejnego odszkodowania, ponieważ sprawa pierwszego trafi do kasacji. Wszystkie roszczenia tej kancelarii są bezpodstawne - wyjaśnia Jerzy Woźniak.<!** reklama>
- Urzędnicy i prawnicy twierdzili, że wszystko jest OK. Nikt nas nawet nie poinformował o wyroku. Mam wrażenie, że wiele rzeczy w ratuszu zamiata się pod dywan. Ciekawi mnie, czy prezydent Dombrowicz, gdyby to były jego prywatne sprawy, tak ochoczo wdawałby się w spór, czy prowadziłby mediacje? - irytuje się radny Jarosław Wenderlich.
- To skandal, że prezydent ukrywa przed radnymi takie informacje. Widocznie przed wyborami nie chce, aby ujrzały światło dzienne, by nie psuć sobie wizerunku - uważa radny Lech Lewandowski. - Gdybyśmy wtedy wybudowali spalarnię, za którą zresztą miasto nie miało płacić, dziś nie mielibyśmy problemów, co zrobić z odpadami.