- Przeszłość go dopadła! - oceniają koledzy. 61-letni znany pisarz Wiktor Żwikiewicz trafił do aresztu 23 sierpnia, na podstawie listu gończego sprzed pięciu lat.
<!** Image 2 align=none alt="Image 178674" sub="Wiktor Żwikiewicz Fot.: Wojciech Romanowski">W 2005 r. oskarżono go o uporczywe uchylanie się od płacenia alimentów na troje dzieci. Groziły mu wtedy dwa lata więzienia, ale sąd potraktował go łagodniej. Przyjął wniosek pisarza o wymierzenie mu 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata próby i zobowiązał do poprawy. Żwikiewicz miał regularnie płacić alimenty: 600 zł miesięcznie. Nie płacił, wezwań sądowych nie odbierał, pod wskazanym adresem nie przebywał, więc uznano, że się przed wymiarem sprawiedliwości ukrywa i wydano za nim list gończy.
- Wiktor wcale się nie ukrywał. Był bezdomny i bezrobotny. Mieszkał w schroniskach, w piwnicach i wynajętych dziurach, utrzymywał z zasiłku socjalnego. Nie miał z czego żyć, a tym bardziej płacić alimentów - bronią go przyjaciele. Stoją za pisarzem murem i wspomagają go od lat. Teraz też go nie opuszczą. - Na pewno nie jest człowiekiem bez skazy i nie wywiązuje się właściwie z obowiązków wobec dzieci, ale to wybitny pisarz, którego twórczość wywarła ogromny wpływ na nasze pokolenie - tłumaczą solidarność z aresztowanym. Obserwują wzloty i upadki pisarza, który za życia stał się legendą. Pamiętają Wiktora sprzed 30 lat, wydającego książkę za książką, w nakładach 100 - 150 tys. egzemplarzy, obsypywanego nagrodami literackimi i pławiącego się w dostatku. I tego z ostatniej dekady: biednego, schorowanego i bezdomnego. Starali się mu pomóc. Lokalne stowarzyszenia literackie i związki twórcze zaapelowały do prezydenta Bydgoszczy o socjalne mieszkanie dla pisarza. Dostał je w styczniu 2010. - Zaczął stawać na nogi, pisać - wspominają jego najbliżsi przyjaciele: Marek Żelkowski, Wojtek Chudziński i Tadeusz Krajewski. Byli zszokowani, gdy nagle zniknął.
<!** reklama>Bliscy Wiktora przeczesywali krzaki nad Brdą i wydzwaniali do jego znajomych w całej Polsce. Dopiero po tygodniu, gdy siostra Wiktora zgłosiła zaginięcie policji, wyszło na jaw, że pisarz został aresztowany. - Zatrzymano go w momencie, gdy jego życie, dzięki pomocy dziesiątków ludzi, zaczynało się prostować - ubolewa Marek Żelkowski i celnie zauważa: - Przez kilka lat bezdomny i bezrobotny Żwikiewicz nie istniał w tzw. systemie. Otrzymując mieszkanie i meldunek trafił do systemu i wtedy go namierzono.