Złote myśli znać wypada. Tym, którzy tę żydowiczowską przegapili, przypomnę krótko, że padła ona podczas konferencji prasowej w Toruniu. Szef festiwalu filmowego odpierał na niej zarzuty wewnętrznej, toruńskiej opozycji, której nie w smak jest kosztowna budowa centrum festiwalowego. Opozycja uważa, że na potrzeby EnergaCamerimage zupełnie wystarczy zaplecze, które Toruń już ma - w postaci Centrum Kulturalno-Kongresowego Jordanki.
Minimalistom i malkontentom Marek Żydowicz odparował, że takie wydarzenia, jak międzynarodowy festiwal filmowy, na świecie rozgrywają się na powierzchniach nawet kilkudziesięciu tysięcy metrów kwadratowych. I dodał: - Jeśli chcemy być grajdołem, to powiedzmy sobie: w ogóle nic nie róbmy, zostańmy Bydgoszczą.
Po lawinie gromkich i dosadnych komentarzy, jakie wywołały te słowa, a które „Express” zacytował, Marek Żydowicz przysłał do naszej redakcji odpowiedź. Po typowym w takich sytuacjach wstępie (negacja kształtu cytatu: „Moja wypowiedź została wyrwana z kontekstu” i afirmacja bohaterów cytatu: „Bydgoszcz jest niezwykłym miastem, w którym mieszkają wspaniali ludzie. Z wielką przyjemnością i satysfakcją współpracowałem z tamtejszymi instytucjami kultury i przedsiębiorcami, organizując przez 10 lat Festiwal Camerimage”) następuje właściwe rozwinięcie teorii grajdołu.
„Uważam, że rozwijające się gospodarczo miasto powinno inwestować również w rozwój infrastruktury kulturalnej” - pisze Marek Żydowicz i dodaje, że o tym właśnie, budując baseny, przystanki i ulice, zapomniał prezydent Rafał Bruski. Jego zdaniem, remont „post-PRL-owskiego budynku BWA” czy niedawna „prywatna rewitalizacja kina Pomorzanin” to o wiele za mało, by Bydgoszcz jako ośrodek kultury mogła wypłynąć na szerokie wody. Właściwie jedynie gmach Opery Nova postrzega on jako inwestycję godną XXI wieku, dzięki której Bydgoszcz może w zakresie kultury wyróżnić się na tle Polski.
„Dlatego uważam, że polityka w tym zakresie, realizowana przez ostatnie 10 lat przez prezydenta Rafała Bruskiego czyni z Bydgoszczy grajdoł” - podsumowuje szef filmowego festiwalu.
Czy ma rację? Moim zdaniem, i tak, i nie. Rzeczywiście, bez solidnego zaplecza w postaci dużych, funkcjonalnych budynków i ich wyposażenia, nie sposób ubiegać się o organizację ważnych, międzynarodowych imprez. Widać to także w sporcie. Bydgoska „Łuczniczka” parametrami znacznie ustępuje halom sportowym w wielu innych miastach i organizacja nad Brdą choć części imprez rangi mistrzowskiej w siatkówce i koszykówce, o lekkoatletyce już nie wspominając, z roku na rok staje się coraz trudniejsza.
Trzeba jednak pamiętać, że imprezy takie to krótkie święta, przedzielane długimi okresami szarej rzeczywistości. Lubimy podkreślać, że Bydgoszcz to ósme miasto w Polsce pod względem liczby mieszkańców. Ale Polska to nie Chiny. Ósme miejsce w Polsce oznacza 350 tysięcy tubylców, z tendencją do szybkiego spadku. Nie wierzę, by tę tendencję zdolna była odwrócić budowa hali sportowej z trybunami na kilkanaście tysięcy osób czy podobny gigant, przeznaczony na wydarzenia kulturalne.
Druga sprawa to koszty, jakie wiążą się z organizacją superwydarzeń kulturalnych czy sportowych. Ani kultura, ani sport z reguły nie finansują się same. Klub piłkarski w ekstraklasie potrafi wyssać z miejskiej kasy lwią część dotacji na cele sportowe.
Podobnie jest z jeszcze mniej dochodowymi festiwalami. I gdybym musiał wybierać pomiędzy jednym kilkudniowym Camerimage w roku i kilkoma mniejszymi festiwalami, niekoniecznie filmowym, które w sumie kosztowałyby tyle, co Camerimage, to wybrałbym drugą opcję.
Co bynajmniej nie oznacza że bydgoskiego festiwalu Camerimage nie jest mi dziś żal.
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?