Na porodówki trafiają właśnie kobiety z wyżu demograficznego lat 80. Według lekarzy - spóźnione i z większymi oczekiwaniami niż ich poprzedniczki. Nie chcą rodzić w mękach.
<!** Image 2 align=right alt="Image 99654" sub="Julia, córeczka Moniki Kawki i Bartosza Zemełko, przyszła na świat w toruńskim szpitalu zespolonym 21 października. Jeszcze 2,5 roku temu rodzice za poród rodzinny w warunkach o podwyższonym standardzie zapłaciliby tu 400 zł. Dziś, po kompleksowym remoncie, porodówka nie pobiera dodatkowych opłat. Ale nie wszędzie tak jest... / Fot. Adam Zakrzewski">Spóźnione, bo pierwsze dziecko rodzą w wieku 25, 27 a nawet 29 lat. Bardziej świadome, bo wychowane w świecie, w którym wymiana informacji, dzięki mediom i podróżom, to rzecz naturalna. Głośno pytają: czy poród musi boleć? Porównują standardy położnicze w Unii Europejskiej, a nawet USA, z krajowymi realiami. I często nie są zadowolone.
Panie z wyżu demograficznego
- Spodziewaliśmy się tych pań od kilku lat. Pokolenie kobiet urodzonych pod koniec lat 70. i w latach 80. wcale się do nas nie spieszyło. Częściej stawiało na pierwszym miejscu pracę, karierę, zabezpieczenie materialne. Te kobiety późno weszły też w związki małżeńskie - mówi prof. Wiesław Szymański, wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa, szef położnictwa w bydgoskim szpitalu im. dr. Jana Biziela. Profesor nie kryje, że „panie z wyżu” trafiły w nieciekawy moment. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której minister zdrowia mówi, że państwa nie stać na refundowanie znieczulenia przy porodzie, że ból nie jest medycznym wskazaniem do jego zaaplikowania.
Koło się zamyka
W krajach Unii Europejskiej znieczulenie zewnątrzoponowe (zzo) stosuje się średnio w 30 proc. porodów. Nie trzeba za nie dodatkowo płacić. W polskich szpitalach jest odwrotnie. Na zzo refundowane z ubezpieczenia, pomijając przypadki cesarskich cięć, liczyć może kilka procent rodzących. Tych, które przedstawią zaświadczenie od lekarza „poród ze znieczuleniem”, poparte konkretnymi wskazaniami medycznymi.
<!** reklama>- Dziś Narodowy Fundusz Zdrowia nie refunduje szpitalom kosztów tego znieczulenia, na które składa się także dodatkowa praca anestezjologa i pielegniarki. Zresztą, w poprzednich kontraktach refundowało też żałośnie, bo wyceniając cały zabieg na zaledwie 300 zł - mówi dr Marek Maleńczyk, ordynator oddziału położnictwa, chorób kobiecych i ginekologii onkologicznej Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu, gdzie porody ze znieczuleniem nie stanowią nawet 3 procent. - W niepublicznych szpitalach za zzo płaci się od kilkuset do tysiąca złotych. Nam, publicznym lecznicom, takich opłat od pacjentek przyjmować nie wolno. I koło się zamyka...
Kobiety, które chcą rodzić z takim znieczuleniem, „załatwiają” sobie odpowiednie zaświadczenia albo szukają poródówki, gdzie odpłatnie dostaną zzo. Fora internetowe pękają w szwach od informacji, gdzie, jak i za ile.
Plaga cesarskich cięć
Polskie Towarzystwo Ginekologiczne zaapelowało niedawno w imieniu kobiet do minister zdrowia Ewy Kopacz o refundację znieczulenia. Odpowiedź zbulwersowała wielu. - Budżetu państwa nie stać na to, by zapewnić darmowe znieczulenie przy porodzie. Poród to fizjologia i tak nas, kobiety, stworzyła natura, że pewne rzeczy powinny odbywać się jej siłami - powiedziała na łamach „Dziennika” pani minister. Podkreśliła, że gdyby znieczulenia były darmowe, to szpitale musiałyby zapewnić pacjentkom obsługę anestezjologów w zakresie większym niż obecnie. A tych specjalistów jest zbyt mało.
- Państwa nie stać na zlikwidowanie bólu przy porodzie?! My, położnicy, tego nie rozumiemy i z taką polityka się nie zgadzamy - podkreśla prof. Szymański. - Refundacja zzo jest konieczna, jeśli chcemy zlikwidować plagę cesarskich cięć na życzenie. W prywatnych klinikach stanowią one nawet 70 proc. wszystkich porodów. A to przecież rozwiązania niosące ze sobą niebezpieczeństwo powikłań, z pewnością nieobojętne dla zdrowia i życia matki oraz dziecka. Widzę wyraźny związek między utrudnionym dostępem do znieczulenia a rosnącą liczbą cięć cesarskich. Na to drugie rozwiązanie decydują się kobiety, które obawiają się, że w szpitalu odmówi im się uśmierzenia bólu.
<!** Image 3 align=left alt="Image 99654" sub="Ból można oswoić - uczą w bydgoskiej prywatnej szkole „Łagodne Rodzenie” Justyny Prucnal. Przyszłe mamy poznają tu m.in. sekrety odpowiedniego oddychania, masażu, aroma- i muzykoterapii. Dostęp do bezpłatnej nauki w szkołach rodzenia jest coraz trudniejszy, bo NFZ ogranicza ich finansowanie. / Fot. Tomasz Szatkowski">W jednym, zdaniem środowiska medycznego, pani minister się nie pomyliła: problemem jest brak anestezjologów. Problemem dotkliwym w dużych miastach, a krzyczącym wręcz w Polsce powiatowej. Szczególnie tej, gdzie rodzi się w SP ZOZ-ach.
Powiat bez znieczulenia
W publicznym szpitalu powiatowym w Lipnie porodówka przyjmuje miesięcznie 50-60 kobiet. - Poród ze znieczuleniem zewnątrzoponowym? Nie wykonujemy wcale. I jeśli ktoś mówi, że w szpitalach powiatowych rodzi się z zzo, to kłamie - mówi wprost dr Zbigniew Placek, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego. - Jeśli w szpitalu jest w ogóle trzech anestozjologów, a jeden dyżuruje, to w jaki sposób ma wykonać zzo? Jego obecność konieczna byłaby praktycznie przez cały poród, łącznie z drugą jego fazą, szyciem i późniejszą obserwacją. Dlatego ze znieczuleniem dolędźwiowym odbywają się u nas tylko cesarskie cięcia.
Propaganda i moda
„Wynajętego” anestezjologa (i takie pomysły realizują w Polsce rodzące) dr Placek na oddział by nie wpuścił. Podobnie zresztą jak większość jego kolegów w regionie. Za duże ryzyko i niezgodnie z prawem.
Mieszkanki Lipna i okolic rodzić mogą jeszcze w drugim szpitalu, Niepublicznym Zakładzie Usług Medycznych BRA-MED. Prowadzący go dr Lech Bramorski do stosowania znieczulenia zewnątrzoponowego podchodzi jednak bardzo ostrożnie. - Mam 7 anestezjologów do dyspozycji, więc o kłopocie ze specjalistami mówić nie mogę. Ale denerwuje mnie ta cała propaganda dotycząca znieczulania. Dziś u pacjentek często spotkana jest postawa: „chcę znieczulenia, bo mam pieniądze”. Tymczasem żadna ingerencja przy porodzie nie jest obojętna. ZZO wykonywać należy wyłącznie przy wyraźnych wskazaniach medycznych - mówi położnik z blisko 50-letnim stażem. - Moda na znieczulenie przypomina mi modę na porody w wodzie. Mówiono wyłącznie o zaletach tej metody, pomijając szerzenie się infekcji i przypadki utopień noworodków.
Boli dla zdrowia dziecka
Najwięcej bydgoszczanek rodzi w szpitalu miejskim im. E.Warmińskiego. W ub.r. odbyło się tu 3106 porodów, w tym roku ma być ich jeszcze więcej. Maksymalnie 5 procentom rodzących zaaplikowano znieczulenie zewnątrzoponowe.
- Oczekiwania kobiet wyżu lat 80. są wyraźne. Po pierwsze, chcą komfortu. Gdy 26 lat temu zaczynałam tu pracę, rocznie przyjmowaliśmy 6 tysięcy porodów, a sale poporodowe miały po 11 łóżek. Dziś mają najwyżej 5. W planach, po remoncie, musimy mieć już jednak pokoje z osobnymi węzłami sanitarnymi - mówi Mirosława Ziółkowska, siostra oddziałowa na położnictwie. - Po drugie, panie oczekują dodatkowych świadczeń, za które chcą płacić. Mówią, że chcą mieć „swoją położną”. Tymczasem w publicznym szpitalu to niezgodne z przepisami.
Trzecie, istotne oczekiwanie pierworódek z wyżu to ulga w bólu. Zdaniem Ziółkowskiej, panie za mocno skupiają się na osiągnięciach medycyny XXI w., a za mało czerpią z natury. - We współczesne kobiety trzeba wlewać siłę, wiarę w to, że mogą urodzić naturalnie. To w końcu najbezpieczniejszy dla obu stron sposób narodzin - podkreśla siostra oddziałowa. - To, że kobieta rodzi w bólach, powoduje, że jej dziecko będzie później prawidłowo funkcjonować emocjonalnie. Tak wynika z badań Światowej Organizacji Zdrowia. Naszym rodzącym tymczasem brakuje emocjonalnego zaangażowania w poród.
Taki punkt widzenia dla kobiet lat 80. nie do końca jest do zaakceptowania. - Będę rodzić w 2008 r., w państwie UE. Oczywiście, wolałabym urodzić w pełni świadomie, bez zzo. Ale wcale nie jestem przekonana, że dam radę. Dlatego chcę mieć pewność, że w razie, gdy ból będzie nie do zniesienia, dostanę znieczulenie. Dlaczego mam nie korzystać z osiągnięć medycyny? - pyta 28-letnia Marta z Torunia. Jest w piątym miesiącu ciąży. Mówi, że może dopłacić, bo na poród w godnych warunkach tylko z ubezpieczenia nie liczy.
Płacisz i masz
Nie tylko medyczna ingerencja łagodzi cierpienie. Poród boli, gdy jesteś samotna, przestraszona, pozbawiona poczucia bezpieczeństwa. Łatwiej rodzić, gdy wiesz, czego możesz się spodziewać, potrafisz właściwie oddychać, a bliska osoba jest przy tobie. Czujesz się lepiej, gdy poród jest wydarzeniem intymnym.
Tyle teorii. Praktyka to „dobrowolne opłaty dodatkowe”, które pacjentki wpłacają na konto szpitala, np. w szpitalu na bydgoskich Kapuściskach za 100-150 zł można odbyć poród w wodzie (mało popularny). Tyle samo, według informacji oddziałowej Mirosławy Ziółkowskiej, kosztuje możliwość rodzenia w osobnym pokoju z łazienką, TV i łóżkiem dla męża.
- Dzięki tym dobrowolnym opłatom nie brakuje nam pieluszek dla noworodków, na oddziale są telefony i kolorowa pościel. Z samej szpitalnej kasy na to by nie wystarczyło - tłumaczy oddziałowa.
Swoją cenę coraz częściej ma też nauka rodzenia, bo szkoły do tego przygotowujące komercjalizują się. - Mieliśmy w Lipnie taką szkołę przy szpitalu publicznym, ale 3 lata temu Narodowy Fundusz Zdrowia odmówił finansowania pracy położnej, więc ją zamknęliśmy. W mieście powstała prywatna szkoła, płatna - mówi dr Zbigniew Placek.
<!** Image 4 align=right alt="Image 99654" >Prof. Wiesław Szymański, wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa:
Opinia
- W ubiegłym roku w Kujawsko-Pomorskiem odbyło się 21271 porodów, na świat przyszło 21495 dzieci. W stosunku do 2006 r. wzrost odnotowała większość szpitali, w niektórych sięgał on kilku, w innych nawet kilkudziesięciu procent.
Wyjątkiem wśród dużych szpitali okazał się szpital wojewódzki w Toruniu (Bielany), który odnotował spadek o 47 porodów. Prawdopodobnie ma to związek z obecnością bardzo dobrej porodówki w pobliskiej Chełmży - tu wzrost aż o 76 porodów. Wiecej dzieci urodziło się w Bydgoszczy, Włocławku, Inowrocławiu, także w mniejszych miastach. Wyjątkiem jest Golub-Dobrzyń, gdzie oddział położniczy zamienił się w izbę porodową (ciagły spadek porodów). W tym roku spodziewamy się dalszego wzrostu urodzin. Na sale porodowe zgłaszają się panie z wyżu demograficznego lat 80.
W kraju wyróżnia nas najmniejsza umieralność noworodków i, od lat, jeden z najniższych procentów cesarskich cięć. Średnia dla Polski przekroczyła 29 proc., w Mazowieckiem czy Podkarpackiem - 35 proc., a u nas - 23,4 proc. Za tą liczbą kryje się dobra praca położników, którzy starają się nie robić CC „na życzenie”. Martwi mnie komercjalizacja szkół rodzenia i brak rozwoju w tej materii.
Warto wiedzieć
Co to jest znieczulenie zewnątrzoponowe?
Znieczulenie zewnątrzoponowe (zzo) polega na nakłuciu lędźwiowego odcinka pleców i podania przez cienki cewnik (giętka rurka o średnicy ok. milimetra) środka znieczulającego do przestrzeni otaczającej rdzeń kręgowy. Rodząca zachowuje świadomość, nie odczuwa bólu od pasa w dół. Powinna odróżniać jednak skurcz od parcia. Leki zaczynają działać zazwyczaj po 10-15 minutach, a ich dawka wystarcza na ok. 2 godziny. Decyduje jednak indywidualna wrażliwość pacjentki.
Zzo uniemożliwia przedostanie się leków używanych do znieczulenia (chloroprokainy, lidokainy, bupiwakainy) przez łożysko do płodu prawie w stu procentach. Jak podkreślają jednak doświadczeni położnicy, każda farmakologiczna ingerencja niesie ze sobą jakieś ryzyko. Pewne jest, że zzo jest zdecydowanie bezpieczniejsze aniżeli wciąż stosowane w polskich szpitalach podawanie rodzącym dolarganu (pochodna morfiny) czy innych środków narkotycznych.
Obecność przeszkolonego do podawania zzo anestezjologa jest konieczna praktycznie przez cały czas porodu, a więc nawet kilkanaście godzin. Zzo może osłabić skurcze, przedłużyć I lub II okres porodu. Konieczne jest częste lub stałe monitorowanie tętna dziecka. Czasami przy zzo gwałtownie obniża się ciśnienie tętnicze matki, powodując zaburzenia tętna dziecka. Wzrasta również ryzyko porodu zabiegowego (zastosowanie kleszczy bądź próżnociągu) oraz cesarskiego cięcia.
W krajach Unii Europejskiej odbywa się około 30 procent porodów z zzo. W większości nie trzeba za zzo dopłacać. W Polsce NFZ przestał płacić szpitalom za tę usługę. Jednym z podstawowych problemów jest też brak anestezjologów. W publicznych lecznicach powiatowych zzo nie wykonuje się wcale albo prawie wcale. W niepublicznych placówkach często trzeba za nie płacić.
(Źródło: Fundacja „Rodzić po ludzku”, www.edziecko.pl)