https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

VIP co u pani słychać?

Wojciech Romanowski
Rozmowa z ALICJĄ ARASZKIEWICZ, która wspólnie ze swoim mężem, Aleksandrem Araszkiewiczem, przywróciła do świetności Miejską Łaźnię na Szwederowie, gdzie powstało Centrum Kultury, Higieny i Zdrowia Psychicznego.

Rozmowa z ALICJĄ ARASZKIEWICZ, która wspólnie ze swoim mężem, Aleksandrem Araszkiewiczem, przywróciła do świetności Miejską Łaźnię na Szwederowie, gdzie powstało Centrum Kultury, Higieny i Zdrowia Psychicznego.

Chyba nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, czym jest Centrum Kultury, Higieny i Zdrowia Psychicznego...

Z pewnością jest to miejsce jedyne w swoim rodzaju, niezwykłe w skali kraju, łączące w sobie wiele funkcji. Proste zaszufladkowanie byłoby krzywdzące. Z jednej strony, jest to klinika, w której przyjmuje wielu specjalistów z różnych dziedzin. Z drugiej strony - galeria sztuki, i to również niezwykłej, bo stworzonej przez osoby z chorobami psychicznymi. Trzecie oblicze najlepiej niech scharakteryzuje słowo spotkanie. Gdybym miała poszukać jednego określenia, to właśnie miejsce spotkań byłoby najwłaściwsze. W łaźni spotyka się tradycja ze współczesnością, człowiek ze sztuką i co najważniejsze - człowiek z człowiekiem.

Jeśli mówimy o tradycji, to warto przypomnieć krótką historię tego budynku.

Musimy się więc cofnąć do Bydgoszczy z końca lat 20. poprzedniego stulecia. W dużej części miasta nie ma bieżącej wody, więc władze muszą pomóc swoim mieszkańcom w bardzo prozaicznej sprawie - w zachowaniu higieny. Dzisiaj trudno nam to sobie wyobrazić, ale w tamtych czasach woda była jedynie w najlepszych kamienicach w Śródmieściu oraz w ekskluzywnych willach. A co z resztą? Ludzie korzystali z łaźni, jednak wciąż brakowało w nich miejsc. Radni wyszli naprzeciw potrzebom i zdecydowali, że zostanie zbudowany zakład kąpielowy na Szwederowie. Właśnie w nim się znajdujemy.

Udało się odtworzyć precyzyjnie układ pomieszczeń?

Jesteśmy w gabinecie na parterze, w tym pomieszczeniu znajdowały się natryski oraz wanny. Oczywiście osobno z kąpieli korzystały panie, a osobno panowie. W budynku mieszkał lekarz, stale tutaj dyżurujący. Dookoła była piękna zieleń, fontanna tryskała wodą, alejkami spacerowali ludzie, którzy szukali odpoczynku od zgiełku. Po wojnie w mieście budowano kanalizację, więc ludzi w łaźni ubywało. I w 1980 roku ktoś uznał, że nie ma sensu dalej utrzymywać takiego obiektu. Został zamknięty na 30 lat, aż zjawiliśmy się my i uruchomiliśmy Centrum Kultury, Higieny i Zdrowia Psychicznego.<!** reklama>

Trudno oderwać wzrok od obrazów zdobiących ściany. Skąd pasja do sztuki, tworzonej właśnie przez osoby z chorobami psychicznymi?

Mąż jest psychiatrą. Chciał lepiej poznać swoich pacjentów; sztuka jest przecież formą wyrazu, opowieścią płynącą z najgłębszych pokładów człowieka. Jedno dzieło często więcej mówi o twórcyniż tysiąc stron opowieści. Zbieranie kolekcji zaczęło się 30 lat temu. Mąż kupował obrazy na aukcjach. Uzbierało się ich tyle, że w 1998 roku na Kongresie Psychiatrów Polskich w Bydgoszczy zorganizował pierwszą wystawę.

Co wyjątkowego jest w tych obrazach?

Nie da się o nich opowiedzieć, trudno znaleźć wzorce wśród innych artystów. Może to, że nie powstawały w celach zarobkowych? Motywacja artysty jest bardzo istotna. Osoby chore malują dla siebie, po to, żeby wyrazić swoje emocje. Nie tworzą dla pieniędzy, lecz dla samej sztuki. A jaką mają wyobraźnią artystyczną! Proszę spojrzeć na to bogactwo formy, koloru, na niezwykłe wizje. Nieraz zauważałam, że ludzie, którzy do nas zaglądają, stają przed obrazem jak wryci, nie wiedzą, co powiedzieć. Czasem tylko wyduszą: „To naprawdę namalował człowiek chory?”.

Czy sztuka pomaga w leczeniu?

Oczywiście. Arteterapia jest doceniana na całym świecie, człowiek odnajduje siebie właśnie w sztuce. Malowanie ma niezwykłe właściwości terapeutyczne.

Od lat prowadzi Pani wraz z mężem walkę o godność osób z zaburzeniami psychicznymi.

Nie tylko poprzez pokazywanie ich sztuki, lecz przede wszystkim w założonym przez męża Stowarzyszeniu na rzecz Przeciwdziałania Wykluczeniu Społecznemu Osób z Zaburzeniami Psychicznymi „Most". Mamy na tym polu dużo do zrobienia.

Czy Polacy są nietolerancyjni wobec osób chorych?

Takie postawy są zauważalne na całym świecie. Na szczęście dzięki pracy, jaką wykonujemy, czy to w centrum, czy w stowarzyszeniu, coś się zmienia na lepsze. Trzeba walczyć z tabu dotyczącym choroby psychicznej. Może komuś, kto się tym nie interesuje, trudno w to uwierzyć, ale w Europie prawie 30 proc. populacji cierpi na zaburzenia psychiczne. I dzisiejszy tryb życia z pewnością nie wpływa korzystnie na tę tendencję. Pędzimy na oślep, nie potrafimy wypoczywać, łatwo wpadamy w pułapki, sprytnie zastawiane na nas przez współczesny świat. Szczególnie dotyczy to ludzi młodych, coraz bardziej narażonych na depresję. Krótko mówiąc, - bądźmy bardziej tolerancyjni wobec problemów, które jutro mogą być naszymi problemami.

Wy tej tolerancji uczycie. W łaźni spotykają się przecież różni ludzie.

Dokładnie tak jest. Właśnie to daje najwięcej satysfakcji. Przywróciliśmy do życia budynek skazany na zagładę. Tchnęliśmy w niego nowego ducha, ale przyświeca nam podobny cel, jaki przyświecał twórcom łaźni. Dbamy o higienę. Wiadomo, czasy się zmieniły i każdy ma już w domu wodę, wannę albo prysznic. Ale dzisiaj najważniejsza jest higiena psychiczna, pewien stan równowagi, który pozwala przejść przez labirynty współczesności bez większego uszczerbku. Po to właśnie jest łaźnia - żeby w naszym życiu panowała harmonia.

Napisz do autora: [email protected]

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

N
Nowobogacki
Łaźnia jako obiekt użyteczności publicznej, w 1980 roku, "Został zamknięty na 30 lat, aż zjawiliśmy się my i uruchomiliśmy Centrum Kultury, Higieny i Zdrowia Psychicznego." Powód do dumy ?!
Jakie działanie Rajców Ratuszowych jest bardziej godne podziwu ?... tych z lat 20- tych ubw, którzy już w pierwszych latach ledwo Odzyskanej Niepodległości zadbali troskliwie o zdrowie swoich mieszkańców, czy też tych z początkowych lat transformacji, którzy wszystko opychali za "psie grosze", kosztem swoich mieszkańców.
Tak im było spieszno opchnąć nowoczesną "Ondynę" i wypchnąć dumnie pierś magistracką na medale i nagrody, za... wyremontowanie ze złomu stuletniej staruszki, małą łajbę "Bydgoszcz". Oczywiście też w trosce magistrackich rajców o nas Bydgoszczan.
O ostatnim sekretarzu KW PZPR z lat 1980 tych, który podjął jedynie słuszną decyzję zamknięcia na 30 lat Łaźnię Miejską przy ulicy Gwardii Ludowej 2 aby "dojrzała" należycie do opchnięcia, nie wspomnę. Pewnie biedak zresztą leciwy już, jako bezdomny z Białego Domu, sypia na ławie UE, skąd przywozi dla odmiany wskazówki z zachodu niczym nie różniące od poprzednich wschodnich.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski