Czy zdarzyło się państwu przyjść do dentysty na umówioną godzinę i od razu zasiąść w fotelu boleści? Mnie w ostatnich kilkunastu latach takie szczęście spotkało bodaj raz.
Podobne, niestety, wspomnienia mam z warsztatów oponiarskich. „A, już pan jest! - słyszę na powitanie. - Zaraz się pana autem zajmiemy, tylko poprzednie skończymy”.
Po czym siedzę w aucie, jego silnik stygnie, a ja się gotuję. Bo „zaraz” przeciąga się w pół godziny. I po to się trzeba było umawiać?