Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzy szuflady, trzy noworodki

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Ciała noworodków rozmrażano przez cztery dni. W chłodni Zakładu Medycyny Sądowej w Gdańsku stopniowo podnoszono temperaturę, aż sięgnęła zera stopni Celsjusza.

<!** Image 3 align=none alt="Image 209927" sub="Dom rodziny D. przy ul. Wojska Polskiego w Lubawie. Dostęp do lodówki w kuchni mieli tu Lucyna i Janusz D., jej rodzice oraz czworo dzieci. Na zdjęciu: najstarszy, 22-letni syn. Sąsiedzi do kamer mówili: - Tego się nie spodziewaliśmy.
[Fot. Sławomir Kowalski]">

Ciała noworodków rozmrażano przez cztery dni. W chłodni Zakładu Medycyny Sądowej w Gdańsku stopniowo podnoszono temperaturę, aż sięgnęła zera stopni Celsjusza.

Dopiero po całkowitym odmrożeniu zwłok można było przeprowadzić sekcje. Wstępne wyniki: wszyscy chłopcy urodzili się żywi. W 2009, 2010 i 2013 roku.

Ona: matka, żona, robotnica

Lucyna D. ma 41 lat. Od dziecka mieszkała w Lubawie. Dom przy ul. Wojska Polskiego należał najpierw do jej rodziców. Kiedy wyszła za Janusza, podzielili się przestrzenią. Dobudowali piętro. Na świat przychodziły kolejne dzieci. Najstarszy syn ma dziś 22 lata. Potem urodziła się 19-letnia córka, tegoroczna maturzystka, znów syn - 15-letni i najmłodsza, 6-letnia dziewczynka.<!** reklama>

Kolejne troje dzieci Lucyny D. policjanci znaleźli we wtorek, 9 kwietnia, w lodówce. Zawinięte w folię leżały obok innych produktów. Widok był wstrząsający: trzy szuflady, trzy noworodki. Lodówka stała w kuchni i dostęp do niej mieli wszyscy: Lucyna i Janusz D., ich dzieci i jej rodzice.

Dlaczego w ogóle policja pojawiła się w tym domu? Po anonimowym telefonie koleżanki z pracy Lucyny, która jeszcze w piątek widziała ją w ciąży, a w poniedziałek już bez brzucha. Zadzwoniła ze zgłoszeniem, że kobieta najpewniej urodziła i sprzedała dziecko.

Lucyna D. przyznała się do zabicia dzieci przez uduszenie. Policjantce, która ją przesłuchiwała, wyznała, że zwłoki wkładała do lodówki, bo chciała mieć dzieci blisko siebie. I że obawiała się łatki patologicznej rodziny, bo tylko w takiej co rok to prorok.

On: samiec alfa, mistrz

Po 48-godzinnym zatrzymaniu Janusza D. wypuszczono do domu. - Obecnie nie usłyszał żadnych zarzutów. Niewykluczone jednak, że rola Janusza D. w trakcie trwania czynności procesowych może się zmienić z roli świadka na podejrzanego - powiedział Jan Wierzbicki, szef Prokuratury Rejonowej w Iławie.

<!** Image 1 align=none alt="Image 209929" >

Grzeczny, kulturalny, normalny - tak na początku o Januszu mówią sąsiedzi. Gdy jednak podrążyć, na idealnym wizerunku pojawiają się rysy. Jeden z najbliższych sąsiadów państwa D. określa mężczyznę słowem: dominujący. - Kiedy prowadziłem przy domu sklep spożywczy, Lucyna D. często przychodziła po zakupy. Brakowało jej pieniędzy, bo mąż jej wydzielał - wspomina. - Myślę, że się go bała, ale chciała go też przy sobie zatrzymać. Bo nie jest tajemnicą, że miał inne kobiety na boku.

Sąsiedzi pamiętają, gdy Janusz D. rzekomo wyjechał w delegację służbową, a został nakryty ze znajomą w Grunwaldzie, na rekonstrukcji historycznej bitwy. Ktoś zrobił obojgu zdjęcia, które dotarły do Lucyny D. Wtedy kobieta wyrzuciła męża z domu. Wrócił po dwóch tygodniach.

Oboje małżonkowie D. pracowali w zakładzie Swedwood, produkującym meble dla Ikei. On awansował tutaj na mistrza. Nieźle zarabiał i miał pod sobą grono pracowników.

Oni: nie chcieli się wtrącać

Swoje ciąże (przynajmniej dwie ostatnie) Lucyna starała się ukrywać. Mimo wszystko jej odmienny stan nie uszedł uwadze sąsiadów i koleżanek z pracy.

- Ślepy by zauważył. Pamiętam, jak Lucyna była w tej pierwszej ciąży. Jeszcze jej matka się chwaliła, że będzie miała kolejnego wnuka. Aż nagle, jakieś dwa tygodnie przed rozwiązaniem, zaczęła nam opowiadać, że to nie ciąża, tylko przepuklina... - opowiada sąsiadka mieszkająca za rogiem.

Kolejna dodaje, że kiedyś nawet pomagała Lucynie nieść zakupy, ze względu na ciążę właśnie. Brzuch był wyraźny, duży. Wystawał spod letniej bluzki. - Krążyła fama, że D. handlują dziećmi. Ja tam jestem starszą kobietą. Nie chciałam się, jak to mówią, wchrzaniać - tłumaczy kobieta.

W pracy koleżanki dopytywały: Kiedy termin? Kiedy chrzciny? Lucyna zaprzeczała, by spodziewała się dziecka. Twierdziła, że choruje: na wątrobę, na przepuklinę, tarczycę, wodobrzusze... Pilnowała się, żeby w wspólnej szatni nie pokazywać ciała.

Psycholog: „rozmywanie”

Marek Osmański, psycholog, przewodniczący oddziału Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w Toruniu, mówi, że na gruncie psychologii społecznej postawę „onych” wyjaśnić można przynajmniej dwojako.

- Fakt bycia w ciąży, a następnie brak dzieci i brak na to zdecydowanej reakcji ze strony otoczenia sprawił, że ludzie myśleli tak: „Skoro ta kobieta była w ciąży, a teraz nie jest i dzieci nie ma, to jeśli inni nie reagują, to znaczy, że wszystko jest w porządku. Inni muszą wiedzieć lepiej” - mówi psycholog. - Kiedy ludzie nie wierzą własnemu sądowi, szukają wskazówek u innych, by podjąć właściwą decyzję (lub jej nie podejmować).

Nieufność do własnych ocen wynika natomiast z niejednoznaczności sytuacji („Kto wie, co się stało z tymi dziećmi? - może są u rodziny, może oddane do adopcji, może wyjechały za granicę - nie wiadomo, więc skoro inni nie reagują, to znaczy, że to oni mają rację”) - to pierwsza możliwość.

Druga to tzw. hamowanie społeczne, potocznie nazywane też rozmywaniem odpowiedzialności. - Przy podejmowaniu decyzji, np. o powiadomieniu władz, każdy ogląda się na innego, sądząc, że skoro fakt jest ewidentny, to na pewno ktoś już to zrobił albo zrobi.

Świadomość tego, że wiele innych osób jest świadkami tego samego zdarzenia, sprawia, że ja sam czuję się osobiście o wiele mniej odpowiedzialny niż gdybym wiedział, że o tym fakcie wiem tylko ja - wyjaśnia Marek Osmański. - Zwracano na to uwagę w badaniach nad obojętnym przechodzeniem tłumu obok człowieka leżącego na ulicy. Im tłum większy, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś się poczuje OSOBIŚCIE odpowiedzialny i coś zrobi.

Prokuratura: kto jeszcze?

Lucynie D. grozi dożywocie. Na mocy decyzji sądu została aresztowana na trzy miesiące. Janusz D., jak już wspomnieliśmy, został zwolniony do domu. Nie wrócił jednak na ul. Wojska Polskiego. Mieszkający po sąsiedzku kuzyn Lucyny groził mu samosądem; musiała interweniować policja. Janusz D. poszedł więc do matki, mieszkającej w innej dzielnicy Lubawy, a potem wyjechał z miasta.

Żadnych zarzutów nie postawiono innym dorosłym domownikom, mieszkającym pod wspólnym dachem przy ul. Wojska Polskiego. Dzieci, decyzją sądu, zostały oddane pod opiekę babci.

Prokuratura Rejonowa w Iławie przyznaje, że kluczowym pytaniem w toczącym się śledztwie pozostaje pytanie: Kto jeszcze? Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy bowiem, że Lucyna D. była w stanie trzykrotnie sama rodzić w domu i, będąc w połogu, sprzątać po porodach, dusić noworodki i ukrywać ich zwłoki.

Zdaniem lubawian, z którymi rozmawialiśmy, cień pada na siostrę kobiety - z zawodu pielęgniarkę. Być może też na kogoś ze środowiska lekarskiego, skoro Lucyna D. miała przedstawiać w pracy fałszywe zaświadczenia na temat swojego stanu zdrowia. 


FAKTY

Pracowała do ostatnich godzin przed porodem

Swedwood przy ul. Borek w Lubawie to duży zakład meblarski, produkujący dla Ikei. Miejscowi mówią o nim „u Szweda”. Pracuje tu około tysiąca osób, na trzy zmiany.

Jeszcze do niedawna pracowali tu także małżonkowie Lucyna i Janusz D. On awansował na mistrza, nieźle zarabiał. Ona zatrudniona była bezpośrednio przy produkcji. Wykonywała nielekką fizyczną pracę.

Według relacji koleżanek, w piątek, 5 kwietnia, Lucyna D. pracowała do godz. 22. Z wyraźnym, dużym brzuchem. W poniedziałek, 8 kwietnia, pojawiła się już bez brzucha. To zaniepokoiło jedną z pracownic, która zadzwoniła na policję z doniesieniem, że Lucyna D. najpewniej sprzedała dziecko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!