Jak ocenia Pan wczorajszą debatę Beaty Szydło z premier Ewą Kopacz?
Debata podobała mi się. Sądzę, że wiele osób oczekuje właśnie takich rozmów polityków - bez knajackich insynuacji, osobistych wycieczek i obrażania. Tu mieliśmy do czynienia z wyważoną rozmową, merytorycznymi argumentami i kulturą osobistą. Nie wiem, czy to wynik tego, że spotkały się panie - ale uważam debatę za naprawdę udaną. Wiem, że media oczekiwały spektaklu, ale ja wolę taki styl uprawiania polityki.
Obie panie omawiały politykę międzynarodową, sprawy wewnętrzne, poruszały kwestie gospodarcze i społeczne. Które z obietnic zapamiętają wyborcy?
Padło sporo konkretnych deklaracji, takich jak likwidacja umów śmieciowych i prostszy system podatkowy. Z drugiej strony lakonicznie potraktowano tematy międzynarodowe, w tym zwłaszcza kwestie imigrantów.
Wskazałby Pan na zwycięzcę wczorajszego starcia?
Debata ułożyła się remisowo, ze wskazaniem na Beatę Szydło. Ma to związek z tym, że łatwiej jej było celnie punktować urzędującą premier, która wydawała się nieco spięta. Ewie Kopacz trzeba jednak oddać, że obronną ręką wychodziła z trudnych pytań i potrafiła swoją oponentkę postawić wobec trudnych kwestii. Beata Szydło wydawała się jednak bardziej zaangażowana, gestykulowała, sprawiała wrażenie osoby, która ma charakter lidera. Widać to było zwłaszcza w ostatnich wystąpieniach pań. Beata Szydło wypadła tam nieźle, mimo populistycznych haseł, Ewa Kopacz apel o głosowanie wyraziła tak, jakby się żaliła, rządzący źle w takim zestawieniu wypadają.