<!** Image 1 align=left alt="Image 15310" >Długie oczekiwanie, rewia nazwisk, testy i rozmowy w Warszawie, a teraz wygląda na to, że na fotel wojewody wskoczy tajemniczy „kandydat X” - jak go ochrzciły media. I jeśli rzeczywiście wojewodą zostanie Wiesław Warzocha, to będzie to doskonałe potwierdzenie przysłowia: „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Posłowie PiS z Torunia uparcie forsowali toruńskiego kandydata - tyle że nie jednego, ale każdy swojego. Zbigniew Girzyński lansował Bernarda Kwiatkowskiego, na którego z kolei ponoć nie mógł patrzeć Antoni Mężydło, mecenas kandydatury Józefa Ramlaua. Po testach zaś poszły wici, że najlepiej wypadli Marzena Drab z Grudziądza i wiceburmistrz Nakła, Krzysztof Mikietyński, za którym stał z kolei bydgoski poseł PiS Andrzej Walkowiak. Dziś wygląda na to, że wszystkie te nazwiska można zamknąć w teczce z napisem „Archiwalia”. Kandydatów i ich zwaśnionych mecenasów pogodził człowiek, o którego istnieniu niewielu chyba bydgoszczan wiedziało. Taka kandydatura ma swoje plusy. Nikt takiemu wojewodzie już na starcie nie będzie wyciągał politycznych kiksów czy brudów, związanych z pełnieniem innej ważnej funkcji. Po prostu tabula rasa. Trochę to przypomina poprzednią nominację wojewody. Romuald Kosieniak też nie był osobą popularną ani typowaną. Wyskoczył z trzeciego szeregu. I jakoś sobie poradził.
Trzeci korzysta

Długie oczekiwanie, rewia nazwisk, testy i rozmowy w Warszawie, a teraz wygląda na to, że na fotel wojewody wskoczy tajemniczy „kandydat X” - jak go ochrzciły media.