Nim nadejdzie pomoc, część rolników pogrąży się w długach. Jednak urzędnicy są zadowoleni z akcji wspierania gospodarzy, poszkodowanych przez powódź.
<!** Image 2 alt="Image 152800" sub="W czasie powodzi na pomoc mógł liczyć, m.in., Wojciech Dolny, prowadzący gospodarstwo przy ulicy Brzegowej w bydgoskim Fordonie Fot. Miłosz Sałaciński">- W naszym województwie zakończyło się wypłacanie zasiłków dla powodzian w kwocie do 6 tys. zł. Taką pomoc została przydzielona 466 rodzinom na łączną kwotę 1 miliona 860 tysięcy złotych - wyjaśnia Dorota Hass, dyrektorka Wydziału Polityki Społecznej Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Zapewnia, że wojewódzcy i powiatowi inspektorzy nadzoru budowlanego zakończyli przegląd budynków mieszkalnych na obszarze dotkniętym powodzią. Takich uszkodzonych domów jest 430. Ich właściciele mogą starać się o pomoc na odbudowę.
- W Kujawsko-Pomorskiem o wsparcie do 20 tys. zł ma prawo ubiegać się 341 właścicieli, powyżej tej kwoty - 68 osób. Na razie wnioski o wypłatę wsparcia do 20 tys. zł złożyły trzy gminy: Lubicz, Chełmno, Unisław. Z wypłatą tych zasiłków mamy czas do września. Z naszych szacunków wynika, że może być to kwota 3,6 mln zł - wylicza dyrektorka Dorota Hass.
<!** reklama>Wczoraj uczestniczyła w telekonferencji wojewodów z Jerzy Millerem, ministrem spraw wewnętrznych i administracji. Zapowiedział on pomoc dla przedsiębiorców poszkodowanych przez fale powodziową. Trwają też prace nad projektem wsparcia rolników. Jednak nie wiadomo, jaka będzie to pomoc. Na razie rolnicy z gospodarstw o powierzchni do 5 ha mogą liczyć na 2 tys. złotych - powyżej tego areału na 4 tys. zł za poniesione straty. Rolników oburza jednak sposób szacowania strat. Wynika z niego, że pomoc otrzymają właściciele gospodarstw, w których ucierpiało przynajmniej 30 proc. upraw.
- Trzeba również pomocy w postaci tanich kredytów. Dzięki naszej sugestii, wsparcia rolnikom udzieli również marszałek - słyszymy w Urzędzie Wojewódzkim.
Na wniosek Zarządu Województwa, sejmik przekazał 23 gminom ponad 2,5 mln zł na zasiłki celowe dla poszkodowanych podczas powodzi. Otrzymają je, m.in., Solec Kujawski - 173 tys. zł, Dobrcz - 90 tys. zł, Świecie - 200 tys. zł, Dragacz - 233 tys. zł, Dąbrowa Chełmińska - 200 tys. zł. Milion złotych z Funduszu Ochrony Gruntów Rolnych trafi do samorządów, których drogi ucierpiały na skutek powodzi.
W okolicach Bydgoszczy wielka woda najbardziej uderzyła w mieszkańców terenów gmin Solec Kujawski oraz Dąbrowa Chełmińska.
- Mieliśmy zalanych 856 ha gruntów, głównie rolnych. Straty wyniosły 1,1 mln zł. Szczególnie poszkodowane były 63 rodziny. Będziemy mieli 15 wniosków do 20 tys. zł i pięć do 100 tys. Niestety, ucierpiała u nas też kanalizacja sanitarna i deszczowa - wylicza Zbigniew Stefański z soleckiego Urzędu Miasta.
Na terenie gminy Dąbrowa Chełmińska dwie rodziny muszą natychmiast opuścić domy. Zdaniem inspektorów, trzeba je wyburzyć.
- Na czas budowy zaproponowałem tym rodzinom lokale socjalne. Odmówiły jednak zamieszkania. Nie dziwię się, bo to daleko od ich gospodarstw. Procedury przy budowie ich domów są uproszczone, może zdołają je wybudować przed zimą - tłumaczy Zbigniew Łuczak, wójt gminy Dąbrowa Chełmińska.
Jednak sen z powiek spędza mu sytuacja rolników, którym wysoka woda zniszczyła uprawy.
- Tutaj jest tragedia. Trwa szacowanie strat. Tymczasem wsparcie dotrze w niewielkiej kwocie i tylko do części poszkodowanych rolników. Umorzymy oczywiście podatek rolny tym gospodarstwom. Jednak brakuje pasz i środków do produkcji rolnej. Szczególnie źle jest w gospodarstwach, gdzie hodowane jest bydło - uważa wójt Łuczak.
Opinia. Rządową pomoc widzą tylko w telewizji.
Chociaż od powodzi upłynęło już kilka tygodni, poszkodowani wciąż borykają się z jej skutkami.
Zdaniem rolników, których uprawy zniszczyła powódź, mówienie o pomocy rządowej to pomyłka. Jedynie konkretną pomoc przynieśli im rolnicy z innych regionów.
- Zero, tyle wynosi pomoc rządowa. Wielu rolników przetrwało dzięki pomocy sąsiedzkiej. Od innych gospodarzy dostali paszę, siano. Jednak niektórzy już zaczynają zmniejszać pogłowie bydła, bo nie mogą go wykarmić. Najgorzej będzie zimą. Nie zgromadzimy zapasów. Uprawy zniszczone, a siana też nie można zebrać. Łąki po przejściu fali mają brązowy kolor. Chyba trzeba będzie je zaorać i zasiać na nowo trawę, bo te szlachetne gatunki wyginęły - mówi Mieczysław Pałczyński, rolnik z Czarża.
Chociaż Wisła zalała 8 ha jego gruntów, nie otrzyma pomocy, bo pozostałe 17 ha gospodarstwa nie znalazło się pod wodą.
- Mówienie o pomocy jest wprowadzaniem w błąd. Wylicza się, ile to pieniędzy jest dla powodzian, jednak my ich jeszcze nie widzieliśmy. Zaangażowanych w szacowanie strat jest mnóstwo ludzi, a efektu nie widać. Zwłaszcza, że kryteria są krzywdzące - mówi Dariusz Chojnacki z Otorowa. - Najgorzej mają mieszkańcy wioski z Przyłubia. Ci ludzie nie mają za co żyć, bo woda zniszczyła im wszystkie uprawy. Pisaliśmy do gminy z prośbą o pomoc dla nich. Może uda się zorganizować jakąś przed zimą, aby ich hodowle mogły przetrwać.
Dariusz Chojnacki - jak większość rolników z terenów powodziowych - zaryzykował i obsiał pola, które niedawno były pod wodą. - Jak na złość, mamy suszę. Jeśli taka pogoda się utrzyma, rośliny zwiędną. Nie uda się zgromadzić zapasów. A jeśli będziemy zmuszeni wyprzedawać bydło, też będzie źle, bo obecne ceny po prostu są nieopłacalne - dodaje rolnik z Otorowa.
Szacowanie strat na polach wciąż trwa. Rolnicy obawiają się, że pieniądze zobaczą za kilka miesięcy. Mówią, że nie pokryją ich potrzeb.
Właścicielom gospodarstw pozostają zapowiadane kredyty preferencyjne.
- I co z tego, niektórzy mają już wcześniejsze. W końcu trzeba je też spłacać. Nie mogą pozwolić sobie na kolejne - mówi Mieczysław Pałczyński.(wsz)