https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trabant w rzece nie przezimuje

Sławomir Bobbe
Porzucone i zniszczone auta potrafią tygodniami straszyć na parkingach, a pozbycie się ich nie należy do łatwych zadań.

Porzucone i zniszczone auta potrafią tygodniami straszyć na parkingach, a pozbycie się ich nie należy do łatwych zadań.

<!** Image 2 align=right alt="Image 65448" sub="Ten trabant leżał w strumieniu przez kilka tygodni, zanim zaopiekowały się nim odpowiednie służby / Fot. Archiwum
">- Pół biedy, jeśli samochód figuruje na liście skradzionych pojazdów, wtedy sprawę przejmuje policja - mówi Andrzej Gołowacz z Nadleśnictwa Bydgoszcz.

Kilka tygodni temu, w strumieniu przepływającym przez „jego” las, ktoś zwodował... trabanta, którym żadna służba zająć się nie chciała. - Tak jest, gdy nie można zidentyfikować właściciela pojazdu. Czasem myślę, że lepiej zadzwonić po złomiarzy, oni się szybciej z problemem uporają - mówi Andrzej Gołowacz.

Sytuacja jest skomplikowana, a mieszkańców, którzy alarmują o wrakach na drogach czy parkingach, irytuje, że mimo zgłoszeń, nic się w temacie nie dzieje.

<!** reklama>- Jeśli auto ma wykupione OC i niszczeje na parkingu, nic nie możemy zrobić - tłumaczy Ewa Przybylinska, rzeczniczka bydgoskiej policji. - Jeśli jednak zaparkowane jest w sposób utrudniający ruch, możemy je odholować na parking. Podobnie dzieje się, gdy pojazd jest skradziony.

Okazuje się jednak, że szybkie przetransportowanie wraku na parking... nikomu się nie opłaca.

- Gdy nie można znaleźć właściciela, a pojazd znajduje się na drodze publicznej, transportujemy go na parking. Może on tam stać nawet pół roku, a potem zostanie przejęty przez gminę i zlicytowany - tłumaczy Arkadiusz Bereszeński, rzecznik bydgoskich municypalnych. - Ale wtedy kosztem obciążany jest budżet gminy, więc płacą za to wszyscy mieszkańcy.

Dlatego strażnicy twierdzą, że robią co mogą, żeby znaleźć właściciela takiej „zguby”. - Zdarza się, że pojazd należał do osoby zmarłej, która nie ma spadkobiercy. Podobnie jest, gdy ktoś, na przykład, brał udział w wypadku. Sam trafił do szpitala, a samochód w ramach ubezpieczenia odholowano mu przed dom. Auto jest zniszczone, a ludzie do nas dzwonią, informując o wraku - mówi Arkadiusz Bereszyński.

Straż miejska zapewnia, że 90 procent interwencji jest skuteczne, to znaczy takich, po których wrak znika z pola widzenia mieszkańców, a koszty operacji pokrywa jego właściciel. Tymczasem, tylko wczoraj Czytelnicy „Expressu” alarmowali, że od wielu dni przy ulicy Karłowicza stoi „maluch” bez kół, a na Jasnej straszy zniszczone auto, które stało się celem okolicznych grafficiarzy.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski