Zobacz wideo: Waloryzacja 2022 - podwyżki

Sprawa Macieja B. z Torunia, przedsiębiorcy z branży nieruchomości, robi się nie tylko coraz bardziej tragiczna, ale i przerażająca. Z kolejnych ustaleń toruńskiej prokuratury wynika, że mężczyzna ten ma stać również za pożarem, który skończył się śmiercią 68-letniej Marii D., mieszkanki wieżowca przy Szosie Lubickiej w Toruniu. Również, bo wcześniej śledczy postawili mu szereg innych zarzutów, w tle których jest aż 5 tajemniczych zgonów.
Cała historia mrozi krew żyłach. Jeśli podejrzenia się potwierdzą, to wyłania się z niej obraz człowieka przebiegłego i bezwzględnego w swym działaniu, który ubezpiecza ludzi na życie, a po ich nagłym zgonie inkasuje pieniądze. Dopiero jednak w marcu br., przy sprawie tragicznie zmarłej Marii D., Sąd Rejonowy w Toruniu zdecydował o tymczasowym aresztowaniu Macieja B. Ten się na taką decyzję zażalił, ale 28 marca (poniedziałek) Sąd Okręgowy w Toruniu skargi nie uwzględnił. Pozostanie przynajmniej przez najbliższe 3 miesiące za kratami.
Polecamy
Pożar i śmierć kobiety na Skarpie - tego dotyczą najnowsze zarzuty dla Macieja B.
Do pożaru w mieszkaniu na parterze wieżowca przy Szosie Lubickiej w Toruniu doszło w nocy, 20 grudnia 2021 roku. Z lokalu strażacy wynieśli 68-letnią Marię D., ale jej życia nie udało się uratować. Śledztwo w tej sprawie wszczęła Prokuratura Rejonowa Toruń - Wschód.
Jak ustalili reporterzy "Super Expressu", torunianka była schorowana i miała skorzystać z "oferty", którą przedstawił jej Maciej B. On stawał się właścicielem mieszkania, a w zamian miał zapewnić kobiecie miejsce w DPS. Tak się nie stało. Pani Marii z lokalu eksmitować jednak nie mógł z uwagi na zakazy wynikające z pandemii. Rodzina seniorki miała natomiast bezskutecznie próbować unieważnić akt notarialny.
Maciej B. miał z kolei zdążyć ubezpieczyć zarówno mieszkanie, jak i samą panią Marię na życie. Po tragicznym pożarze pieniądze miały wpłynąć na jego konto.
8 marca br. prokuratura postawiła Maciejowi B. zarzuty wywołania pożaru, którego skutkiem była śmierć 68-latki oraz sprowadzenia zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób. Na tym etapie postępowanie przejęła Prokuratura Okręgowa w Toruniu, prowadząca już od miesięcy śledztwo dotyczące wyłudzeń ubezpieczeń przez Macieja B. i tajemniczych zgonów ubezpieczonych.
- Na wniosek prokuratury rejonowej Sąd Rejonowy w Toruniu zdecydował o tymczasowym aresztowaniu Macieja B. Ten decyzję zażalił, ale nieskutecznie. 28 marca Sąd Okręgowy w Toruniu zażalenie oddalił - mówi dziś "Nowościom" prokurator Andrzej Kukawki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu. - Dla dobra śledztwa innych szczegółów tej sprawy na obecnym etapie nie podajemy.
Polecamy
Ubezpieczył 6 rzekomych pracowników na 3,5 mln zł. Pięciu zmarło...
Cała historia Macieja B. i jego rzekomych pracowników jest równie tragiczna, co wręcz niewiarygodna. Pewne ustalenia jednak śledczy uznają dziś za twarde. Według Prokuratury Okręgowej w Toruniu (to śledztwo również przejęła od rejonowej), przedsiębiorca oszustw ubezpieczeniowych dopuścił się od marca do października 2020 roku. W ich tle są tajemnicze zgony 5 osób, w tym bezdomnych.
-23 grudnia 2021 roku podejrzany usłyszał uzupełnione i zmienione przez prokuratora zarzuty. Dotyczą one dokonania oszustw na szkodę 10 towarzystw ubezpieczeniowych, dotyczących 6 rzekomych pracowników. 5 z nich w stosunkowo krótkim czasie od ubezpieczenia zmarło. Łączna suma na jaką byli ubezpieczeni to 3 milionów 480 tysięcy zł. Maciej B. zdołał uzyskać z ubezpieczeń 260 tysięcy zł - przekazuje prokurator Andrzej Kukawski.
Sześciu zatrudnionych przez przedsiębiorcę osób miało rzekomo wyszukiwać nieruchomości na sprzedaż. Jak ustalili reporterzy "Polsatu", przynajmniej dwie z tych osób były mocno uzależnione od alkoholu - tak zapamiętano jest w toruńskim schronisku dla bezdomnych, w którym przebywały.
Owych 6 pracowników Maciej B. miał przyjmować do pracy w nietypowych okolicznościach. Z częścią umowy podpisał... na parkingu przy Cinema City. Każdorazowo fotografować miał ich dokumenty. Jak tłumaczył przedsiębiorca ekipie "Polsatu", jego firma tak właśnie działa - nie potrzebuje siedziby, biura.
Pięć z tych osób dość szybko zmarło i to w tajemniczych okolicznościach. Tak było choćby w przypadku Rafała Koczana z Torunia, który zginął w dziwnym wypadku samochodowych. Sprawę nagłośnił w mediach jego ojciec, Andrzej Koczan.
Polecamy
Sprawa Rafała Koczana z Torunia, który spłonął w aucie. Początkowo śledztwo umorzono
25-letni Rafał zginął w wypadku razem z drugim pracownikiem - starszym od niego mężczyzną, Andrzejem Ś. Doszło do niego 28 listopada 2020 roku w Starogrodzie Dolnym pod Chełmnem. Tędy jechał daewoo matiz, będący własnością Macieja B. Mężczyźni mieli tego dnia podróżować w celach zawodowych.
Co się stało? Auto miało stoczyć się ze skarpy na niewielkim luku drogi, a potem zapalić się. Znajdujący się w nim mężczyźni spalili się. Takie przynajmniej były pierwotne ustalenia Prokuratury Rejonowej w Chełmnie, która sprawę wypadku umorzyła. Wypadek jednak od samego początku budził podejrzewania - miał je już mieszkaniec okolicy, który zauważył pożar i wzywał pomoc. Zaskakujące i podejrzane wydało mu się stoczenie pojazdu z łagodnego zakrętu, na którym dotąd nie dochodziło do podobnych wypadków.
Lekarz opiniujący na temat bezpośredniej przyczyny zgonu obu mężczyzn z matiza stwierdził, że jej dokładne ustalenie jest niemożliwe. Śledczy sprawę umorzyli. Tymczasem z Andrzejem Koczanem z Torunia, ojcem tragicznie zmarłego Rafała, zaczęły kontaktować się kolejne towarzystwa ubezpieczeniowe. Okazało się, że w aż dziesięciu firmach ubezpieczony był na 1,5 mln zł na wypadek śmierci.
Andrzej Koczan w rozmowie z dziennikarzami nie krył swoich podejrzeń. Uważa, że jego syn nie padł ofiarą wypadku komunikacyjnego, tylko zaplanowanego przestępstwa. Celem miałoby zainkasowanie wypłat z ubezpieczenia.
Z naszych informacji wynika, że w żadnym z dwóch prowadzonych przez prokuraturę śledztw Maciej B. nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.
Do sprawy Macieja B. szeroko wrócimy za tydzień, w Magazynie "Nowości".