Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To była zbrodnia doskonała?

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
W 1989 roku nowy Fordon dopiero rósł. Osiedle Bajka należało wtedy do najstarszych. Tu właśnie, w bloku z wielkiej płyty z 1983 roku, doszło do zagadkowego zabójstwa.

W 1989 roku nowy Fordon dopiero rósł. Osiedle Bajka należało wtedy do najstarszych. Tu właśnie, w bloku z wielkiej płyty z 1983 roku, doszło do zagadkowego zabójstwa.

<!** Image 2 align=none alt="Image 174079" sub="Bloki przy ul. Gawędy na osiedlu Bajka w nowym Fordonie. To tu 21 lat temu doszło zbrodni / Fot. Grzegorz Olkowski">Wstrząsnęło ono mieszkańcami całej dzielnicy. Dziś można chyba już stwierdzić, że była to przypadkowa zbrodnia doskonała. Morderca nie został do tej pory wykryty.

Ofiara zabójstwa, 49-letni inwalida Wojciech K., mieszkał od chwili zasiedlenia budynku w 1983 roku na parterze bloku przy ul. Gawędy z żoną i córką. Poruszał się o kulach, ale mógł jeździć samochodem. Miał starego fiata 125p koloru białego. Nie używał go za często, ale że do renty dorabiał, od czasu do czasu jeździł autem do pracy.

<!** reklama>Wojciech K. miał wielu znajomych, którzy go odwiedzali. Ponieważ sam chodził po mieszkaniu bardzo powoli, zwykle nie korzystając z kul, ale opierając się o ściany, drzwi do mieszkania, kiedy Wojciech K. był sam, były zawsze otwarte.

Dziś taki zwyczaj może zaskakiwać, wtedy jednak, w latach 80. XX wieku, choć nie było jeszcze domofonów, ludzie czuli się dużo bezpieczniej, zwłaszcza we własnym domu. W przypadku Wojciecha K. takie rozwiązanie - dla własnej wygody - okazało się jednak tragiczne w skutkach.

Krótko po dziewiątej

W poniedziałek, 17 kwietnia 1989 roku, jak zwykle pierwsza wstała żona Wojciecha K. i około 6.30 udała się do pracy. Córka do szkoły wyszła dokładnie o 7.23. Wojciech K. w tym czasie jeszcze spał.

Co działo się dalej, dokładnie nie wiadomo. Sygnałów od sąsiadów śledczy zebrali mnóstwo. Około godziny 7.30 jedna z sąsiadek z góry, schodząc po schodach, słyszała dochodzące z mieszkania rodziny K. dziwne odgłosy, ale że nie powtórzyły się, poszła dalej.

O 7.45 sąsiad z klatki obok zwrócił uwagę, że samochodu Wojciecha K. nie ma na zwykłym miejscu: inwalida bowiem zawsze stawiał go na chodniku, dokładnie pod swoimi oknami. Czy znaczy to, że Wojciech K. wstał bezpośrednio po wyjściu córki do szkoły i pośpiesznie udał się dokądś? Tego się nie udało ustalić.

Około godziny 9 bawiący się na pobliskim podwórku chłopcy widzieli, jak Wojciech K. podjechał pod blok swoim samochodem i udał się do mieszkania. Niebawem, kilka, może kilkanaście minut później, pojawił się jego znajomy, Stefan M., żeby zwrócić Wojciechowi K. pożyczoną uprzednio część do samochodu. Wiele na to wskazuje, że właśnie krótko po dziewiątej doszło do zbrodni. Ktoś sam lub z towarzyszem wszedł do mieszkania inwalidy. Niestety, najprawdopodobniej nikt tego zdarzenia nie widział, albo nie zarejestrował w pamięci.

„Właściciela nie ma”

Kiedy Stefan M. chwycił za klamkę, by wejść do mieszkania, nieoczekiwanie napotkał opór drzwi. Pomyślał, że właściciela nie ma. Na wszelki wypadek jednak zastukał. Nieoczekiwanie zza drzwi obcy głos zapytał: „Kto tam?”. Młody, nieznany Stefanowi M. człowiek na chwilę uchylił drzwi, żeby część odebrać, wyjaśnił przy tym, że właściciela nie ma w domu.

Wszystko wskazuje na to, że był to zabójca bądź jeden z zabójców Wojciecha K. Czy inwalida wówczas jeszcze żył?

Minęło znów kilka minut. Ktoś inny zauważył obcego człowieka, próbującego uruchomić białego fiata 125p. Nie zdziwiło to jednak obserwatora. Wojciech K. często pożyczał samochód znajomym. O 9.30 kolejny przechodzień zauważył fiata stojącego w zatoczce przy ul. Akademickiej. Samochód był pusty i miał niedomknięte drzwi.

Około godziny 12.30 córka Wojciecha K. wróciła do domu. Drzwi tradycyjnie były otwarte, jednak ojciec leżał w przedpokoju w piżamie w kałuży krwi. Przybyły lekarz stwierdził zgon w wyniku wykrwawienia się i szoku nerwowego i określił jego porę na 8.30-10.30.

Narzędziami zbrodni okazały się trójzębny widelec z kuchennego kompletu dużych sztućców oraz niewielkie nożyczki. W sumie ofiara odniosła 11 ran kłutych na wysokości łopatki po lewej stronie pleców i 11 kłutych lewej części szyi. Jedno z pchnięć trafiło w tętnicę. Było śmiertelne. Najprawdopodobniej zbrodnia nie była planowana, skoro użyto do niej zwykłych domowych sprzętów.

Zabójca skradł radiomagnetofon, zegarek i parę drobiazgów.Mimo zabezpieczenia licznych śladów, zabójca Wojciecha K. nigdy nie został wykryty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!