https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dziewczyna z innej epoki

Andrzej Szczepkowski
ANIA RUSOWICZ, piosenkarka, córka piosenkarzy Ady Rusowicz i Wojciecha Kordy z zespołu Niebiesko-Czarni, mówi o swojej nowej płycie, zatytułowanej „Moj Big-Bit”.

ANIA RUSOWICZ, piosenkarka, córka piosenkarzy Ady Rusowicz i Wojciecha Kordy z zespołu Niebiesko-Czarni, mówi o swojej nowej płycie, zatytułowanej „Moj Big-Bit”.

<!** Image 2 align=none alt="Image 181892" sub="Ania Rusowicz fot. Universal Music">Gdybym spotkał Panią przypadkowo na ulicy, od razu wiedziałbym, że to Pani...

Ciekawe...

Jest Pani bardzo podobna do swojej mamy, której słuchałem w moich bardzo młodych latach. Czy to podobieństwo do mamy i geny, które odziedziczyła Pani po obojgu rodzicach, zdecydowały, że zabrała się Pani za bigbit?

Geny tak się dały we znaki, że wobec nich stałam się bezbronna! W sumie jednak ta moja droga do bigbitu wcale nie była łatwa i obciążona była różnymi sprawami osobistymi. Ale nieważne. Moim zdaniem, bigbit to nie tylko muzyka. To jest rodzaj filozofii, część dorobku kulturowego, a dla mnie osobiście to część mojego życia, powietrze, którym oddycham i wspomniane geny. Ja trochę jestem z tamtych lat, zawsze byłam. Zawsze też miałam wrażenie, że jakoś nie pasuję do nowoczesnej rzeczywistości. Gdy mieszkałam w Bydgoszczy, miałam takie oldschoolowe mieszkanie, zresztą w Poznaniu też tak mieszkanie umeblowałam i wyposażyłam. Teraz zaś z nagraniem tej płyty to wszystko się jeszcze bardziej zintensyfikowało.

Słuchając piosenek z Pani płyty czułem się tak, jakbym słuchał nagrań sprzed czterdziestu lat. Jak osiągnęła Pani ten zaskakujący efekt?

Złożyło się na to kilka czynników. Przede wszystkim musiałam do tego dojrzeć, bo na płycie dzielę się z ludźmi moimi emocjami, przeżyciami i to wcale niełatwymi. Z drugiej strony zasługa w tym instrumentalistów, z którymi nagrywałam, a którzy tę moją pasję umieli dzielić. Właściwie myśmy siebie nawzajem zarażali tą fascynacją bigbitem. Ponieważ koledzy są świetnymi muzykami, to potrafiłam szybko ich nauczyć tych starych brzmień, które we mnie siedzą. Czuwałam też nad projektem okładki, by w miarę możliwości wszystkie elementy tego wydawnictwa ujednolicić. Podkreślę jednak, że nagrywając płytę nie słuchaliśmy starych nagrań, nie zrzynaliśmy ich brzmienia. Działaliśmy intuicyjnie.

<!** reklama>

I efekt jest zaskakująco dobry i wiarygodny. Nie wspomniała Pani jednak o jeszcze jednym aspekcie, wpływającym bardzo pozytywnie na całość - Pani głosie, który jest łudząco podobny do głosu Pani mamy.

Fajnie. Ja dopiero teraz nadaję sens tej myśli, że mamę bardzo wcześnie straciłam. Ale los stara mi się to wynagrodzić, choćby przez to, że jestem podobna do niej i podobnie śpiewam. Trafiam też na ludzi, którzy mi pomagają. Utrata jej jest więc jakoś rekompensowana. Nie pamiętam mamy tak, bym mogła uczyć się od niej. Natomiast odkrywam ją w sobie niemal co dnia.

Ale jakieś obrazy mamy zostały w Pani pamięci?

Są to jednak mgliste obrazy. Wiele z nich wyparłam, chyba wolałam ich nie pamiętać. Teraz nawet nie wiem, ile z nich jest prawdziwych, a ile wyimaginowanych. Przecież dzieci mają zdolność ubarwiania, wymyślania rzeczywistości bardziej kolorowej od tej prawdziwej.

Czy bycie córką znanych artystów pomaga, czy przeszkadza w zaspokajaniu własnych ambicji artystycznych?

Hmm.... U mnie to wszystko tak przebiega, że nie mogą powiedzieć, czy ten fakt pomagał mi czy przeszkadzał w tym, co teraz robię. Ja praktycznie startowałam od zera. Właściwie to normalne, że rodzice pomagają swoim dzieciom kroczyć obraną drogą, niezależnie od tego, czy jest ona zbliżona do ich zawodu czy nie. Jeśli są z branży muzycznej, to oczywiście w jakiś sposób pomagają znaleźć się w niej swojemu dziecku. Gdy moja mama zginęła w wypadku, miałam 7 lat i wówczas wzięła mnie do siebie jej siostra - do Dzierzgonia. W tym momencie kontakt z muzyką mi się praktycznie urwał. Dopiero gdy później przeprowadziłam się do drugiej siostry mamy, do Bydgoszczy, ponownie weszłam w świat muzyki, śpiewając w chórze SP nr 9 i chodząc do Liceum Muzycznego. Studia na farmacji to ponownie okres muzycznej posuchy. Na dobrą sprawę to, co teraz robię, zaczęło się od śpiewania w klubie w Bydgoszczy i później w Poznaniu. Ktoś mnie zauważył, ktoś polecił i tak znalazłam się w grupie Dezire.

Myślałem, że była Pani w rodzinnym domu dłużej, miała okazję poznać pojawiających się w nim muzyków, którzy współtworzyli legendę Niebiesko-Czarnych: Czesława Niemena, Zbigniewa Podgajnego, Janusza Popławskiego.

Może tak było, gdy byłam bardzo mała. W każdym razie tego nie pamiętam. Na pewno bywali, bo przecież wówczas z moimi rodziacami współpracowali i się przyjaźnili. Z nieco późniejszego okresu pamiętam Wandę Kwietniewską, która nas odwiedzała. Pamiętam, że dostałam od niej lalkę Barbie. Wiem, że mama przyjaźniła się też z Krystyną Giżowską. Ale to wszystko jest jakby za mgłą.

A wracając do płyty i wpływu rodziców na kariery dzieci - nagranie takiej a nie innej płyty może być uznane przez niektórych za chęć wożenia się na sentymentach słuchaczy do starych przebojów...

Każdy może ocenić tę płytę, jak będzie chciał. Nie mam na to wpływu. Postanowiłam jednak, że nie będę się takimi opiniami przejmowała, bo tak naprawdę nagrałam ten album dla mojej mamy. Jest 20. rocznica jej śmierci i prawie nikt o tym nie pamiętał. Aby ją przypomnieć, sama skontaktowałam się z organizatorami festiwalu w Opolu, by mi pomogli - bo jeśli nie oni, to kto? I teraz dla mnie odbiór jej piosenek, na koncercie, który się odbył w Opolu, i pozytywne opinie o płycie są największą nagrodą i umacniają mnie w przekonaniu, że dwa lata starań zaowocowały. Negatywnych opinii zawsze było i będzie sporo, bo to taka nasza wrodzona skłonność do krytykowania i fantazjowania. Nic na to nie poradzimy.

Według jakiego klucza dobrała Pani piosenki do nagrania na płycie? Myślę nie o Pani własnych utworach, tylko o coverach.

Starałam się wybrać te najbardziej znane. Stwierdziłam, że skoro i tak większość piosenek wylansowanych przez mamę zapomniano, to chociaż odświeżę te niegdyś najpopularniejsze. Przy okazji to ukłon dla tych, dla których te przeboje wówczas coś znaczyły. Zanim w Opolu zobaczyłam, że są ludzie, którzy te piosenki pamiętają i ze mną śpiewają, przekonywano mnie, że szkoda czasu, by się nimi zajmować, bo są zapomniane.

A nie kusiło Pani, by nagrać coś w duecie? Na przykład „Niedziela będzie dla nas”?

Piosenek mojego taty nie ruszam.

Ale przecież ten przebój wyśpiewali razem.

Ale jest on bardziej kojarzony z tatą, a ja się chciałam skupić wyłącznie na repertuarze mamy.

Pozostańmy jeszcze w czasach bigbitu. Na pewno wie Pani, że bigbit to nie tylko Niebiesko-Czarni. Czy zna Pani nagrania innych wykonawców z tamtych lat?

Prawie od zawsze siedziałam w tego typu nagraniach, choć ostatnio bardziej skupiam się na muzyce przełomu lat 60. i 70., tej światowej, zwłaszcza brytyjskiej. Jeśli chodzi o naszych wykonawców, to preferuję chyba Czerwone Gitary, ale zawsze wolałam Krzysztofa Klenczona od Seweryna Krajewskiego. On był takim odpowiednikiem Johna Lennona, a Krajewski Paula McCartneya. Kto jeszcze? Polanie, Czerwono-Czarni... Bardzo ukochałam Czesława Niemena i traktuję go wręcz jak niedoszłego tatę, bo przecież kiedyś byli z mamą parą. Bardzo ciepło wspominam Helenę Majdaniec, u której byłam w Paryżu. Z Trubadurami też się niedawno poznałam, a ostatnio wyściskali mnie Skaldowie.

Nic dziwnego. Przecież jest Pani postrzegana jako pierwsze dziecko epoki bigbitu.

Tak mnie nazwali, myślę jednak, że mój starszy o sześć lat brat może być o to zazdrosny.

Wspomniała Pani o zespole Dezire. Jeszcze niedawno istniała Pani grupa IKA. Czy ten rozdział jest już zamknięty, czy może coś jeszcze wspólnie zrobicie?

Staram się niczego w życiu nie zamykać. Uważam, że nie ma artysty, który by od początku do końca wiedział, co będzie śpiewać. Mam różne pomysły, które chciałabym realizować. Nawet niedawno spotkałam się z Mają Studzińską z grupy Dezire i zgadałyśmy się, że może jeszcze kiedyś zrobimy coś wspólnie. Podobnie jest z zespołem IKA. Niczego nie zamykam, a to zawieszenie działalności wyniknęło z faktu poświęcenia się nowej płycie. Mam muzyczne ADHD i jeśli będę miała możliwości, zamierzam nagrać jeszcze wiele różnych płyt.

A może jeszcze raz spróbuje Pani wystartować do konkursu Eurowizji, tym razem z piosenką ze swojego nowego albumu?

Czemu nie. Ja jednak nigdy nie myślałam o tym, żeby podbijać zachodni rynek. Natomiast udział w tego typu festiwalach czy koncertach traktuję po prostu jak promocję. Gdzieś przecież trzeba pokazywać się ze swoją muzyką.

Czy pojawi się Pani w naszym regionie na koncercie?

Tak. Rozmawiałam z Radiem Pomorza i Kujaw, żeby zrobić w nim koncert. Znam w Bydgoszczy trochę ludzi, jestem więc przekonana, że się uda.


Teczka osobowa

„Pierwsze dziecko bigbitu”

  • Ania Rusowicz nagrała debiutancka płytę pt. „Mój Big-Bit”. Na płycie znajdziemy sześć autorskich kompozycji i sześć z repertuaru Ady Rusowicz, wykonywanych z zespołem Niebiesko-Czarni na przełomie lat 60. i 70.
  • Ania Rusowicz jest córką Wojciecha Kordy i Ady Rusowicz, która zginęła w wypadku samochodowym 1 stycznia 1991 r.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski