Przynajmniej niektórzy - a może tylko jeden - bandyta. Pewnie naoglądał się trochę filmów i wpadł na niezbyt odkrywczy sposób zdobywania pieniędzy - napadając na sklepiki. Wygląda na to, że miejsca ataków są dość dobrze wybierane - małe, na uboczu albo tam, gdzie szybko można zniknąć w tłumie. Wielkiej filozofii w takim napadzie nie ma - coś, co może przypominać gnata, kominiarka i do ataku... Łupy wielkie nie są, dlatego może ten wirtuoz napadów myśli, że nigdy nie wpadnie...
Nie da się ukryć, że policjanci łatwego w tym przypadku zadania nie mają. Przestępca pewnie nie jest im zbyt dobrze znany, notowany, bo wpadłby kilka godzin po napadach - tak jak wcześniej kilku innych cwaniaków.
Przy okazji tych błahych, zdawałoby się, zdarzeń, przychodzi mi do głowy pytanie o motywację. Wstawać przed 6 rano, żeby łamiąc prawo, zdobyć 300 złotych? To już desperacja czy może trening przed czymś większym?
Polub "Express" na Facebooku