Jeśli negocjacje kończą się sukcesem, to wtedy rusza z budową. Przecież nie będzie budował na nieswojej ziemi, to proste.
Rzecz ulega diametralnej zmianie, kiedy inwestycja jest realizowana za pieniądze podatników. Przedłużenie Trasy Uniwersyteckiej jest już zaprojektowane, a wojewoda wydał zgodę na budowę, mimo że na tym terenie wciąż działa tartak.
Jego właściciel od kilku lat stara porozumieć się z prezydentem miasta w sprawie sprzedaży gruntu. Bezskutecznie. Zostanie wywłaszczony, bez żadnych rozmów, bo na to pozwala prawo.
Miało ono zabezpieczać samorządy na wypadek, kiedy ważne inwestycje blokowaliby żądni wielkiej kasy spryciarze. W przypadku tartaku mamy jednak do czynienia z przedsiębiorcą, który nie żąda astronomicznych kwot.
Dlaczego władze z nim nie rozmawiają? Lepiej będzie, jeśli w ruch pójdą przysłowiowe noże? Wtedy stracimy na tym wszyscy.