19-letni Tomasz W. chodził do ostatniej klasy jednego z bydgoskich liceów. Jak każdy nastolatek, był zafascynowany motoryzacją. W pewnej chwili zapragnął jednak natychmiast wejść w posiadanie samochodu, najlepiej – dla szpanu – najnowszego modelu mercedesa, i to przez kradzież. Czy wówczas wyobrażał sobie, jakie mogą być konsekwencje tego kroku? Tego nigdy nie udało się ustalić.
Plan zdobycia „merca” nastolatek starannie przygotował. „Rąbnąć” go chciał poza Bydgoszczą, a na miejsce kradzieży wybrał Toruń. Nie krył się z tym pomysłem przed kolegami i koleżankami ze swojej klasy, nikt go jednak nie próbował powstrzymać. Nie wierzyli, że mówi na serio?
13 grudnia 1991 roku Tomasz W. po lekcjach do plecaka wrzucił pistolet gazowy, nóż i kajdanki. Udał się na dworzec PKP, ale spóźnił się na pociąg. W tej sytuacji do Torunia pojechał autobusem. W mieście chodził od postoju taksówek do postoju, poszukując wymarzonego nowego mercedesa. Wypatrzył takiego przy ul. Uniwersyteckiej. Wsiadł wówczas do taksówki i zażyczył sobie kursu do zaszytej w lasach podtoruńskiej wsi Przeczno, którą dobrze znał.
Zobacz
"Ondyna" zderzyła się z barką. Zginął marynarz
Po drodze, w odludnym miejscu w okolicach Łubianki, chłopak wydobył niepostrzeżenie pistolet z plecaka i załadował go, a następnie przystawił go kierowcy do skroni i zażądał zatrzymania się. Nie przewidział jednak, że taksówkarz gwałtownie zahamuje i będzie się bronił. W trakcie szamotaniny, Tomaszowi udało się sięgnąć po nóż, którym następnie wielokrotnie ugodził na oślep właściciela taksówki. Ranny kierowca wydostał się jednak z auta i wówczas napastnik dogonił go i zadał ostatni cios, który trafił w serce.
Tomasz sprawdził, że właściciel taksówki już nie oddycha. Następnie zwłoki ukrył w lesie, zabrał portfel i skradzionym mercedesem przyjechał do Bydgoszczy. Najpierw pochwalił się nim przed kolegą, któremu zaproponował kupno tego auta, ale spotkał się z oczywistą odmową. Potem dokumenty wozu wyrzucił do śmietnika, a samochód porzucił na Szwederowie i zaczął rozpytywać swoich kolegów, czy ktoś nie chciałby kupić jakichś części ze skradzionego mercedesa. Zachowywał się zupełnie irracjonalnie. Z całej zdobyczy okupionej zabójstwem pozostawił sobie jedynie wymontowany z samochodu radioodtwarzacz, który potem podrzucił mechanikowi podczas kolejnego pobytu w Łubiance do sprzedaży.
Tomasz W. został aresztowany w Wigilię w Bukowinie Tatrzańskiej, dokąd udał się na świąteczny wypoczynek z rodziną. Już podczas pierwszych przesłuchań przyznał się do winy, choć nie umiał wyjaśnić motywu swego czynu.
ZŁOTY STETOSKOP 2017 | Zgłoś ulubionego lekarza, pielęgniarkę lub położną!
20-letni w tym czasie Tomasz W. przed sądem stanął niemal rok po dokonaniu zbrodni, w listopadzie 1992 roku. Prokurator, po obaleniu tez obrony o trudnym dzieciństwie i emocjonalnym niezrównoważeniu chłopca, zażądał dla oskarżonego kary 25 lat pozbawienia wolności. Obrona domagała się powołania kolejnych biegłych celem wyjaśnienia wszystkich wątpliwości, jednak sąd nie podzielił jej zdania. Tomasz W. w przeddzień ostatniego dnia rozprawy usiłował w celi popełnić samobójstwo, jednak próba się nie udała. Na sali sądowej przez cały czas płakał albo krył twarz w dłoniach.
Wyrok został ogłoszony 20 listopada. Tomasz W. skazany został na karę 13 lat pobytu za kratami. Sentencja ta wywołała niezadowolenie ze strony toruńskich taksówkarzy i przyjaciół zabitego.
PS. Inicjały sprawcy zbrodni zostały zmienione.
Na dachu budynku UTP w Bydgoszczy znaleziono kapsułę czasu. Co w niej było?