Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Takie były święta na Krajnie

Iwona Matusiak
- Dawniej święta Bożego Narodzenia w naszym regionie wyglądały zupełnie inaczej, były pełne wróżb i magii - mówi Anna Sergott z Muzeum Ziemi Krajeńskiej.

- Dawniej święta Bożego Narodzenia w naszym regionie wyglądały zupełnie inaczej, były pełne wróżb i magii - mówi Anna Sergott z Muzeum Ziemi Krajeńskiej.<!** Image 2 align=none alt="Image 202225" sub="Tak kiedyś wyglądała typowa izba na Krajnie z ozdobami świątecznymi zawieszonymi pod sufitem / Fot. Tomasz Pasieka">

Jak zatem wyglądały święta na Krajnie?

Trzeba wziąć pod uwagę to, że w każdym regionie obchodziło się je inaczej. Odmienne było zachowanie przy stole, czy nawet wygląd wnętrza chaty. Nasza wiedza dzisiaj nie jest zbyt bogata, zachowało się niewiele źródeł dotyczących tego tematu. Jesteśmy regionem wielu wpływów, głównie wielkopolskich, ale też osadników niemieckich, chociażby ze względu na mieszane małżeństwa. Charakterystyczne było u nas to, jak obchodzono czas Adwentu, a mianowicie było coś takiego jak kozi czwartek. W pierwszy czwartek Adwentu urządzano coś w rodzaju karnawału w pigułce. Ludzie przebierali się za różne postacie, obowiązkowy był kozioł. Chodzono od chaty do chaty i zbierano datki, za które później urządzano zabawę w karczmie.

A jak było w Wigilię?

Ten dzień był właściwie bardziej pełen tradycji pogańskich niż chrześcijańskich. Traktowano go jako półświątek, czyli wykonywać można było tylko część prac. Do tych zakazanych należało, między innymi, pranie, a to ze strachu przed utopcami, które mogłyby wrócić w okresie cieplejszym i zabrać kogoś oraz wszelkie zajęcia związane z szyciem, nićmi i haftowaniem, a to z kolei miało chronić ludzi przed wszelkimi duchami, które mogłyby przyjść w ten dzień, zaplątać się w te nici i nie zdążyć odejść na czas. Poza tym, główne składniki potraw, czyli mak, miód i grzyby to również były dary, które kiedyś składano bogom. Pusty talerz na stole stawiano nie dla nieznajomego, tylko dla zmarłych.

Był też Gwiazdor?

Wcześniej, tak jak dziś 6 grudnia był Mikołaj, a w Wigilię przychodził Gwiazdor. Wybierano największego parobka we wsi i smarowano jego twarz na czarno. Ubrany był w futro i miał wielką futrzaną czapę. Miał budzić respekt wśród dzieci, odpytywał je ze znajomości katechizmu, wówczas jeszcze w języku łacińskim, ale nawet jak ktoś dobrze odpowiadał, to nie było to gwarantem dostania prezentu. Trzeba było jeszcze być grzecznym przez cały rok. Ci, którzy sobie zasłużyli, dostawali słodycze lub drobne zabawki, a pozostali zgniłe ziemniaki lub martwe myszy.

Nie brakowało też wróżb.

Aspekty wróżebno-magiczne były bardzo ważne. Wierzono, że w noc wigilijną pod śniegiem kwitną kwiaty, że w studni woda zamienia się w wino, ma to również oddźwięk w dzisiejszym przekonaniu, że o północy zwierzęta mówią ludzkim głosem. Dziewczęta specjalizowały się we wróżbach matrymonialnych. Było wiele różnych sposobów na sprawdzenie czy wyjdzie się za mąż. Główną ozdobą w domu był wówczas snop zboża, ponieważ to on gwarantował dobre plony w przyszłym roku. Z tego snopka dziewczęta wyciągały słomkę, jeżeli była z ładnym kłosem, to wróżyło młodego i przystojnego męża, jeżeli kłos był bylejaki, to oznaczało starego wdowca.

Chłopcy bawili się inaczej.

Przedstawiciele płci przeciwnej natomiast zajmowali się dowcipami i jak gospodarz wracał z pasterki, to zastawał na przykład wóz z sianem na dachu stodoły lub budę z psem na dachu domu.

A jakie potrawy serwowano?

Nie jadło się karpia, bo wówczas była to ryba bardzo droga, dlatego przede wszystkim królował śledź. Przygotowywano też polewki, czyli barszcz, zupę grzybową, a także kluski z makiem, makowiec czy pierniki. Obowiązkowy był biały obrus, a pod nim siano i to nie tak jak dziś symbolicznie, ale duża ilość. Musiała być parzysta liczba osób przy stole, jak nie pasowało to ktoś nie zasiadał do kolacji lub zapraszano kogoś. Natomiast nieparzysta musiała być koniecznie liczba potraw.

Jak wyglądała izba podczas świąt?

W domu znajdowały się drobne ozdóbki, zwykle w kształcie kul, które zawieszano pod sufitem albo na podłaźniczce, czyli na gałęzi drzewa iglastego. Były to ozdoby wykonane z opłatków, bardzo misterna robota, wymagająca umiejętności i precyzji. Jedynym życzeniem wówczas było, aby wszyscy domownicy również w kolejnym roku spotkali się za rok przy stole.

Jak wyglądały pozostałe świąteczne dni?

Obowiązywały zasady, że nie można w tych dniach nic pożyczać i nie można opuszczać domu, aby wszystkie te dobra, o które proszono i zaklinano w poprzednich dniach, nie opuściły domostwa. Natomiast drugi dzień świąt był już bardziej zabawowy i od tego dnia zaczynali chodzić po domach kolędnicy, oczywiście poprzebierani i tacy z prawdziwego zdarzenia, którzy znali wszystkie kolędy w całości. Konieczny był turoń lub koza. Dom, którego nie odwiedzili, mógł mieć pecha w nadchodzącym roku.<!** reklama>

A sylwester?

Dawniej nie przywiązywano wagi do tego dnia, jedynie gdzieś na bogatszych dworach odbywały się bale czy maskarady. Jedyne co, to płatano znowu figle, w tym wystawiano bramy czy furtki, które później znajdowały się w różnych miejscach. Ta tradycja zresztą pojawia się również w dzisiejszych czasach.

  • TECZKA PERSONALNA:

Anna Sergott: Mieszka w Nakle, gdzie od sześciu lat pracuje w Muzeum Ziemi Krajeńskiej. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!