- Prawie padłam ze strachu - mówi pani Marta, mieszkanka ul. Piekary. - Mieszkam w domu jednorodzinnym. W ubiegłym tygodniu odebrałam 7-letniego syna ze szkoły i poszliśmy do domu. Było ok. godz. 14. Gdy otworzyliśmy furtkę, zauważyłam, że coś leży na podwórku. Podeszłam bliżej i struchlałam. Zobaczyłam około 30-centymetrowa szczura. Był martwy, bo prawdopodobnie pod naszą nieobecność, zajął się nim nasz kot.
Pani Marta twierdzi, że to nie jest pierwszy raz, gdy szczury dają o sobie znać w tej okolicy. Jej zdaniem, gryzonie upodobały sobie niezamieszkałą posesję przy ul. Piekary 7. - W ogrodzie są tam jabłonie - mówi. - Owoce leżą pod drzewami i te gryzonie przychodzą sobie tam na posiłki. Sąsiadka, która wcześnie rano wychodzi do pracy, mówiła, że już we wrześniu natknęła się na szczury, buszujące po naszej ulicy. Coś z tym trzeba zrobić!
Budynkiem przy ul. Piekary 7 zarządza ADM. - Nieruchomość przy ul. Piekary 7 aktualnie jest niezamieszkała i została przeznaczona do zbycia - mówi Magdalena Marszałek, rzeczniczka ADM. - Deratyzacja była tam przeprowadzona zgodnie z harmonogramem, ale na skutek interwencji sąsiedzkich została dwukrotnie powtórzona. Dwa tygodnie temu zostały rozłożone nowe trutki. Na ten tydzień zaplanowano dodatkowe zgrabienie terenu celem usunięcia ewentualnej pożywki dla gryzoni. Dla skutecznej walki wskazana byłaby synchronizacja takich samych działań na nieruchomościach sąsiednich.
Zdaniem specjalistów, zajmujących się deratyzacją, samo ustawienie pułapek niewiele da. Szczury są bowiem bardzo inteligentne. Gdy zobaczą, że jeden z osobników po spożyciu nowego pokarmu zdechł, pozostałe już tego jedzenia nie ruszą. Ich wytępienie nie jest łatwe, bo żyją stadnie. Należy zatem zwabić całe stado i zyskać jego zaufanie. W tym celu regularnie w jedno miejsce podrzuca się im jedzenie, np. rybę wędzoną, kaszankę podsmażaną. Dopiero, gdy dobrze poznają miejsce karmienia, wówczas do jedzenia wrzuca się im truciznę.