To był prawdziwy poligon. Chłopcy atakowali Supernianię pięściami i zębami. Ale przyjechał komandos i dwa dni przed zakończeniem zdjęć urwisy wstały z łóżek odmienione. Nawet operatorzy kamer płakali.
<!** Image 2 align=right alt="Image 51535" sub="Dzień spędzony w lesie z mamą, nianią i prawdziwym komandosem był dla chłopców przygodą życia i niejednego ich nauczył...">Słońce grzeje. Chłopcy snują się po podwórku. Denis 4 lata, Hubert 8, Remik - 11. W piaskownicy trochę pogrzebią, na huśtawce się pobujają. Bo co można w piątek po południu robić w Potulicach?
Jedyna atrakcja dla tutejszych mieszkańców to zakład karny.
- Do nas telewizja przyjeżdża, gdy ktoś ucieknie z więzienia - ziewa sklepowa.
Mężczyźni o ziemistych twarzach, uzbrojeni w miotły i łopaty wałęsają się bez eskorty po uliczkach wioski. - My nietutejsi - burczą, gdy ich zapytać o drogę.
<!** reklama left>W sklepie dziewczyny się śmieją: - Tu skazańca może pan wypuścić bez klawisza. Ludzie go upilnują. Bo tu sami klawisze mieszkają albo klawisze emeryci.
Ostatnio nikt z kryminału nie zwiał, a mimo to za stadionem między blokami stoi kamera i gapi się na chłopców. Dla miejscowych to nie lada atrakcja. Ktoś zadzwonił do lokalnej gazety, żeby powiadomić reporterów. Remik macha ręką : - No i co z tego? Wisi mi to - prycha. Denis też nie jest zainteresowany. Chce, żeby go pobujać, ale na stojąco. - Panu, panu, pan pobuja! - woła coraz natarczywiej i nie chce siadać. Tylko Hubert krąży niespokojnie wokół statywu i zagląda w obiektyw. Tremy nie czuje, wcale się nie wstydzi. Już się od ludzi z TVN-u dowiedział, gdzie w jego mieszkaniu rozmieszczono sześć kamer. Ma pewien plan: - Ja bym chciał taką kamerę zepsuć - mruży oczy i uśmiecha się szelmowsko.
<!** Image 3 align=right alt="Image 51535" sub="Najmłodszy Denis. Wiecznie w ruchu. Wszystko go ciekawi.">Mówi, że to on zamówił przyjazd Superniani, bo lubi jej program. Pani z telewizji pytała, co lubi jeszcze i powiedział, że bawić się w chowanego i ganiać. A Remik, że woli zabawę w bicie i zaczął Huberta szturchać. Nagle Hubert przypomina sobie ostatnią potyczkę ze starszym bratem, odwraca się do niego i rzuca: - Śmieć.
- Zaraz go załatwię - nie żartuje Remik i zeskakuje z huśtawki.
- Śmieć! śmieć! śmieć! - zaczyna skandować czteroletni Denis.
O tym, że przy ulicy Sportowej w Potulicach zjawi się gwiazda TVN-u, Dorota Zawadzka, zwana - tak jak program - Supernianią, ludzie dowiedzieli się znienacka. Po prostu, we wtorek po lanym poniedziałku na podwórku stanęły przenośna toaleta, namiocik i ciężarówka pełna telewizyjnego sprzętu, a wokół jednego z bloków zaczęli kręcić się obcy i rozwijać grube, czarne kable. Potem kable zawisły z okien mieszkania na pierwszym piętrze, a dla niepoznaki przykryto je zielonym sztucznym listowiem. Ale przez to jeszcze bardziej rzucały się w oczy. W mieszkaniu na parterze, wynajętym na czas realizacji odcinka od więziennej prawniczki, urządzono pokoje socjalne.
Grzeczni i niegrzeczni
Mijały dni, niania nie przyjeżdżała, a w sklepikach i na ulicach Potulic huczało od plotek i komentarzy. Nagle tubylcy, zwłaszcza ci w wieku emerytalnym, stali się ekspertami od wychowania dzieci.
Starsza pani (z reklamówkami): - Wzywać telewizję do własnych dzieci? Wstyd.
<!** Image 4 align=left alt="Image 51538" sub="Ośmioletni Hubert w akcji. Wyrośnięty, silny, nawet starsi chłopcy przed nim uciekają. Superniania jeszcze go odwiedzi, ale już bez kamery.">Starsza pani (z wózkiem): - W tyłek bachorowi dać i zaraz będzie spokój.
Na murku za sklepem siedzi trzech chłopaków. Mateusz, Mikołaj i Dawid gapią się bez emocji na piłkę. O niani już słyszeli. Tamtych chłopców dobrze znają: - Remik ciągle w szkole się z kimś bije. Najczęściej z takim Januszem, bo jest nowy w klasie. Denis taki mały, a już przeklina, ale Hubert jest grzeczny - mówią i zastanawiają się, czy niania sobie poradzi. - Poradzi, poradzi. Już ona coś wymyśli - uspokaja kolegów Dawid, wielbiciel programu.
- W szkole taki jeden dostał, bo się zaczepił - wyjaśnia Remik. Szczupły, ciemne krótkie włosy, zacięta mina.
- O co?
- O mnie!
Na podwórku przy Sportowej po dwóch dniach obecności telewizji ludzie oswajają się z kamerami. Jedna z babć wzrusza ramionami, nie przestając kołysać niemowlęcym wózkiem, w którym śpi wnuczek: - Dzieci jak dzieci. Żeby jakieś specjalnie niegrzeczne były, to nie zauważyłam. Hubercik wygląda na spokojnego - dodaje. Za chwilę wraca z odmienioną twarzą: - Widział pan, jak Hubert rzucił kamieniem? O tyle mi przeleciało. O! - pokazuje i nie wie już co myśleć.
- Hubert, w przedszkolu byłeś bardzo grzeczny - odzywa się jedna z pań siedzących przy piaskownicy. była wychowawczyni z przedszkola. I do koleżanek na stronie: - Grzeczny był.
- Grzeczny jest - chwalą chłopaka kobiety.
<!** Image 5 align=right alt="Image 51538" sub="Hubert z ciekawością krążył wokół telewizyjnej kamery. Wszystko go interesowało. Szybko zaprzyjaźnił się z członkami ekipy telewizyjnej. Zaczepiał, wypytywał. Nie mógł się doczekac przyjazdu Superniani.">Hubert z pochyloną głową, grzebiąc patykiem w piasku: - Nie jestem. Ale Remik też nie jest.
- Zaraz za to kłamstwo dostaniesz - po raz drugi zrywa się z huśtawki Remik, a kobiety dębieją.
Zaklinaczka urwisów
Kiedy w grudniu 2006 r. stacja TVN wyemitowała pierwszy odcinek Superniani, okazało się, że nie tylko Amerykanie (to oni wymyślili telewizyjną zaklinaczkę urwisów), ale i Polacy mają trudny problem z niegrzecznymi dziećmi. W pierwszej edycji chęć wzięcia udziału w programie wyraziło ok. 18 tysięcy polskich rodziców. Wytypowano zaledwie 11 rodzin i tyle właśnie powstało odcinków. Do każdego z nich nakręcono po sto kilkadziesiąt godzin materiału filmowego, z czego po zmontowaniu zostało niewiele ponad 40 minut. Każdy opowiada historię jednej rodziny - od początku do szczęśliwego końca. W filmie niania przegląda dokumentację przypadku w samochodzie, jadąc na miejsce, krótki trzyminutowy filmik. W rzeczywistości poznaje historię rodziny dużo wcześniej, bazując na materiałach zebranych przez 20-osobowy sztab psychologów, pedagogów, lekarzy i researcherów.
Dzieci nie są złe
- Poważne problemy wychowawcze ze swoimi dziećmi ma jedynie garstka zgłaszających się do nas rodziców. Większość chce pokazać się w telewizji, myśli o sławie, część widzi w tym jakiś interes. Ale odpowiadamy na każdy list, telefon i SMS. Czasem nawet tam, gdzie wysyłamy psychologa z kamerzystą, okazuje się, że nie ma sensu robić programu, bo wystarczy porada i książka dla rodziców - mówi Małgorzata Łupina, producentka „Superniani”. - Rodzice są wygodni. Wzywają nas, bo np. dziecko nie chce jeść i źle się zachowuje - dodaje i podkreśla, że dzieci pokazywane w programie nie są złe. Zwykle problem leży po stronie rodziców, którym w relacjach z pociechami brakuje konsekwencji, cierpliwości i czasu.
Tak piszą, wołając o pomoc w Internecie: „Supernianiu, mój 3-letni synek sika w nocy”, „Supernianiu, mam 2-letniego synka, problem w tym, że uderza głową w ścianę, jak na niego nakrzyczę”, „Pomocy! Mój 2-letni syn za nic nie chce się odzwyczaić od ssania piersi”.
Na poligonie z komandosem
Na potrzeby odcinka o braciach z Potulic nakręcono 150 godzin materiału, który zostanie wprowadzony do komputera, by można było zmontować 43 minuty scen nadających się do emisji. Nad montażem czuwa tzw. script, który na planie zapisuje time cody wszystkich ważnych sytuacji, czyli pisze o której godzinie, którego dnia był problem z jedzeniem, kiedy dzieci nie chciały zasnąć, a kiedy Hubert próbował ugryźć nianię. 18-osobowa ekipa zamontowała w potulickim mieszkaniu 6 kamer stacjonarnych. W środku były też 2 kamery przenośne, którymi filmowało na zmianę 4 operatorów. Zmieniali się co godzinę. - To ciężka fizyczna praca. Taka kamera waży 15 kg - mówi producentka.
Z planu zdjęciowego w Potulicach operatorzy zapamiętają jednak dużo więcej niż tylko wysiłek fizyczny. Mężczyznom, którzy niejedno w życiu widzieli, kilka razy pociekły z oczu łzy. Najpierw, gdy chłopcy wyznali, że mama ich nie kocha. Potem, kiedy jeden z nich, po odbyciu kary, rzucił się mamie na szyję i ją przeprosił. Na koniec, przy rozstaniu, tulili się i płakali podobno wszyscy.
- To był chyba najtrudniejszy nasz odcinek. Wcześniej mieliśmy problem z jednym dzieckiem, z dwójką. A tutaj było aż 3 chłopców. Nie byli nauczeni szanowania siebie nawzajem, okazywania uczuć. Agresywni, zamknięci w sobie, rozpuszczeni. Przełom nastąpił, gdy w ramach nagrody pojechali do lasu na poligon z komandosem, który stał się dla nich autorytetem. Wszyscy się przebrali w moro, łącznie z nianią i mamą - dodaje producentka.
Superniania Dorota Zawadzka spędziła z rodziną z Potulic 10 dni. Na nocleg dojeżdżała do Bydgoszczy. Dopiero 8 dnia rano, nazajutrz po poligonie, nastąpił przełom. Bracia obudzili się wymęczeni, ale w dobrych nastrojach. Nadal trzeba im było wszystko powtarzać po kilka razy z anielską cierpliwością, ale wreszcie zaczęło coś do nich docierać. Nie bili się przy stole, nie wyzywali, najmłodszego Denisa nie trzeba było targać za ręce i nogi do kuchni, żeby zjadł śniadanie.
- Oczywiście, sprawa nie jest jeszcze zamknięta. Superniania wprowadziła pewne zasady, których trzeba w tym domu przestrzegać, pokazała mamie chłopców, jak postępować w różnych sytuacjach. Teraz wszystko zależy od jej konsekwencji. Trzeba jeszcze popracować z Hubertem, który poprawił się najmniej. Z kamerą odwiedzimy ich za miesiąc lub dwa. Pokażemy rodzinę, bez superniani, zobaczymy, jak sobie radzi. Dorota zajrzy tam jeszcze kilka razy, już bez ekipy. Mamie trzeba jeszcze pomóc. To nie jest tak, że kręcimy program, wyjeżdżamy i potem nic już nas nie obchodzi. Nam naprawdę zależy na tym, by pomóc rodzinie - dodaje producentka Małgorzata Łupina.
Chłopców z Potulic będzie można zobaczyć w TVN pod koniec września w nowej edycji „Superniani”.