Skąd wziął się nadmiar środków bojowych w magazynach jednostki wojskowej na Osowej Górze?
- Nie było żadnego zagrożenia dla mieszkańców miasta. Nie istniała również możliwość, że z zabezpieczanego przez wojsko terenu amunicja zostanie w jakikolwiek sposób wywieziona - uspokaja kapitan Marek Chmiel, rzecznik dowódcy Pomorskiego Okręgu Wojskowego.
Pod nadzorem Wojskowej Prokuratury Garnizonowej toczy się śledztwo, które ma wyjaśnić, jak doszło do nieprawidłowości w ewidencji środków bojowych. - W sprawie występują podejrzani. Być może zarzutami objęte zostaną dalsze osoby - informuje major Paweł Portała z Prokuratury Garnizonowej. - Z ustaleń wynika, że amunicję gromadzono w nieprzewidzianych do tego miejscach, a nawet zakopywano w ziemi.
- W naszych jednostkach co roku odbywa się inwentaryzacja. Widzę pozytywny aspekt tej sprawy. Okazuje się bowiem, że nowi dowódcy, odpowiedzialni za magazyny, poważnie podeszli do problemu. Przeliczyli skrzynki z amunicją, sprawdzili ich zawartość i porównali z tym, co zapisano w ogólnych ewidencjach jednostki. Skoro były nieprawidłowości, należało zawiadomić prokuraturę - ze środkami bojowymi nie ma żartów.
Wojskowi zapewniają, że amunicja ta nie mogła się wydostać poza teren wojskowy.
- Procedura wydawania broni i amunicji wyklucza taką możliwość.Wykluczamy też, że ktoś celowo gromadził amunicję, żeby ją sprzedać. - Większość nie ma wartości bojowej. Były to na przykład pociski do haubic, których nie używamy. Te środki bojowe nie wzięły się bowiem znikąd. Cały czas były w bezpiecznym miejscu, nie zostały jednak wpisane do ewidencji przez osoby za to odpowiedzialne. Prawdopodobnie wolały one pozbyć się problemu, ukrywając te skrzynie, niż oddać je do utylizacji. Gdy wzięto się porządnie do inwentaryzacji, natychmiast zostało to ujawnione.