https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stygmat żołnierza, który zawiódł

Krystyna Słomkowska-Zielińska
Kiedy zabili mu całą załogę, ten twardy facet załamał się. Siadł i tępo patrzył przed siebie, ciało odmówiło posłuszeństwa; nie był w stanie ruszać ręką ani nogą. Rozpoznanie: ostry stres pola walki. Ewakuowano go do kraju.

Kiedy zabili mu całą załogę, ten twardy facet załamał się. Siadł i tępo patrzył przed siebie, ciało odmówiło posłuszeństwa; nie był w stanie ruszać ręką ani nogą. Rozpoznanie: ostry stres pola walki. Ewakuowano go do kraju.

<!** Image 2 align=right alt="Image 67096" sub="Fot. Dariusz Bloch">Porucznik, komandos z elitarnej formacji, który hartował się podczas trudnych misji w Bośni, Iraku i Afganistanie, znalazł się w Klinice Psychiatrii 10 Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy. Otamowanie - określili jego stan lekarze. Przez kilka miesięcy wyprowadzali pacjenta na prostą: najpierw nie mówił prawie nic, potem z siebie wyrzucał mechanicznie, coraz szybciej, w tempie karabinu maszynowego, słowa - obraz zdarzeń.

Ciągły stres

- Śmierć towarzyszy walki była kroplą, która przelała czarę jego odporności, psychika była już kompletnie skorodowana. Moim zdaniem, ten oficer nie powinien w ogóle trafić na misję - uważa kierownik Kliniki Psychiatrii, płk dr n. med. Jan Wilk. Jest chyba jedynym lekarzem wojskowym, który ukończył medycynę w WAM i studia w Akademii Obrony Narodowej. Pracował w jednostce rozpoznawczej, w formacji, o której mawiano - „do jednorazowego użycia”. Wiedza i praktyka zaowocowały pracą na temat działania grup wsparcia psychologicznego w sytuacjach kryzysowych. Był rok 2001, o misji stabilizacyjnej w Iraku ani o ostrym i przewlekłym stresie pourazowym (ASD, PTSD) w Polsce nikomu się nawet nie śniło. Lekarz zakładał, że problem stresu, śmierci i reakcji na nią musi być integralną częścią szkolenia armii, bo kryzys kiedyś nadejdzie.

Nie wytrzymali

Gdy sytuacje kryzysu stały się faktem, płk dr Wilk rozpoczął konfrontację swoich koncepcji z rzeczywistością. Przez misje pokojowe i stabilizacyjne przeszedł personel kliniki. - Wszędzie, gdzie jest realne działanie bojowe, tam są problemy, wynikające z przerażającej konfrontacji ze śmiercią, z oddalenia, niepewności, nadmiaru lub monotonii służby. Pojawia się korozyjny stres, używki - mówi lekarz.

<!** reklama>ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki’ (jeden najnowszych polskich okrętów ), działał w rejonie Zatoki Perskiej. Zmiana załogi nastąpić miała za o pół roku, ale obietnicy nie dotrzymano. Pojawiły się problemy, trzeba było ewakuować lekarza, kapelana i oficera kontrwywiadu. Nie wytrzymali, zbyt często byli „odgromnikami”, na których marynarze wylewali swoje emocje, strachy, stres.

Ostre tąpniecie

Reakcja na ostry stres bywa różna: ktoś w panice ucieka przed siebie, inny zastyga w bezruchu lub nie jest w stanie wydusić z siebie głosu. Na jawie i we śnie przez głowę przewijają się obrazy traumatycznych zdarzeń, stop-klatki przerażających emocji i wydarzeń, film nie chce się zatrzymać.

Jednym z pierwszych ewakuowanych z Iraku był psychiatra. Nie wytrzymał napięcia, spowodowanego nieustannym ostrzałem: alarm, schron, alarm, „kradziony” sen w hełmie i kamizelce kuloodpornej, po kolejnym ostrzale po prostu nie wyszedł ze schronu. Finał: ewakuacja.

Żołnierzom z drugiej zmiany życie napisało brutalny scenariusz: strzelanie z rakiet i moździerzy, zamachy, pułapki na drogach, powstanie Muktady Al Sadra. W An Nadżaf dwa polskie plutony i pluton bułgarski chroniły obiekty rządowe przed wrogim tłumem. Sami w arabskim morzu. Policję i wojsko też mieli przeciwko sobie. Fruwały pociski, oślepiały rakiety. Żołnierze wystrzelali przez dobę prawie 4 tony amunicji. Żaden nie zginął. Rano desantowały ich śmigłowce. Siedmiu wspaniałych z dywizji żagańskiej „tąpnęło” dopiero wtedy, gdy znaleźli się w bazie, gdy wypaliła się adrenalina.

Plutonowy X pełnił wartę w bułgarskim „campie”, gdy w obozowisko wjechała ciężarówka naszpikowana materiałami wybuchowymi. Zobaczył ludzi rozrywanych na strzępy, szczątki ich ciał zbierane do worków - też je zbierał. Po służbie usiadł w kącie namiotu i nie było siły, żeby go stamtąd wyciągnać. Bał się otwartej przestrzeni, dygotał, nie mógł spać ani jeść. - Brzmi to jak paradoks, ale stres pola walki jest reakcją normalnych ludzi na nienormalne sytuacje, świadczy o ich zdrowiu psychicznym, tylko psychopaci nie odczuwają emocji - mówi dr Wilk.

Psychiatrzy mówią, że ostry stres może przejść w ciągu kilku dni, bo psychika każdego człowieka ma naturalne mechanizmy obronne, bo żołnierze są przygotowywani do zabijania. ASD może przejść w formę przewlekłą, sztuką jest nie dopuścić do utrwalenia objawów psychopatologicznych. Żołnierze i dowódcy powinni być szkoleni w tym zakresie, muszą ufać sobie nawzajem, wspierać. Praca nad psychiką, nauka reagowania w sytuacji, gdy wszystko wokół się „sypie”, musi być wkomponowana w system selekcji i szkolenia wojska. Tak jest w armii amerykańskiej, brytyjskiej, izraelskiej, u nas tylko w elitarnych formacjach, takich jak GROM, Formoza czy 1. Pułk Komandosów z Lublińca.

- Lekarz robi wszystko, aby ulżyć żolnierzowi w cierpieniu, ale, choć to brzmi okrutnie, musi też zadbać o odnowienie gotowości bojowej grupy - mówi dr Wilk. - W pododdziałach szturmowych w ciągu dnia walki „wykruszalność” psychiczna sięga 60 proc. Wynika z tego, że żołnierz może być „użyty” najwyżej dwa dni. Nie ma kto walczyć. Trzeba więc zrobić wszystko, aby człowiek jak najszybciej wrócił do wykonywania swoich zadań.

W armii polskiej w sytuacji kryzysowej natychmiastową reakcją jest ewakuacja medyczna. Żołnierzy w ASD, jako osoby chore, odsyła się do kraju. Najczęściej czekają na transport samolotem kilka tygodni, w efekcie docierają do kliniki z utrwalonymi objawami psychopatologicznymi. Po akcji w An Nadżaf 7 osób dwa tygodnie leżało w szpitalu w Karbali, stamtąd przewieziono ich do kraju przez Ramstein. Do bydgoskiej kliniki trafili za późno na szybką, skuteczną terapię ASD. Część poradziła sobie już sama, część wymagała leczenia. Dziś są zdrowi, ale w cywilu. Armia ich nie chciała, bo noszą stygmat, „tych, których trzeba było ewakuować z pola walki. Tych, co zawiedli”.

Izraelski wzorzec

Mogło być inaczej. Zdaniem bydgoskich psychiatrów, gdy zawodzą możliwości kompensacyjne człowieka, potrzebna jest interwencja zespołu kryzysowego. Grupa składająca się z psychologa, psychiatry i terapeuty powinna, nie później niż w ciągu 48-72 godzin, dotrzeć do żołnierzy, na miejscu przeprowadzić selekcję i debriefing, czyli oczyszczenie z przebytej traumy, powtórne jej przeżycie, skanalizowanie i rozładowanie emocji. Nie można osób, które wykazują objawy zaburzeń, od razu wycofywać z pododdziału do szpitala, gdyż utrwala się w nich przekonanie, że są chorzy, że dzieje się z nimi coś złego.

Dr Wilk powołuje się na znakomite wzorce z okresu wojen z Arabami. - Psychiatrzy stawiali namioty w pobliżu frontu. Żołnierze porażeni ostrym stresem słyszeli odgłosy wojny: wystrzały, wybuchy, żyli wojskowym rytmem dnia, nie byli izolowani od swoich kolegów, a grupa terapeutyczna prowadziła z nimi debriefing. W ciągu kilku dni 80 proc. żołnierzy wracało do walki!

Pomysł zabrała Warszawa

W 10 WSK w Bydgoszczy opracowano projekt ośrodka leczenia ofiar wojen, katastrof i konfliktów zbrojnych, w oparciu o który miały też działać grupy reagowania kryzysowego. Na jego uruchomienie potrzeba było 3-4 mln zł . - Niestety zabrano nam pomysł, plany i opracowaną dokumentację, a minister obrony zakazał kontaktów z prasą. Projekt zrealizowano w Warszawie jako własny, a pacjentów z Iraku i tak przywożą do nas - mówi psychiatra bez owijania w bawełnę.

Czy zmieni coś fakt, że szefem służby zdrowia Wojska Polskiego został były komendant bydgoskiego szpitala, autor opisywanego projektu?

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski