Część Czerwonego Spichrza, w którym prezentowana jest ekspozycja, jest w półmroku. To dla klimatu i... bezpieczeństwa bezcennych grafik.
<!** Image 2 align=right alt="Image 145930" sub="Wystawę w Czerwonym Spichrzu uzupełnia dekoracja odnosząca się do dzieł holenderskich mistrzów Fot. Dariusz Bloch">Dzieła holenderskiego mistrza od dziś przez sześć tygodni można oglądać w Muzeum Okręgowym.
„Rembrandt i krąg jego tradycji” to tytuł wystawy, która zostanie otwarta po południu w Czerwonym Spichrzu na Wyspie Młyńskiej. Na ekspozycję składają się rysunki i akwaforty Rembrandta Harmenszoona van Rijn oraz prace artystów ukształtowanych pod wpływem jego twórczości. Całość wypożyczona została ze zbiorów Muzeum Narodowego w Gdańsku. Trzonem pokazu są dzieła samego mistrza: dwa cenne rysunki oraz trzynaście rycin.
- Nasza wystawa oparta jest na pracach graficznych, co niczym nie umniejsza jej znaczenia - mówi Michał Woźniak, dyrektor Muzeum Okręgowego im. L. Wyczółkowskiego. - Twórczość Rembrandta oddaje to, co istotne było dla całego malarstwa holenderskiego: tworzył portrety, autoportrety, sceny rodzajowe, historyczne lub biblijne, wybierał te, na których jest jakaś akcja. Ponadto całe malarstwo holenderskie siedemnastego wieku cechują martwe natury - wyjaśnia dyrektor muzeum, którego pracownicy nie poprzestali na powieszeniu na ścianach grafik i obrazów - zadbali o to, by każdy z odwiedzających mógł przenieść się do epoki mistrza. Obok prezentowanych prac przygotowana została dekoracja nawiązująca do elementów znajdujących się na obrazach - jest więc pokryty suknem stół z owocami, paterami, skąpany w półcieniu, jakby żywcem wyjęty z obrazu. Jest stolik, na którym znajduje się czaszka, globus, zapisane karty - dokładnie jak na obrazie „Martwa natura z czaszką” Simona Luttichuysa (gdzie pojawiła się też szklana kula, zawieszona na cienkiej nitce), który zresztą wisi kawałek dalej. Nie brakuje też lustra, które podobnie jak szklana kula na wspomnianym malowidle, ma być odbiciem rzeczywistości. W lustrze przejrzy się każdy odwiedzający wystawę i przekona się, jak bardzo nasze życie jest ulotne.
<!** reklama>Rembrandt nazywany był „malarzem dusz”, przenikał to, co malował, bez względu na to, czy to człowiek czy rzecz. Najwyraźniej widać to na grafikach-portretach. - Chcieliśmy, by w naszych wnętrzach zagościła sztuka dawna. Grafika jest trudna do ekspozycji, nasza wystawa jest niezwykłą okazją do zapoznania się z dziełami Rembrandta, bowiem te prace rzadko są eksponowane - wyjaśnia Barbara Chojnacka, kustosz wystawy.
W pomieszczeniu, w którym na sześć tygodni znaleźli się holenderscy mistrzowie, musi być określona temperatura (dla grafik 18 stopni) oraz moc światła - w tym przypadku półmrok oprócz tego, że nie szkodzi dziełom, tworzy klimat całej wystawy. Prace głównego bohatera - odbitki autorskie - prezentowane są w centralnym punkcie, odbitki nieautorskie kawałek dalej. Przy samych drzwiach goście zobaczą wielkich rozmiarów „Wymarsz strzelców”.
Opinia
Rembrandta podrabiali już w XVII wieku, była spora grupa grafików, którzy się w tym specjalizowali. Znam zbiory muzeum w Gdańsku, nie wiem jednak dokładnie co znalazło się na bydgoskiej wystawie, nie mogę jej więc ocenić. Co do wartości tych dzieł, to zależy ona od wielu czynników, m.in., od stanu pracy, od tego ile jest egzemplarzy i od tego, czy ktoś chce je mieć, czy nie! Jeśli tak, jest w stanie zapłacić ogromne kwoty.
Dr Lech Brusewicz,
Wydział Sztuk Pięknych, UMK w Toruniu