[break]
Śródmieście, parkowanie Nowe uregulowania dotyczące minimalnego czasu postoju w bydgoskiej Strefie Płatnego Parkowania, obowiązują od ponad dwóch lat. Czas przyjrzeć się temu, co uchwalili dla bydgoskich i przyjezdnych kierowców radni. Jednym z elementów zmiany w strefie był najkrótszy czas postoju, za jaki zapłacić musiał kierowca. Przed 2012 rokiem był to kwadrans.
Haracz dla miasta
- Często muszę przyjechać do centrum, by zostawić podpisane dokumenty we współpracujących firmach - mówi Paweł Skrzypek, Czytelnik 'Expressu". - Zajmowało mi to kilka minut, nawet wtedy, kiedy musiałem zaparkować trochę dalej. Przed zmianami w strefie kupowałem bilet piętnastominutowy. Od dwóch lat nie ma ich już w ofercie strefy, więc płacę za pół godziny. 50 groszy różnicy to teoretycznie niewiele, ale mnożąc to przez kilkadziesiąt postojów w miesiącu robi się z tego poważna kwota w budżecie. Wkurza mnie to, bo w ten sposób miasto ściąga ze mnie haracz za faktycznie niewykonaną usługę.
Po pierwsze, rotacja
Wydawałoby się, że Zarządowi Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej powinno zależeć na jak największej rotacji samochodów, parkujących w centrum.
PRZECZYTAJ:Dzielnicowym okiem
- Zależy nam, tym bardziej że liczba samochodów w posiadaniu bydgoszczan oraz osób przyjeżdżających do naszego miasta stale rośnie - zapewnia Krzysztof Kosiedowski, rzecznik prasowy Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej. - Miasto, a szczególnie Śródmieście, z gumy nie jest, wiec staramy się wymuszać rotację parkujących w tym rejonie kierowców.
Dlaczego więc najkrótszy czas, na jaki można wykupić bilet parkingowy, wzrósł dwukrotnie?
- Doświadczenie nauczyło nas, że kwadrans to dla większości klientów strefy czas zbyt krótki - wyjaśnia Krzysztof Kosiedowski. - Pracownicy firmy obsługującej strefę oraz zarządu bardzo często spotykali się z agresywnymi i obraźliwymi reakcjami. Klienci tłumaczyli, że z piętnastu minut czasem nawet pięć zajmował zakup biletu, dojście do parkomatu i powrót do auta. Takich skarg było bardzo wiele, więc przy zmianach w strefie postanowiliśmy zmienić pierwotne założenia.
Tymczasem takie rozwiązanie - a jakże! - nie satysfakcjonuje wszystkich. Zdarza się, że parkujący, w ramach walki z niesprawiedliwym ich zdaniem "systemem", przekazują swoje niewykorzystane bilety innym kierowcom. Teoretycznie nasze miasto powinno na tym tracić.
A wpływy rosną...
W 2013 roku wpływy budżetu Bydgoszczy ze Strefy Płatnego Parkowania wyniosły 6,5 miliona zł. Rok później było to już 7,2 mln złotych. W trudnych czasach biznes wzrastający w tempie 10 procent rocznie nie jest zły. O ile można byłoby go zwiększyć, wprowadzając zmianę do uchwały Rady Miasta, przywracającą również bilety piętnastominutowe? Takich analiz nikt oficjalnie nie przygotował.
- Strefa nie ma ani zapełniać, ani ratować miejskiego budżetu - zapewnia Krzysztof Kosiedowski.
Patrząc na wzrost wpływów, pomimo mniejszej de facto rotacji na parkingach, można się z tym wyjaśnieniem zgodzić. Bo wygląda na to, że miasto nie tylko utrudnia życie przynajmniej części kierowców, ale i rezygnuje z podwyższenia wpływów do budżetu. Przyglądając się działalności prezydenta, obracającego w palcach każdy komunalny grosz trzy razy, okoliczność zadziwiająca...
Inni mają lepiej?
Być może większe zróżnicowanie opłat za parkowanie pozytywnie wpłynęłoby również na zmniejszenie ilości tak zwanych opłat dodatkowych - przez szarego człowieka nazywanych mandatami - za przekroczenie czasu parkowania lub brak biletu parkingowego. W ubiegłym roku kierowcy winni byli ZDMiKP w Bydgoszczy 800 tys. złotych. Kwota niebagatelna.
W Poznaniu zaległości wynosiły... 70 tys. zł. Najkrótszy czas parkowania? - 15 minut. Koszt? - 70 groszy.