Przy całym szacunku dla etnografów, siła głosujących lokalnych patriotów była nieporównywalna (sama pracowicie stukałam w plebiscytowe klawisze niemal co dnia), w związku z czym we wtorek, w dniu ogłoszenia wyników, po całej internetowej Bydgoszczy, od ratusza po opłotki, niosło się „Mamy to!”.
Tytuł przyznany przez National Geographic Traveler Poland na pewno zasłużenie wejdzie do promocyjnego portfolio naszego miasta i oby służył mu dobrze, wszak sprawców tego sukcesu - głównie bydgoszczan - do cudowności tego miejsca przekonywać nie trzeba. Malkontenci zauważą z pewnością pełną dziegciu łyżkę braków, ale spróbujmy być ponad te utyskiwania. Serio, chyba się zbyt przyzwyczailiśmy do tego, że mamy pod nosem w centrum miasta i Brdę, i Młynówkę, i Młyny Rothera, i operę, i otwartych wiele możliwości, by i samemu tu przychodzić, i innych przyprowadzać.
To też może Cię zainteresować
A jest kogo przyprowadzać, skoro niedawno nawet bydgoska Straż Miejska uznała za potrzebne dokształcenie się w oprowadzaniu po mieście... Otóż dowiedzieliśmy się właśnie z oficjalnego komunikatu, że
„strażnicy miejscy pełniący służbę w rejonie Parku Kulturowego Stare Miasto, oprócz kwestii związanych z porządkiem publicznym, proszeni są także o wskazanie instytucji i miejsc godnych odwiedzenia”.
Straż poprosiła zatem dyrekcję Muzeum Okręgowego o merytoryczne wsparcie i kilka tygodni temu „Pan Józef Łoś omówił najciekawsze miejsca w tej części miasta pod kątem historycznym oraz wskazał instytucje kultury warte polecenia turystom”. Bydgoszczanie, jak widać, nie gęsi, i swych 11 dokształconych w mennicach i młynach strażników mają. Zważywszy, że po tytule National Geographic Traveler może być odwiedzających więcej, jest to działanie godne pochwały. Pozostaje mieć też nadzieję, że funkcjonariusze nie zapomną również obcego języka w gębie i do naszych travelerskich cudów będą mogli sprawnie pokierować jakiegoś Niemca czy innego Brytyjczyka.
To także może Cię zainteresować
Znacznie dalej mieliby do małych radości turystycznych, które ciągle pozostają jeszcze zbyt słodką tajemnicą niewielu. Niedawno znużona wracałam z Gdańska, dojeżdżając do domu przez Stary Fordon. I impresja, obrazek z wakacyjnej codzienności tej części Bydgoszczy, takiego zwykłego weekendu, gdy nie ma akurat licznych imprez, wycieczek czy innych atrakcji. Ludzie sunący od wyremontowanego nabrzeża, gdzie i na spacer można, i na rejs łódką. Dzieciaki szalejące na Rynku przy nowej fontannie, tuż obok nowej atrakcji - zabawnych murali w kamienicy na rogu Rynku i Zakładowej, trochę odczarowującej to posępne miejsce. Po ścianie „łazi” kot (bo sklep zoologiczny w budynku), z okien „wychylają się” kucharz i piękna amatorka kawy (wszak kiedyś były tu restauracje), tuż obok śledztwo prowadzi tajemniczy detektyw (tu chyba trop prowadzi jednak do sąsiadów zza krat...). Taką interpretację tych ściennych obrazków podrzucił mi znany fordoński przewodnik,Damian Rączka i przyjęłam je jak swoje. Wiem, że na świecie muralowe trasy bywają celami samymi w sobie dla turystów. Może doczekamy się niedługo, że National Geographic Traveler zechce w całym Starym Fordonie dostrzec następny cud Polski.
Zobacz wideo: Gry terenowo-historyczne w Exploseum
