https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sprawiedliwość wychodzi na prostą

Grażyna Ostropolska
- Ciężko mi żyć. Niesprawiedliwość boli... - Violetta Dąbrowska zapala świeczkę przy drewnianym krzyżu. Tu 8 czerwca 2007 r. zginęła Paulinka, jej jedyna córka. Przejechał ją kierowca, który trzy miesiące później miał podobny wypadek.

- Ciężko mi żyć. Niesprawiedliwość boli... - Violetta Dąbrowska zapala świeczkę przy drewnianym krzyżu. Tu 8 czerwca 2007 r. zginęła Paulinka, jej jedyna córka. Przejechał ją kierowca, który trzy miesiące później miał podobny wypadek.

<!** Image 2 align=right alt="Image 98264" sub="Violetta Dąbrowska wierzy, że sprawca śmierci jej córki zostanie ukarany. To było takie kochane, rozważne dziecko. / Fot. Miłosz Sałacińśki">Tir potrącił Paulinę na przejściu dla pieszych. Kierowcy: 59-letniemu Ryszardowi W. nie postawiono zarzutu. Otrzymał status świadka, a śledztwo już raz umorzano.

Ryszard W. skręcał tirem z Transportowej w Fordońską. Wyjeżdżając z podporządkowanej ulicy zatoczył na przejściu dla pieszych duży łuk. Zatrzymał się, gdy w lusterku zobaczył przejechane ciało. Czuł, że przy skręcie naczepa tira podskakuje. - Myślałem, że zahaczyłem o krawężnik - tłumaczył śledczym. Przekonywał, że nikogo na przejściu nie widział.

<!** reklama>19-letnia Paulina zginęła na miejscu, 50 metrów od swojego domu. Nie zdążyła jeszcze odebrać maturalnego świadectwa. Wybierała się na studia na resocjalizację. Dzień po zdarzeniu, w lokalnej gazecie pojawiło się zdjęcie z miejsca wypadku i informacja: „dziewczyna weszła wprost pod tylne koła naczepy tira”. - To brzmiało irracjonalnie. Sugerowało, że albo moja córka była niespełna rozumu, albo chciała popełnić samobójstwo - ocenia matka Pauliny. Niczego nie prostowała, była w szoku. Wtedy jeszcze wierzyła, że człowiek, który zabił jej dziecko, poniesie sprawiedliwą karę. Szybko przyszło...

zwątpienie

Nie rozumie, dlaczego nie powiadomiono jej o śmierci córki. - Paulina miała przy sobie aż cztery dokumenty tożsamości: dowód osobisty, legitymację szkolną, kartę rowerową i bilet miesięczny - wylicza. - Dlaczego nikt po nie nie sięgnął? Dlaczego dziewczynę, która zginęła krok od domu potraktowano jako osobę N.N., czyli nikomu nieznaną? - pyta. Wcześniej zadała to pytanie prowadzącemu śledztwo. Usłyszała, że dokumenty były w torebce, a tę odrzuciło od ciała. Daleko. - Okłamano mnie. Zajrzałam do zdjęć zrobionych tuż po wypadku. Córka miała tę torebkę na ramieniu.

<!** Image 3 align=left alt="Image 98264" sub="19 urodzin Paulina już nie doczekała / Zdjęcia. archiwum rodzinne">O śmierci Pauliny dowiedziała się pięć godzin po wypadku. Była w szpitalu na dyżurze pielęgniarskim. Na Paulinę czekała w domu babcia. - Przygotowałam wnuczce jej ulubione danie: schabowego z surówką. Niepokoiłam się, że tak długo nie wraca. Ona była taka punktualna i słowna - wspomina babcia.

Ona i brat pani Wioletty zaczęli szukać Pauliny. Wybierali numer jej komórki, ale ktoś wyłączył telefon. - Potem obdzwanialiśmy szpitale. Dopiero gdy dodzwoniliśmy się do policji, przekazano nam tragiczną wiadomość - wspominają. Nie tylko wtedy potraktowano ich obcesowo.

Dwa dni po pogrzebie córki prokuratura przysłała matce pismo: „Nakazuję wydać zwłoki Pauliny Dąbrowskiej, zabezpieczone w Zakładzie Medycyny Sądowej” - Myślałam, żę dostanę zawału - wspomina pani Violettta. Zwątpiła, czy pochowała własne dziecko. - Podzieliłam się wątpliwościami z panią prokurator - mówi. - Usłyszałam, że jak nie wierzę to... mogę zrobić ekshumację. Spokoju córki nie zakłóciła. Prowadziła za to własne śledztwo. Wieszała ogłoszenia: „Poszukuje się naocznych świadków wypadku...” - Niestety, nikt - poza tymi, których już przesłuchano - się nie zgłosił - mówi i tak to komentuje: - Ludzie bywają na cudze nieszczęścia obojętni. Nie biorą pod uwagę, że ich też może coś takiego spotkać.

<!** Image 4 align=right alt="Image 98264" sub="To jej ostatnie zdjęcie. Paulina wraz z kolegami bawiła się na studniówce / Zdjęcia. archiwum rodzinne">Złożyła u komendanta Straży Miejskiej prośbę o przekazanie prokuraturze zapisu z kamery umieszczonej nieopodal miejsca wypadku. Chciała rozwiać wątpliwości, które pojawiły się po przesłuchaniach. Jeden ze świadków zeznał, że w zdarzeniu brały udział dwa samochody. Pierwszy potrącił dziewczynę i uciekł, a drugi ją przejechał. Ktoś inny widział podobno, jak Paulina odbija się o kabinę tira i wpada pod naczepę. Zapis z kamery niewiele dał. - Miejsce wypadku zasłaniały dwa drzewa. Chyba tę kamerę źle ulokowano - zauważa Dąbrowska. Nikt z przesłuchiwanych nie widział pieszej na przejściu. Jak to możliwe? - zastanawia się Dąbrowska i przedstawia swoją teorię: - To mogło być tak, że córka pokonała już to przejście, weszła na wysepkę, dzieląca dwa pasma ulicy i wtedy tir ją potrącił. Zahaczył o stojącą tyłem do jezdni córkę. Zakładam, że skręcając z ul. Transportowej w Fordońską wykonał zbyt duży łuk. Wciągnął Paulinę pod naczepę i przejechał.

Biegły nie był w stanie określić, czy ciało Pauliny dostało się pod jedno czy więcej kół. Jedno jest pewne. Ślady na lewym kole naczepy czynią wielce prawdopodobną wersję podawaną przez matkę ofiary.

Problem w tym, że z opinią Dąbrowskiej śledczy się nie liczą. Policjant, który prowadził czynności na miejscu wypadku, a potem - dochodzenie (to błąd, bo powinien być tylko świadkiem) założył, żę Paulina przekraczała ulicę, idąc od strony swojego domu. - To nieprawda! - zapewnia jej matka. - Jestem przekonana, że...

popełniono błąd

Ona wie, że jej córka wracała wtedy do domu. - Odprowadziła na przystanek autobusowy swego chłopaka Arka i szła na obiad - twierdzi. Arek to potwierdza. Dopiero teraz zdecydowano się go przesłuchać. Gdyby zrobiono to przed rokiem, zeznania Arka nie pasowałyby do prokuratorskiej tezy, że w wypadku, którego ofiarą była Paulina, nie doszło do popełnienia przestępstwa. Asesor Agnieszka Kalinowska-Sługocka z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ tak uzasadniała umorzenie śledztwa: „Paulina Dąbrowska wkraczając na przejście dla pieszych, nie wcześniej niż wjechał na nie tir, stworzyła zagrożenie bezpieczeństwa, potocznie zwane wtargnięciem i poruszając się w kierunku boków przejeżdżającego pojazdu doprowadziła do wypadku”. Kierowca - zdaniem pani prokurator - nie zauważył niebezpieczeństwa „ze względu na gabaryty pojazdu i jego konstrukcję, jaki i irracjonalność pieszej - jej wtargnięcie na jezdnię”.

Matka ofiary nie kryje oburzenia. - W tym rozumowaniu pominięto zasadę szczególnej ostrożności, która obowiązuje kierowców, zbliżających się do przejścia dla pieszych. - zauważa. Składa zażalenie, zarzucając śledczym liczne nieprawidłowości i działanie pod „z góry przyjętą tezę”. Jej zdaniem, opinia biegłego, na którą powoływała się prokurator, zawierałą hipotezy i domniemania. Żali się, że jej wnioski (matka ofiary ma status pokrzywdzonej), notorycznie odrzucano. - Sprawdzono połączenia telefoniczne mojej córki, zakładając że mogła wejść pod auto rozmawiając przez komórkę - mówi. - A mój wniosek o przyjrzenie się rozmowom kierowcy (miał w aucie dwa lub trzy telefony) prokurator oddalił. Uznał, że taki dowód „nie ma znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy”.

Dopiero sąd przyznał skarżącej rację. Na prokuratorskim umorzeniu sędzia SR Igor Zgoliński...

nie zostawił suchej nitki

Nakazał prokuraturze przesłuchanie chłopaka Pauliny i precyzyjne ustalenie kierunku poruszania się pieszej. Zlecił ustalenie, czy w chwili wypadku kierowca tira rozmawiał przez telefon komórkowy i jaki był wtedy jego stan psychofizyczny.

Sędzia uznał też, że podstawa prawna umorzenia tego śledztwa jest „w zdecydowanej opozycji do zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego i stanowi niekonsekwencję logiczną”.

Postępowanie wznowiono. Są już nowe dowody, podważające prokuratorską tezę. Z analizy telefonicznych połączeń kierowcy wynika, że sekundę przed wypadkiem, który wydarzył się o 12,05 rozmawiał on przez komórkę ze swoim bratem. Ponad minutę.

A nam udało się ustalić, że trzy miesiące po wypadku na Fordońskiej, Ryszard W. był sprawcą innego wypadku. Tym razem w okolicy Płońska. - Kierowca nie zachowując należytej ostrożności wyjechał z drogi podporządkowanej na drogę z pierwszeństwem ruchu, w wyniku czego w naczepę tira uderzyły jadące w kierunku Warszawy auta, a ich pasażerowie zostali ranni - poinformowała nas wiceprezes SR w Płońsku, sędzia Iwona Kaniewska. W lutym sąd wymierzył Ryszardowi W. karę roku pozbawienia wolności, zawieszając jej wykonanie na dwa lata. - Czy bydgoska prokuratura o tym wie? - zastanawia się mama Pauliny.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski