Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tam, synku, będziesz bezpieczny...

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Serce matki, której aleksandrowski przedsiębiorca pogrzebowy Jacek Ż. przejechał dziecko, nigdy się nie zagoi. Boli tym bardziej, że sprawca nie przyznaje się do winy, nie żałuje i ciągle jeździ tym samym fordem kugą.

Serce matki, której aleksandrowski przedsiębiorca pogrzebowy Jacek Ż. przejechał dziecko, nigdy się nie zagoi. Boli tym bardziej, że sprawca nie przyznaje się do winy, nie żałuje i ciągle jeździ tym samym fordem kugą.

<!** Image 2 align=none alt="Image 191116" sub="Niespełna sześcioletni Szymon zginął pod kołami samochodu 9 października 2011 roku. - Krok od domu i trzy kroki od sklepu, w którym sprzedawała jego matka - pokazuje dziadek Stefan Korczyński. Fot. Jacek Smarz">

- Wsiadł do niego już dwa dni po wypadku. Nie mogę patrzeć na tę terenówkę, która wlokła mojego synka po drodze... Dlaczego ten człowiek ciągle ma prawo jazdy?! - Malwina Wyborska nie kryje drżenia rąk. Jej niespełna sześcioletni synek Szymon zginął w Aleksandrowie Kujawskim 9 października zeszłego roku. W niedzielę, gdy naród ruszył do urny, wybierać nowy parlament.

Pogotowie było bez szans

Minęła godzina 11.00. Ksiądz skończył nabożeństwo, w trakcie którego modlił się za dzieci. Wierni zaczęli wychodzić z kościoła pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Naprzeciwko świątyni znajduje się sklepik spożywczy, w którym sprzedaje pani Malwina, i dom jej dziadków, państwa Karczyńskich. Pomiędzy tymi dwoma budynkami natomiast - gruntowa droga, wiodąca na plac zabaw.

- Pobaw się przed domem. Tam, synu, będziesz bezpieczny - powiedziała mama do Szymka. Chłopczyk wziął ze sobą szczeniaka, którego właśnie dostał w prezencie. Przed domem, na początku gruntówki, spotkał piętnastolatków: Bartka, Patryka i Błażeja. Rozmawiali głównie o psie.

Jacek Ż., przedsiębiorca pogrzebowy, kupił u pani Malwiny dużą butelkę oranżady. Wyszedł ze sklepu, wsiadł do swojego forda kuga. Za sklepem skręcił w prawo, w gruntową drogę. Szymek akurat kucał, bawiąc się ze szczeniakiem.

- Ten czarny samochód, ford, skręcając jechał dość szybko. Usłyszałem wtedy takie jakby westchnięcie lub stłumiony krzyk. Po chwili zauważyłem, że ten czarny samochód ciągnie za sobą, a właściwie z prawego boku, Szymona. Po chwili Szymon odczepił się od samochodu, który przejechał po nim tylnym prawem kołem. Kierowca przejechał jeszcze kilka metrów, po czym gwałtownie zahamował i wybiegł z samochodu, trzymając telefon komórkowy w ręku - zeznał 15-letni Patryk w trakcie śledztwa.

Ekipa karetki pogotowia była bez szans. Dziecko doznało tylu złamań i obrażeń, że nie można było go uratować.

Po co pani adwokat?

Na polecenie aleksandrowskiej prokuratury wypadek analizował biegły sądowy Marcin Syka. Ustalił, że Jacek Ż. najechał na dziecko, ponieważ „nie zachował szczególnej ostrożności w trakcie skrętu w prawo”. W opinii zaznaczył, że gdyby prawidłowo obserwował przedpole, to mógłby uniknąć wypadku. Napisał też jasno, że do tragedii doszło na drodze niemającej charakteru publicznego. „Stąd zdaniem opiniującego przebywanie dziecka i jego zabawa z psem na terenie działki nie stanowiło zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego”.

Prokurator P. sugerować miał matce co innego. - Po pierwsze, mówił mi, żebym nie brała adwokata, bo to bezcelowe. Żebym zaufała jego doświadczeniu; że on wie, co robi. Uprzedził mnie też, że zaczną się pytania, co Szymek sam robił w tym miejscu - relacjonuje Malwina Wyborska. - A gdzie niby miał być bezpieczniejszy niż przed własnym domem?

Matka adwokata jednak wzięła. Celowo, jak podkreśla, spoza Aleksandrowa. Bo w tym małym miasteczku sieci powiązań wydają się bardzo ścisłe.

W styczniu br. prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Jackowi Ż. z zarzutem niezachowania należytej ostrożności, czym nieumyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, powodując wypadek ze skutkiem śmiertelnym (art. 177 par. 2 Kodeksu karnego). Za czyn taki grozi od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.

- W trakcie śledztwa kierowca nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień - informuje Artur Kołodziejski, szef Prokuratury Rejonowej w Aleksandrowie Kujawskim.

Kłopotami w świadka

- Zaraz po wypadku, kiedy przyjechał radiowóz, Jacek Ż. i policjant podali sobie ręce jak dobrzy znajomi. My z chłopakami chcieliśmy od razu opowiedzieć, co widzieliśmy, ale policjanci powiedzieli „Zamknijcie się i idźcie stąd!” - relacjonuje Bartek Balicki, jeden z piętnastolatków, który tamtej niedzieli był przy Szymonie.

Chłopcy zeznania złożyli na komendzie później. Zeznawali też 17 kwietnia br. w aleksandrowskim sądzie. - Adwokat Jacka Ż. tak niektórych maglował, że aż się popłakali - wspomina pani Malwina.

Ale Bartek nie płakał. Zeznawał spokojnie, dojrzale. Niedługo po tym, jak znalazł się tak blisko śmierci dziecka, zmarł jego ojciec. - Bardzo wydoroślał - mówi jego mama, pani Beata.

Dwa dni po rozprawie sądowej, 19 kwietnia, Bartka i jego szkolnych kolegów zatrzymała do kontroli policja. Za gimnazjum salezjańskim, do którego uczęszczają. W trakcie próby zapalenia papierosa.

- Jeden z trzech policjantów wyjął coś z kieszeni i wsadził rękę do mojego plecaka. Potem kazał mi iść do samochodu i wszystko z niego wysypać. Znalazł woreczek z białym proszkiem. Otworzył i posmakował. „Źle to smakuje” - powiedział. Notatkę policjanci spisywali przy mnie na etykiecie z butelki jakiegoś napoju; nawet nie mieli notesu - kontynuuje chłopak. - Potem zawieźli mnie na komendę. Protokół spisał (sam) i kazał mi podpisać policjant C.

- Ten sam, którego żona pracuje w jednym pokoju z żoną Jacka Ż., w naszym ośrodku pomocy społecznej - zaznacza matka Bartka.

Zarówno ona, jak i babcia nastolatka, o kolegach nie wspominając, uważają, że Bartek jest wrabiany. Po co? Żeby zdyskredytować go jako świadka w sprawie wypadku.

Gdy tylko rodzina Bartka dowiedziała się o jego zatrzymaniu, natychmiast zadzwoniła ze skargą do Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. Funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji pojawili się w miasteczku po dwóch godzinach od alarmu. Na zbadanie sprawy poświęcili dwa dni.

- Ale zebrane przez nich informacje nie potwierdziły, by to aleksandrowscy funkcjonariusze podrzucili chłopcu narkotyki - mówi Monika Chlebicz, rzecznik KWP.

Ogromna pewność siebie

Jacek Ż., podobnie jak w trakcie śledztwa, tak i podczas procesu sądowego nie przyznaje się do winy i odmawia jakichkolwiek wyjaśnień. My skontaktowaliśmy się z nim telefonicznie, korzystając z komórkowego numeru telefonu, który rozpowszechnia w Internecie przy wizytówce swojego zakładu pogrzebowego. Wyjaśniliśmy, że przygotowujemy publikację i spytaliśmy, dlaczego nie przyznaje się do winy.

- Nic nie powiem. I proszę mnie nie nękać! - tyle usłyszeliśmy.

Malwina Wyborska z panem Ż. i członkami jego rodziny widuje się dość często. Aleksandrów to małe miasteczko. Trudno się nie spotkać. Szczególnie, gdy sprzedaje się w osiedlowym sklepie.

- Ostatnio cztery piwa kupował u mnie mężczyzna z rodziny Jacka Ż. „Malwina, ale się spasłaś” - powiedział do mnie. Wyjaśniłam, że to przez to, co mnie spotkało za sprawą Ż.; że trzy miesiące spędziłam w szpitalu, brałam silne leki. Bez nich nie stanęłabym na nogi. A on na to: „Co ty pier...., za dużo żresz” - ze łzami w oczach opowiada matka Szymona.

Aleksandrów czeka na wyrok

Dotąd, a minęło już przecież osiem miesięcy od dramatu, nie usłyszała z ust przedsiębiorcy pogrzebowego słowa żalu, współczucia, czy choćby najprostszego „przepraszam”. Z niepokojem czeka na rozwój procesu sądowego. Kolejna rozprawa odbędzie się w aleksandrowskim sądzie 20 czerwca.

Z równym napięciem na rozwój wypadków czekają sąsiedzi i pozostali mieszkańcy miasteczka. - Bo chyba nie może być tak, że ktoś przejeżdża dzieciaczka samochodem i dostaje dwa lata w zawieszeniu? A tego się właśnie obawiamy. W Aleksandrowie za dużo jest układów - mówi emerytka z sąsiedniej ulicy.

* * *

W miejscu, gdzie zginął Szymon, rodzina postawiła pamiątkowy kamień. Codziennie palą się tu znicze, pachną świeże kwiaty.

Na drodze gruntowej, biegnącej do placyku zabaw, dopiero niedawno miasto postawiło słupki, uniemożliwiające wjazd samochodom.

- Szkoda, że na innych drogach biegnących do placyku, jeszcze tego nie zrobiono. Przecież to jedynie kilkaset złotych wydatku. Tylko czekać, aż następny wariat za kierownicą uderzy w dziecko - komentują sąsiedzi.

Biegły bez wątpliwości

  • „Przyczyną wypadku było nieprawidłowe zachowanie kierującego samochodem ford kuga Jacka Ż., który nie zachował szczególnej ostrożności w trakcie skrętu z prawo” - podsumował analizę wypadku biegły sądowy Marcin Syka.
  • Jacek Ż. od 8 miesięcy nie przyznaje się do winy i odmawia składania jakichkolwiek wyjaśnień.
  • Kolejna rozprawa w aleksandrowskim sądzie - 20 czerwca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!