https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ofiara policyjnego testera?

Małgorzata Oberlan
- Chcieli go wrobić, bo był naocznym świadkiem w niewygodnej sprawie - twierdzi rodzina Bartka Balickiego. Policjanci wyjaśniają, że... po raz kolejny pomyliły się ich testery.

- Chcieli go wrobić, bo był naocznym świadkiem w niewygodnej sprawie - twierdzi rodzina Bartka Balickiego. Policjanci wyjaśniają, że... po raz kolejny pomyliły się ich testery.

<!** Image 3 align=none alt="Image 195960" sub="Bartek Balicki z mamą Beatą po decyzji sądu rodzinnego odetchnęli. Fot.: J. Smarz">

Piętnastoletni Bartek był świadkiem tego, jak 9 października 2011 roku przedsiębiorca pogrzebowy Jacek Ż. śmiertelnie potrącił sześcioletnie dziecko.<!** reklama>

Podali sobie ręce

Szymek bawił się ze szczeniakiem na drodze gruntowej, tuż przed swoim domem. Jacek Ż. w sklepie spożywczym, prowadzonym przez mamę chłopca, kupił napoje. Wsiadł do swojego forda kogi, szybko ruszył, skręcił w gruntówkę i... doszło do dramatu. Dziecka nie udało się uratować.

- Zaraz po wypadku, kiedy przyjechał radiowóz, Jacek Ż. i policjant podali sobie ręce jak dobrzy znajomi. My z chłopakami chcieliśmy od razu opowiedzieć, co widzieliśmy, ale policjanci powiedzieli: „Zamknijcie się i idźcie stąd!” - relacjonował nam Bartek Balicki, gdy przygotowywaliśmy reportaż o tej sprawie (Magazyn, „Tu, synku, będziesz bezpieczny...”, 15 czerwca 2012 roku).

Dwa dni po rozprawie

Dwa dni po rozprawie sądowej Jacka Ż., na której zeznawał Bartek, 19 kwietnia br. jego i jego szkolnych kolegów zatrzymała do kontroli policja.

- Jeden z trzech policjantów wyjął coś z kieszeni i wsadził rękę do mojego plecaka. Potem kazał mi iść do samochodu i wszystko z niego wysypać. Znalazł woreczek z białym proszkiem. Otworzył i posmakował. „Źle to smakuje” - powiedział. Notatkę policjanci spisywali przy mnie na etykiecie z butelki jakiegoś napoju; nawet nie mieli notesu - relacjonował chłopak. - Potem zawieźli mnie na komendę.

Zarówno matka, jak i babcia nastolatka, o kolegach nie wspominając, uważali, że Bartek jest wrabiany. Po co? Żeby zdyskredytować go jako świadka w sprawie wypadku

Sprawa trafiła do sądu rodzinnego. Ten 28 sierpnia br. odmówił wszczęcia postępowania ze względu na to, że w woreczku z białą substancją, którą zabezpieczono przy Bartku, nie było ani amfetaminy, ani jej pochodnych, ani w ogóle żadnej tzw. substancji zabronionej.

Aleksandrowska policja twierdzi dziś, że doszło do pomyłki na etapie badania substancji w komendzie przez testery. - To nie pierwsza taka pomyłka - mówi Marta Błachowicz, oficer prasowy. - Próbkę standardowo wysłaliśmy później do Laboratorium Kryminalistycznego w Bydgoszczy. Tam okazało się, że nie zawiera substancji zabronionych.

Bartek i jego rodzina odetchnęli. - Prawda wyszła na jaw, ale do chłopaka już przylgnęła łatka - kończy jego babcia.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski