Gdybym był prawicowcem, konserwatystą, a najlepiej białym supremacjonistą, przekonanym, że człowiek nie pochodzi od małpy, a jego przodkowie na naszej szerokości geograficznej są potomkami szlachetnych od zawsze patriotów, to świąteczne dni minęłyby mi szybko, a następnych wprost nie mógłbym się doczekać.
Po pierwsze, choinka. Żywa czy sztuczna, ani jedna, ani druga nie spełnia wymogów z ekologicznego punktu widzenia. Tę pierwszą trzeba wyciąć, ta druga rozkłada się przez wiele lat. W tym roku zamiast drzewka wybrałem zużyty element drewniany starej szafy, ozdobiony w pełni biodegradowalnymi ozdobami - czas rozkładu około dwóch tygodni, czyli zaraz po święcie Trzech Króli. Wykluczam więc choinkę.
Po drugie, karp. Cóż to za przyjemność jeść rybę, która i tak nie jest smaczna, a w dodatku mordowana na różne sposoby, przeważnie w okrutny sposób? Karp, którego rok temu uratowałem przed zagładą, do dziś szczęśliwie żyje w mojej wannie. Wykreślam karpia z menu.
Po trzecie: szopka. Promocja narodzin w miejscach, urągających wszelkim zasadom higieny. Wszechobecne zwierzęta w sposób znaczny zaniżają standardy sanitarne, a wizyty niezwiązanych z rodziną dygnitarzy (Kacper, Melchior i Baltazar) dodatkowo, choć przejściowo, utrudniają i tak niełatwą sytuację lokalową świętej rodziny. Szopki i stajenki odpadają.
Po czwarte, puste miejsce przy stole. O najście wędrowca trudniej dziś niż o wizytę u lekarza specjalisty, jeśli już, to możemy najwyżej liczyć na wizytę nie zawsze lubianego polityka, ale i to mało prawdopodobne, bo wielu z nich, mając wybór, i tak postawi na niczym nieskrępowaną agitację w kościele. Poza tym ci, którzy przyjmą pod swój dach intruza i go nakarmią, są święcie przekonani, iż nabywają prawa do nazywania jemu podobnych nierobami, elementem aspołecznym oraz nieudacznikami. Muszę sobie podarować ten pusty talerz.
Święta, owszem, mogą być przyjemne, a nawet wesołe, pod warunkiem, iż część z nas zrezygnuje z uciążliwych dla reszty pryncypiów, czego życzę wszystkim bez wyjątku Czytelnikom.
Gdybym był prawicowcem, konserwatystą, a najlepiej białym supremacjonistą, przekonanym, że człowiek nie pochodzi od małpy, a jego przodkowie na naszej szerokości geograficznej są potomkami szlachetnych od zawsze patriotów, to świąteczne dni minęłyby mi szybko, a następnych wprost nie mógłbym się doczekać.