[break]
W zeszłym tygodniu napisał do nas Czytelnik, pan Damian (nazwisko do wiadomości redakcji), który ostatniego dnia września usiłował doładować Bydgoską Kartę Miejską w kilku biletomatach. Udało mu się dopiero przy piątym podejściu.
- Problemem są dewastacje. O ile na początku, nazwijmy to okresem niemowlęctwa, zdarzały się właściwie na ternie całego miasta, tak teraz nie mamy z nimi większych kłopotów. Poza dwoma. To biletomaty przed Dworcem Głównym PKP. Tu faktycznie klienci mogą mieć problem z doładowaniem karty, ponieważ są one cały czas uszkadzane - mówi Jacek Sieński, dyrektor w spółce Mennica Polska, która jest właścicielem biletomatów i dba o ich sprawność techniczną. - Przekazaliśmy już nasze uwagi dotyczące tych maszyn ZDMiKP z zastrzeżeniem, że nie jesteśmy w stanie utrzymać sprawności technicznej tych dwóch maszyn. Jesteśmy bezradni, musielibyśmy je serwisować co dzień, a naprawa czytnika to około 200 euro.
Kupuje czy przykleja gumę?
Teren przed dworcem jest monitorowany i często patrolowany. - Wystarczy stanąć przed biletomatem i nikt nie jest w stanie zauważyć, czy osoba kupuje właśnie bilet, czy zapycha czytnik gumą do żucia, z czym mamy nagminnie do czynienia - podkreśla Jacek Sieński.
Bilety? To się nie opłaca
- Biletomaty muszą działać, jest to także w interesie Mennicy Polskiej, która zyski czerpie z doładowań BKM - uważa Krzysztof Kosiedowski, rzecznik ZDMiKP. - Przyjmiemy zgłoszenie Czytelnika jako interwencję i przekażemy uwagi Mennicy Polskiej.
Problem z biletomatami nie jest jedynym kłopotem pasażerów. - Ostatnio - i nie był to pierwszy raz - przeszłam pół ulicy Gdańskiej chcąc kupić bilet. W żadnym kiosku go nie było. Jedni mówili, że nie opłaca się ich sprzedawać, inni - że się skończyły. Pojechałam więc na gapę, bo motorniczy biletu sprzedać też nie chciał - żali się nasza Czytelniczka.