Są wśród nas osoby, które walczyły już na wojnie. Gdy się zebraliśmy, przez pierwszy miesiąc byliśmy wolontariuszami w Chersoniu i Zaporożu. Po miesiącu poszliśmy do Obrony Terytorialnej, by uzyskać pozwolenie na pracę w wojsku. Początkowo prowadziliśmy tylko działania rozpoznawcze. W tym momencie już całkowicie przekształciliśmy się w lotniczy wywiad. 97 procent naszej pracy to szukanie, wskazywanie lokalizacji i niszczenie wroga za pomocą artylerii - opowiada w rozmowie z Polskatimes.pl Taras Ermakov, sierżant rozpoznania lotniczego grupy „Carlson”.