Parę tygodni temu mieszkańcy alarmowali na przykład o stercie bezładnie leżących śmieci pod jednym z wieżowców na osiedlu Łuczniczka na Kapuściskach. Hałda odpadów straszyła niemal pod samymi oknami w wieżowcu, co stało się inspiracją dla jednej z osób za oknem do stworzenia tak sugestywnego opisu: - Pod naszym wieżowcem stworzył się w XXI wieku chlew, wysypisko śmieci z całego osiedla. Przynoszą je mieszkańcy. Rezultat jest okropny, czuję się, jakbym mieszkał w slumsach... Czy nie można - jak na innych osiedlach - zrobić osobne śmietniki dla każdego bloku? Przeszło tydzień temu śmieci zostały podpalone, do dziś nikt tego nie potrafi posprzątać, opadają ręce. Nie wspomnę o tym, że mieszkańcy bloku mają mniej miejsca do parkowania swoich pojazdów.
W opisie radzę zwrócić szczególną uwagę na jedno zdanie o śmieciach: „Przynoszą je mieszkańcy”. Okazuje się bowiem, że fatalny wieżowiec jest zarazem szczęśliwym wieżowcem – jedynym na Łuczniczce, do którego może podjechać śmieciarka. Mieszkańcy sąsiednich budynków mieli więc ograniczony wybór: albo pozostawią swoje śmieci pod fatalnym/szczęśliwym wieżowcem, albo będą wśród nich mieszkać tak długo, aż sama przyroda się z nimi rozprawi. I taki stan rzeczy trwa, bagatela, od 20 lat.
Piszę o ograniczonym wyborze w czasie przeszłym, bo po nagłośnieniu tego stanu rzeczy nagle i niespodziewanie okazało się, że węzeł gordyjski na Łuczniczce można przeciąć, i to szybko. - Myślimy nad rozwiązaniem tego problemu. Do maja tego roku kłopot powinien zniknąć – obiecał reporterowi „Expressu Bydgoskiego” prezes RSM Jedność, do której to spółdzielni należą bloki na Łuczniczce. Pytanie, dlaczego nikt tego nie zrobił 20 lat temu…
Miesiąc później poskarżył się dziennikarzom mieszkaniec Osiedla Leśnego: - Przy ulicy Czerkaskiej wiata śmietnikowa nie jest od dłuższego czasu opróżniania. Tam po prostu biegają szczury. A góra śmieci rośnie. Oczywiście rozmawialiśmy z Remondisem, który ma podpisany kontrakt z miastem na wywóz odpadów z tej okolicy. Odpowiedź była prosta. Nie można wytoczyć pojemników, bo zastawiają je prywatne samochody. Ale tam nie ma zakazu parkowania aut, każdy może się zatrzymywać i zostawić samochód.
Opisaną wyżej sytuację można spuentować mottem z „Medalionów” Zofii Nałkowskiej: „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Tym, którzy porównanie uznają za niestosowne, przypomnę z kolei „Dżumę” Alberta Camusa, jako przykład tego, do czego może doprowadzić tolerancja dla szczurów. A powód szczurzych biesiad na Osiedlu Leśnym był banalny. W pobliżu nieopróżnianego śmietnika trwała przebudowa parkingu, więc mieszkańcy okolicznych bloków gdzie się da szukali wolnego skrawka miejsca do pozostawienia samochodów. Jak widać, dobre może być także miejsce pod cuchnącym śmietnikiem.
Tu również odpowiednią formą gramatyczną opisu jest czas przeszły: prace na parkingu już się ponoć zakończyły i śmieci odbierane są zgodnie z planem. I w tym przypadku jednak aktualne pozostaje pytanie o rolę administracji na osiedlach. Trudno najpierw przewidzieć, a potem zauważyć, że na skutek remontu parkingu zatarasowane zostaną nie tylko sąsiednie chodniki, ale i dojazd do śmietnika? Trudno było wydzielić ten skrawek terenu, czasowo zakazać stawiana na nim aut i poprosić służby o egzekwowanie zakazu?
