<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/jakubowski_jaroslaw.jpg" >W sprawie Sądu Apelacyjnego w Bydgoszczy po naszej stronie jest wszystko, co trzeba: argumenty, infrastruktura i silne lobby. Ponad połowa wszystkich spraw, trafiających do rozpatrzenia przez Sąd Apelacyjny w Gdańsku, pochodzi z Bydgoszczy. Uzyskaliśmy zgodę tego sądu na wydzielenie z gdańskiej apelacji obszaru apelacji bydgoskiej. Za nami przemawia nawet historia, bo w latach 1949-1951 w Bydgoszczy mieścił się już Sąd Apelacyjny.
Miasto przygotowało budynek po Szkole Podstawowej nr 8 w samym centrum, reprezentacyjny i pojemny jak należy. Swoje siły sprzęgli lokalni politycy i społecznicy. Posłowie Piotrowska i Walkowiak prześcigali się w interpelacjach, a wtórowało im Towarzystwo Miłośników Miasta Bydgoszczy. Za nowym sądem optowało Zrzeszenie Prawników Polskich skupiające, między innymi, sędziów. Powstała nawet strona internetowa ludzi, którym na powstaniu bydgoskiej apelacji zależało. I co? I nic, to znaczy z punktu widzenia Warszawy wszystkie te starania okazały się funta kłaków niewarte. Szkoda tej społecznej energii, jaka się wyzwoliła. Trudno też przypuszczać, aby w najbliższych latach zmienił się nieprzychylny raczej dla wydatków w sferze budżetowej klimat.
<!** reklama>Ministerstwo Sprawiedliwości w ubiegłym roku obcięło pół miliona złotych na dokumentację techniczną nowego budynku dla Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, mimo że Temida kupiła po korzystnej cenie działkę od miasta. Jak widać, interesów Bydgoszczy w Warszawie trzeba pilnować zawsze, nie tylko od wielkiego dzwonu, który zaczyna brzmieć zwykle w okolicach wyborów. Nie należy wcale oczekiwać cudu, żeby idea Sądu Apelacyjnego w Bydgoszczy stała się faktem. Cudem można nazwać na przykład istnienie takiego sądu w dwukrotnie mniejszym od Bydgoszczy Rzeszowie. Dla nas będzie to po prostu uznanie racjonalnych argumentów. Bo sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie.
