Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa ze Stanisławem Tokarskim, członkiem koła AK w Żninie

Maria Warda
Stanisław Tokarski, widział i przeżył wiele, teraz najlepiej czuje się wśród kwiatów we własnym ogrodzie, który pielęgnuje wspólnie z żoną
Stanisław Tokarski, widział i przeżył wiele, teraz najlepiej czuje się wśród kwiatów we własnym ogrodzie, który pielęgnuje wspólnie z żoną Maria Warda
Bbył jednym z czterech zastępców dyrektora żnińskiego Spomaszu. O wielu tajemnicach nadal nie chce mówić oficjalnie.

Nieistniejący już dziś Spomasz, był największym zakładem pracy w Żninie, ale też miał najwięcej dyrektorów. Czy Pana zdaniem nie był to zbytek?
Na stanowisko dyrektora administracyjnego, w Spomaszu zostałem powołany w 1984 roku. Byłem wówczas pracownikiem Banku Narodowego w Żninie. Objęcie etatu nie wiązało się z odebraniem komukolwiek pracy. Nawet teraz po latach twierdzę, że to stanowisko było potrzebne. Firma przenosiła się do nowego zakładu, przy ulicy Fabrycznej. Trzeba było go wyposażyć. Podlegał mi dział transportu, który właśnie się rozbudowywał, oraz dwa ośrodki wczasowe, we Władysławowie i Chomiąży.

Jak Pan wytłumaczy fakt, że oddany do użytku w 1984 roku zakład upadł po zaledwie 6 latach?
Wiele spraw się na to złożyło. Pod koniec lat 80 upadł ustrój, w czerwcu 1989 roku powołano rząd Mazowieckiego. Rozpadł się Układ Warszawski, a 80 procent produkcji robiliśmy na rzecz wojska. Po śmierci dyrektora Jana Klimaszewskiego, zarządzanie Spomaszem przekazano Stanisławowi Woźnemu. On źle prowadził rozmowy z wojskiem. Zakład był po prostu źle zarządzany, ale o szczegółach mówić nie mogę. Można było to wszystko rozegrać inaczej. W naszej firmie była budowana Fabryka Osłonek Białkowych dla Jugosławii i Białki. Produkowaliśmy maszyny dla przemysłu piekarniczego. Na bazie produkcji naszej produkcji wyrosło w Żninie kilka prywatnych zakładów. Gdyby nowa dyrekcja poprowadziła dobrze rozmowy z zewnętrznymi inwestorami, tak jak zrobił to dyrektor Żefamu, dziś firma miała by się dobrze.

Jan Klimaszewski już nie żyje, zmarł także Ryszard Fałszewicz, dyrektor techniczny i Stanisław Hałas, dyrektor ekonomiczny. Jak wspomina Pan pracę z nimi?

Najbardziej lubiłem Rysia Fałszewicza. Był bardzo pracowity, ale jednocześnie wesoły i dowcipny. Klimaszewski potrafił rozmawiać z wojskowymi, a Hałas jako ekonomista, żył w swoim świecie. Jest Jeszcze Jan Gawron, dyrektor do spraw produkcji. Miewał szalone pomysły, ale był bardzo zaangażowany jeśli chodzi o pozyskiwanie materiałów. W sumie ta ekipa dobrze prowadziła zakład. W 1987 czy 88 roku nasłano na nich wojskową kontrolę NIK. Wyglądało na to, że chcą się na siłę pozbyć Klimaszewskiego. Klimaszewski i Gawron dostali nagany partyjne. Dyrektor wkrótce zmarł.

Zanim zaczęła się Pana przygoda w Spomaszu, zdobywał Pan doświadczenie w Banku Narodowym.
Zaczynałem pracę w 1951 roku, jako młody chłopak po maturze. Nauczyłem się tam dobrze pracować. Przeszedłem wszystkie szczeble kariery. Na końcu byłem inspektorem ekonomicznym. Kontrolowałem zakłady pracy, które podlegały naszemu bankowi. Myśmy nawet sprawdzali czy wypłaty są zgodne z zaszeregowaniem pracowników. Dobrze się pracowało, bo przepisy były stabilne, oprocentowanie kredytów stałe. Na przykład oprocentowanie kredytu inwestycyjnego wynosiło tylko 1 procent. Banki z tego żyły, ale proszę pamiętać, że w powiecie żnińskim był tylko jeden bank, drugim Bankiem był Bank Rolny dziś Spółdzielczy.
Nie było wtedy kont kredytowych, a pieniądze przechowywano w skarbcu. Dokumentacja była skąpa.
Były tylko inkasa, przelewy i czeki. Ponieważ więcej wydawaliśmy niż do nas wpływało, pieniądze w workach przywoził specjalny konwój. Wtedy wszystko było postawione na głowie. Nawet męska część personelu dostawała czasem specjalną broń (pepetkę), aby w razie czego jej użyć. Na szczęście takiej potrzeby nie było. W pieniądzach nie pracowało się przyjemnie. Czasem wyglądały jak szmaty, aż brzydziło się ich dotykać. To było ogromne źródło zarazków, trzeba było pilnować higieny, często myć ręce.

Jak wytłumaczy Pan fakt, że należał do partii PZPR, a teraz jest aktywnym członkiem żnińskiego Koła Armii Krajowej?
Ja bardzo późno wstąpiłem do partii, ta przynależność nie oznaczała akceptacji ustroju, szczególnie tego z czasów powojennych i gomółkowskiego. Jak mógłbym popierać ustrój, który zmuszał nas do milczenia o śmierci zabitego Warszawie w pierwszym dniu powstania brata Antosia. Myśmy przez wiele lat nie wiedzieli jaki los go spotkał. Dopiero po latach jego nazwisko znalazło się na liście zabitych na Mokotowie. Miał pseudonim „Niwa”. Jego nazwisko figuruje na tablicy w Muzeum Powstania Warszawskiego. Ustrój ten zabrał mojej rodzinie dwa domy, po śmierci ojca, matkę pozbawiono pracy. Mając dwie kamienice, po ślubie nie miałem gdzie mieszkać, musiałem budować dom. Mam nadzieję, że ustrój zbudowany przez Lenina i Stalina, nigdy już nie wróci.

Stanisław Tokarski - emerytowany wicedyrektor żnińskiego Spomaszu. Członek Światowego Koła Armii Krajowej w Żninie, gdzie pełni funkcję sekretarza. Nie urywa, że był członkiem partii PZPR. Uważa, iż Polska ma dobre perspektywy, pozytywnie ocenia nasz sojusz z NATO i Unią Europejską. Marzy o zgodzie narodowej. Największą jego pasją jest ogród, w którym pielęgnuje drzewa, kwiaty i warzywa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!