Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Grzegorzem Mykiem, byłym przewodniczącym Rady Miejskiej Koronowa

Marek Chełminiak
Mało kto wie tyle o historii Koronowa tyle, co Grzegorz Myk
Mało kto wie tyle o historii Koronowa tyle, co Grzegorz Myk Marek Chełminiak
Nasz rozmówca jest szefem i twórcą miejscowego muzeum historii miasta i Punktu Informacji Turystycznej, miłośnikiem historii „Szczęśliwej Doliny” oraz wytrawnym znawcą szlaku cysterskiego.

Od jak dawna jest pan związany z Koronowem?
W Koronowie mieszkam od urodzenia. Wychowałem się u stóp Grabiny, czyli wzgórza dominującego nad miastem
od strony południowo zachodniej. Mieszkałem wtedy w dzielnicy zwanej od czasów pruskich Cronthal. Gdy byłem
dzieckiem, w kierunku Bydgoszczy prowadziła jedynie ulica Bydgoska, przy której stał dom, w którym mieszkałem. Był to ostatni budynek po prawej stronie drogi. W latach 70. ubiegłego wieku na szosę osunęła się skarpa z Grabiny i zablokowała ją na zawsze. Na szczęście akurat w tym samym czasie oddano do użytku obwodnicę przez Stary Dwór. Dzięki temu miasto nie straciło bezpośredniego połączenia drogowego ze stolicą województwa, ale straciła na tym słynna restauracja w Grabinie, która w połowie lat 70. została zamknięta na zawsze. Dziś zostały po niej jedynie fragmenty fundamentów i ślady po drodze.

Dziś o Grabinie krążą legendy. Dlaczego?
Gdy nie było jeszcze zalewu, właśnie w Grabinie mieszkańcy Koronowa spędzali wolne chwile. Malownicze tereny zachęcały do spacerów i zabaw. Przez kilkadziesiąt lat miejsce było znane z doskonałych flaków i beczkowego piwa, koncertów i potańcówek. Pamiętam jak od najmłodszych lat bawiliśmy się tam z kolegami w podchody i inne gry terenowe. Jako że mieszkałem najbliżej parku, wszyscy przychodzili najpierw do mnie i potem razem szliśmy na górę. W wakacje lubiliśmy grać też w piłkę na dzisiejszym stadionie Victorii. Później przez mostek przechodziliśmy na drugą stronę Brdy i kąpaliśmy się na dzikiej plaży, w miejscu, gdzie wydobywano piasek dla sąsiedniej cegielni.

Co spowodowało, że zainteresował się pan historią swojego miasta i okolic?
W młodości przez wiele lat byłem ministrantem, a mój tata członkiem Rady Parafialnej, odpowiedzialnym za prowadzenie ksiąg kościelnych. Wtedy poznałem wszystkie zakamarki pocysterskiej świątyni, czyli dzisiejszej bazyliki. W pewnym momencie byłem już nawet dumny z tego, że wiem o niej wszystko, ale na ziemię sprowadził mnie jeden z księży, który zapytał o szczegóły obrazu w ołtarzu głównym. Wtedy historia wciągnęła mnie jeszcze bardziej. Zaowocowało to tym, że w 1993 roku zostałem licencjonowanym przewodnikiem turystycznym i od tego czasu oprowadzam setki wycieczek po najciekawszych miejscach „Szczęśliwej Doliny”. Zamiłowanie do historii spowodowało, że zacząłem kolekcjonować monety, a potem także inne eksponaty związane z przeszłością miasta i okolic, które stały się zalążkiem koronowskiego muzeum.

Dużo turystów przewija się przez Koronowo?
Coraz więcej. Mamy policzonych tych, którzy korzystają z usług naszego Punktu Informacji Turystycznej. Na przykład w sierpniu pomogliśmy w zwiedzaniu miasta i okolic 603 osobom, w tym 40 obcokrajowcom. Najwięcej było wśród nich Niemców, ale zdarzali się także Włosi i Czesi. Miesiąc wcześniej gościliśmy w naszych progach blisko tysiąc turystów. Wśród obcokrajowców trafili się nawet Australijczycy i wielu rowerzystów z Holandii. Takie holenderskie grupy rowerowe goszczą u nas dosyć często. Pojawia się także dużo gości poszukujących u nas swoich rodzinnych korzeni. Najwięcej jest Niemców, ale w zeszłym miesiącu taką wizytę złożył nam Amerykanin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!