Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozdziobią nas kruki i urzędniki [FELIETON]

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Firmę dostarczającą prąd do domu od pewnego czasu możemy sobie wybrać. Niewiele to wprawdzie zmienia, jeśli chodzi o wysokość rachunków, ale daje pewien komfort psychiczny i kartę przetargową, gdy dojdzie do sporu z energetyką.

<!** Image 2 align=none alt="Image 218762" sub="Wodociągowe kopanie - czasem po łydkach klienta [Fot. Dariusz Bloch/Archiwum]">

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw_powazny.jpg" >Firmę dostarczającą prąd do domu od pewnego czasu możemy sobie wybrać. Niewiele to wprawdzie zmienia, jeśli chodzi o wysokość rachunków, ale daje pewien komfort psychiczny i kartę przetargową, gdy dojdzie do sporu z energetyką.

Na innych dostarczycieli mediów i odbiorców wszelkiego rodzaju odpadków, niestety, żadnego bata nie mamy. Kolega ze starego Szwederowa poskarżył mi się parę dni temu, że na przekór propagandowej paplaninie o sukcesie wprowadzania ustawy śmieciowej w Bydgoszczy, on wciąż nie dostał worków do segregacji i nowego kubła na odpadki zmieszane. Urzędnicy z ADM, która administruje domem kolegi, nie są tym stanem rzeczy wstrząśnięci ani nawet zmieszani. Tłumaczą, że ma cierpliwie czekać i, tak jak było przed 1 lipca, wrzucać wszystkie śmieci do jednego kubła, nie martwiąc się o konsekwencje. <!** reklama>

Sukces na tym więc polega, że 50 dni po zmianie przepisów w sercu dużego miasta żadna zmiana nie nastąpiła i nikogo to zbytnio nie martwi. Dodam, że przetarg na wywóz odpadów komunalnych w tej części Bydgoszczy wygrała ProNatura, a więc spółka należąca do miasta. To może tłumaczyć, dlaczego ADM z taką tolerancją patrzy na niedotrzymującą umowy ProNaturę. Kruk krukowi oka nie wykole i kruk doskonale czuje się na stertach śmieci - zwłaszcza zmieszanych, z których można wydziobać najsmaczniejsze kąski.

W ogóle przyjemniej jest dziobać przysmaki niż pracować. Podejrzewam, że dlatego 50 dni po wejściu w życie nowych przepisów wciąż w redakcji odbieramy telefony od czytelników, którzy w rozmowie nie zdradzają objawów głębokiego upośledzenia psychicznego, lecz mimo to pytają, kiedy w końcu dostaną rachunek za śmieci i książeczkę opłat. A przecież wszyscy bydgoszczanie mieli być świetnie i wszechstronnie poinformowani o nowych zasadach płacenia za tę usługę. Kruki, do roboty! Wypuśćcie z dziobów przysmaki i do znudzenia kraczcie o tym, gdzie, co i jak. W przeciwnym wypadku pod koniec roku okaże się, że mieszkańcy są wciąż niezadowoleni z obsługi, zaś miejski samorząd dopłaca do interesu.

Równie wysokiej próby troskę o klientelę pokazują Miejskie Wodociągi i Komunikacja - kolejny partner nie do odrzucenia zdecydowanej większości bydgoszczan (z wyjątkiem tych, którzy mają szczęście (?) mieć jeszcze szambo i własną studnię). Wykorzystując smutny fakt, że każdy musi pić, a niektórzy także myć się, prać i zmywać, wodociągi rozsyłają aneksy do umów z klientami. Zawierają one jedną nowalijkę: zapis, zgodnie z którym właściciele nieruchomości będą płacić za usuwanie awarii kanalizacji nawet wtedy, gdy nawalająca rura ściekowa znajduje się już poza ich działką. Czym grozi taki aneks, przekonał się już jeden z bydgoszczan, właściciel nieruchomości przy ul. Piotrowskiego. Nad rurą, która biegnie od jego domu do oberrury, biegnącej wzdłuż ulicy, zapadł się asfalt. Zapadł się i... klops. Za naprawę, która kosztować może kilka, kilkanaście, ba - w niektórych przypadkach nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, nie chcą zapłacić ani wodociągi, ani Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej, ani wreszcie wspomniany właściciel. Nie znam szczegółów tego konfliktu. Nie wiem więc, czy i ewentualnie jak długo ów właściciel obywa się bez kanalizacji. Rozumiem jednak, że dla zaoszczędzenia sporej sumki, jaką pochłonęłaby naprawa, warto przez czas jakiś pocierpieć w smrodzie. Bo pieniądze przecież nie śmierdzą.

Skoro wodociągi nie chcą brać odpowiedzialności za kanalizacyjne przyłącza, oddając je jako dobrodziejstwo inwentarza właścicielom nieruchomości, to uczciwą praktyką byłoby oddanie ich wraz z gruntem, przez który przebiega prywatna rura. W takiej sytuacji jako właściciel miałbym szansę zatroszczyć się o moją cenną rurę w jak najskuteczniejszy sposób. Pan z ulicy Piotrowskiego mógłby na przykład postawić w otoczeniu rury zasieki z drutu kolczastego. Fakt, stanęłyby one w poprzek chodnika i kawałka jezdni, lecz to już nie byłoby problemem pieczołowitego właściciela rury. Powiedzą państwo, że to niespołeczne, egoistyczne postępowanie? Racja. Podobnie jak egoistycznie zachowują się bydgoskie wodociągi, każąc ludziom płacić za coś, na stan czego nie mają żadnego wpływu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!