Rolnik z małej wsi pod Wąbrzeźnem wynalazł silnik wiatrowy. Opatentowany pomysł wielu chwali, ale producenci boją się wdrożyć projekt do produkcji. Wydaje się zbyt rewolucyjny. Wynalazca wierzy, że świat go kiedyś doceni.
<!** Image 2 align=none alt="Image 181566" sub="Marian Nosal ze Stanisławek nie zastosował co prawda rewolucyjnej turbiny wynalazcy z Mgowa, ale samodzielnie wykonał wiatrak, wydajniejszy od tych produkowanych seryjnie i oferowanych na rynku. Ogrzewa mu i rozświetla dom.">- Wiatr drzewa wyrywa przy ziemi, to po co pchać się z turbiną wysoko? - pyta Rajmund Grygiel, mechanik z byłego PGR w Mgowie. - Wielkie wiatraki to tylko kłopoty i ogromne koszty. Wierzę, że kiedyś konstrukcje mojego pomysłu wyrosną w Polsce jak grzyby po deszczu. A potem pójdziemy z tym w świat. Wiatraki „made in Poland” będą znali wszędzie!
<!** reklama>Fantasta? Jak każdy wynalazca. Naprawdę oryginalne pomysły zawsze na początku nie budzą zaufania.
- Tak było też kiedyś z maszyną parową. Najpierw ludzie się jej bali - przypomina rozkładając rysunki techniczne. - Wszystko mam obliczone, udowodnione. Bo mój pomysł jest logiczny. Sami się przekonacie.
<!** Image 3 align=right alt="Image 181566" sub="Rajmund Grygiel ze stawianych obecnie wiatraków kpi.">Wiatr ma pole do popisu
W całej Polsce wiatraków znanych światowych firm przybywa błyskawicznie. W tej chwili stawiane głównie są wielkie konstrukcje o wysokości ponad 160 metrów i mocy 3 megawatów. Inwestycje się opłacają, bo panuje przychylny klimat, wszak w 2015 roku aż 15 procent energii ma pochodzić z ekologicznych, odnawialnych źródeł. Inwestowanie w wiatraki szybko się zwraca i przynosi duże zyski.
Wszyscy jednak myślą o klasycznych konstrukcjach, korzystających ze śmigieł trzyłopatowych. Tymczasem właśnie z nich pokpiwa sobie Rajmund Grygiel. - Moje urządzenie jest pięć razy wydajniejsze. Ma też wiele innych zalet.
Mechanizator rolnictwa, który żadnej pracy się nigdy nie bał i tylko - jak sam podkreśla - świń ręcznie w PGR nie doił, przygodę z wiatrem rozpoczął w czasie wojny.
- To był 1941 rok, gdy ojciec wystrugał mi pierwsze śmigiełko, które potem kręciło się jak głupie na dachu domu - wspomina. - Drugi wiatrak zrobiłem już sam. Zawsze obserwowałem wiatr, byłem nim zafascynowany. Zająłem się więc także latawcami. Regulowałem kąty natarcia powierzchni latawca do wiatru, poznawałem aerodynamikę praktycznie.
<!** Image 4 align=none alt="Image 181566" sub="Rysunki techniczne jego wynalazku.">Zapewnia, że olśnienie pojawiło się na wodzie, gdy robił patent żeglarski na popularnej w tamtych latach omedze. - Co to były za łódki! - aż cmoka. - To dzięki tamtym żeglarskim lekcjom nauczyłem się wszystkim wątpiącym w sensowność i skuteczność mojego rozwiązania zadawać proste pytanie: Czy żaglówka szybciej płynie na jednym żaglu czy dwóch? Wiadomo, że na dwóch. I tak jest z moim wynalazkiem. Daję po prostu wiatrowi większe pole do popisu. Zamiast trzech łopat śmigła podsuwam mu kilkadziesiąt łopatek, zależnie od wielkości całej konstrukcji. Już sam wiatr wie najlepiej, co z nimi zrobić.
Istota pomysłu zastrzeżonego patentem 18 lat temu polega na ukierunkowaniu strug wiatru na liczne zagięte pod kątem 45 stopni łopatki, rozmieszczone na zewnętrznej części obwodu wirnika. Pierścień łopatek porusza cały wirnik o poziomej osi obrotu. Jego środek jest jednak dla wiatru niedostępny - zasłania go charakterystyczna osłona w kształcie paraboloidy.
<!** Image 5 align=none alt="Image 181566" sub="Wanda i Józef Pizoniowie z Nowej Wsi Królewskiej przeklinają wiatrak stojący koło domu. - Moja konstrukcja takich wad nie ma - zapewnia wynalazca z Mgowa.">- To ona powoduje, że strugi wiatru zostaną rozsunięte na boki, a przez to wiatr zwiększa lokalnie prędkość i moc dokładnie w momencie, gdy na swej drodze natrafi na łopatki - mechanik wodzi palcem po rysunku dołączonym do opisu patentowego. - Turbina taka pracować może przy prędkości wiatru niższej niż cztery metry na sekundę, a więc takim, który nie rusza tych wielkich śmigieł trzyłopatowych. Jest cichsza i wydajniejsza od tych ogromnych konstrukcji, na które ludzie pomstują. Chcecie posłuchać?
W dobrą stronę poszedł!
Jedziemy do Nowej Wsi Królewskiej, nad którą króluje potężna konstrukcja.
- Niechby to cholerstwo diabli wzięli! - aż dygocze dzierżąca kosę Wanda Pizoń, której przerwaliśmy jesienne polowe porządki. - Mamy to hałaśliwe cholerstwo 200 metrów od domu. Jak się zaczyna migotanie cieni, czyli te mroczki od śmigieł zasłaniających na moment słońce, to mój mąż musi wkładać okulary przeciwsłoneczne, bo głowa go zaczyna boleć. Dodatkowo psuje się to regularnie, wyje. I to charakterystyczne łup, łup, łup - gdy kolejna łopata śmigła mija wieżę. Potworne wrażenie! Wrogom nie życzę!
Rajmund Grygiel rozkłada znacząco ręce. Triumfuje. - Mój wynalazek tych wad także nie ma. Bo konstrukcja może być z racji większej wydajności niższa, a „łupania” nie będzie żadnego, bo długich łopat u mnie nie ma. Ptaki się nie będą zabijać, bo taką konstrukcję zobaczą z daleka, a łopatki na obwodzie wirnika to nie takie groźne miecze, jakie tu nad nami furkoczą.
Ciepło wynalazca wypowiada się o Marianie Nosalu ze Stanisławek. To podobny do niego wyznawca wiatru, tyle że swój pomysł udało mu się zrealizować.
- Ponad dziesięć lat ten wiatrak konstruowałem. Wykorzystałem podzespoły samochodów wojskowych z demobilu. To nie jakaś chińszczyzna! - zachwala konstruktor i prezentuje, jak za pomocą kierownicy samochodowej łatwo obrócić wiatrak do wiatru. - Okrętowy generator, który zastosowałem, może dawać do 20 kilowatów. Na potrzeby mojego gospodarstwa w zupełności wystarczy - ogrzeje dom, wodę do mycia, rozświetli żarówki.
Marian Nosal, zamiast klasycznych trzech łopat, zastosował cztery i to zdecydowanie szersze.
- W dobrą stronę poszedł! - komentuje Rajmund Grygiel. - Szkoda, żeśmy się wcześniej nie znali. Może bym go przekonał do mojego wynalazku i turbina czekająca 18 lat na realizację ruszyłaby w Stanisławkach...
Bo do tej pory wynalazca z Mgowa robił tylko modele. Wszystkie, jego zdaniem, udowodniły, że wiatr wykorzystują o wiele lepiej niż ich odpowiedniki o tej samej średnicy o śmigłach trzyłopatowych.
- Dostałem taki model od pana Grygiela - przyznaje Krzysztof Gawlik z toruńskiej firmy Gabor Eco, zajmującej się technologiami wiatrowymi. - Pomysł jest bardzo dobry. Ale trudno nim zainteresować wielkich producentów. Myślę, że zastosowanie może znaleźć w elektrowniach mniejszych mocy.
Za darmo, bez koncesji
Produkcją takich zajmuje się firma Agrobud z Zakrzewa. - Montując nasze konstrukcje oferujemy gospodarstwom domowym zdecydowane zmniejszenie wydatków na energię elektryczną. Gdy jest ona produkowana na własne potrzeby, nie jest wymagana koncesja. O wynalazku pana Grygiela nie słyszałem - przyznaje kierownik techniczny Agrobudu, Marek Toda. Zaskakuje go też informacja, że mieszkaniec Stanisławek uzyskał z czterołopłatowego śmigła aż 20 kilowatów. - To dużo, skoro jego wiatrak ma tylko dziesięć metrów wysokości i taką samą średnicę. Ciekawe...
- Bo wiatrak Nosala ma już nieznacznie większą od klasycznie stosowanej powierzchnię łopat! - mówi Rajmund Grygiel. - Przecież to jest słuszny kierunek. Wierzę, że kiedyś cały świat przejdzie najpierw na szersze łopaty śmigieł, a w końcu na moje turbiny. Jak się wreszcie z tym pomysłem przebiję do tych, którzy mają kasę, to pójdę jak burza! Zobaczycie!