Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinny, czyli drugiej kategorii

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
„Boję się przejść korytarzem do toalety...” - zwierza się lekarz z przychodni
„Boję się przejść korytarzem do toalety...” - zwierza się lekarz z przychodni Tomasz Czachorowski

Młoda lekarka – jedna z anonimowych bohaterek bestsellerowej książki „Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy” - po studiach zdecydowała się nie brać udziału w wyścigu szczurów w białych kitlach. Podczas stażu urodziła dziecko. Straciła rok. Potem jako specjalizację wybrała medycynę rodzinną. „Prawie nikt nie chce na to iść – tłumaczy wysłuchującemu jej zwierzeń reporterowi – bo jest uważana za specjalizację drugiej kategorii. Więc nie ma tam ludzi, którzy mają nie wiem jakie ambicje, nie ma profesorów, którzy wykorzystują podwładnych. Nikt nie robi doktoratu, nikt się nie wywyższa, panuje zupełnie inna atmosfera niż na innych specjalizacjach. Zostaje się normalnym lekarzem”.

A potem trafia się do przychodni podstawowej opieki zdrowotnej i… „Boję się pójść do toalety – tym razem zwierza się młody lekarz. - Załatwienie swoich potrzeb fizjologicznych wiąże się z przejściem przez rozzłoszczone stado. Trzeba wysłuchać uwag: „I jeszcze wychodzi, a tutaj takie opóźnienie”. Zjedzenie kanapki to wyrok śmierci. No więc muszę robić tak, żeby 15 minut wystarczyło na wszystko. Na receptę, wypełnienie druczków, badanie, diagnozę. Zrobię po łebkach, to się wyrobię i wszyscy będą zadowoleni. Ja dostanę pieniądze, ludzie mnie pochwalą i nie będę przesiadywał jak frajer po godzinach tylko po to, żeby pomóc ludziom”.

Jest źle, a jak będzie? Ogólnopolski Zawodowy Związek Lekarzy przestrzega, że może być jeszcze gorzej, m.in. z powodu projektu ustawy, która ma zmienić funkcjonowanie przychodni. Projekt przewiduje pozbawienie pracy w nich wielu lekarzy, którzy dotychczas mieli do tego prawo. Docelowo, po 2024 r., pracę w POZ ma stracić każdy lekarz, który przynajmniej nie rozpoczął specjalizacji z medycyny rodzinnej. A już od połowy 2019 r. pediatra będzie mógł leczyć pacjentów tylko do 7. roku życia. Spowoduje to jeszcze większe poszukiwania specjalistów medycyny rodzinnej, których nie ma.

Na razie ja ruszyłem na poszukiwanie lekarza rodzinnego, który szczerze odpowie mi na pytanie, czy należy bać się nowych przepisów dla POZ. Pomagam szczęściu.Wśród bliskich mi osób jest specjalistka medycyny rodzinnej, właścicielka przychodni w dużym mieście. Przed rozmową zakładam, że dołączy do chóru krytyków ustawy, bo to ona przecież, jako szefowa, będzie musiała łatać dziury w obsadzie swej przychodni. Albo tyrać samemu niczym cytowany wcześniej młody lekarz, bojący sie przejść do toalety koło gniewnego ogonka pacjentów.

O dziwo, zamiast krytyki słyszę słowa nadziei. - Wiesz, jaka jest przeciętna wieku lekarzy rodzinnych? - pyta i zaraz sama odpowiada: - 55 lat. Jak się wkrótce nic nie zmieni, to i tak z lekarzami rodzinnymi będzie klops. A przy nowych przepisach medycyna rodzinna ma wreszcie szansę wyjść z cienia. Może przestanie być specjalizacją drugiej kategorii. Czasu na dostosowanie się do nowych realiów będzie sporo - uspokaja moje rozmówczyni.

Na razie wszak w regionie brakuje 700 lekarzy medycyny rodzinnej, podczas gdy np. chirurgów i ortopedów tylko 50. „Moglibyśmy skupić się na pacjencie, spojrzeć mu w oczy, wysłuchać go - mówi jeszcze jedna bohaterka „Małych bogów”. - Ale, niestety, nie ma na to czasu. I to nie jest nasza wina. Tak działa system”. No to najwyższy czas na zmianę systemu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!