Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raport z obozu zwanego żywą mogiłą

Grzegorz Kończewski
Grzegorz Kończewski
Dotarliśmy do Rosjanina, który podczas II wojny światowej był więźniem hitlerowskiego stalagu w Toruniu. Dymitr Łomonosow ma 86 lat, mieszka w Moskwie i marzy o przyjeździe do Torunia. Jego opowieść to wyjątkowa relacja o życiu Rosjan w tym obozie jenieckim.

Dotarliśmy do Rosjanina, który podczas II wojny światowej był więźniem hitlerowskiego stalagu w Toruniu. Dymitr Łomonosow ma 86 lat, mieszka w Moskwie i marzy o przyjeździe do Torunia. Jego opowieść to wyjątkowa relacja o życiu Rosjan w tym obozie jenieckim.

<!** Image 2 align=right alt="Image 129490" sub="Głodni, wymęczeni, w brudnych, pozbawionych pagonów szynelach
i charakterystycznych czapkach: budionówkach, furażerkach
i tankistkach.
To najprawdopodobniej pierwsze publikowane zdjęcia jeńców
z rosyjskiej części stalagu XXA. Ich autorem jest zapewne jeden z niemieckich żołnierzy.">Z tym wielkim marzeniem to wcale nie przesada. Po 65 latach Dymitr Borysowicz Łomonosow chciałby porozmawiać z Polakami, być może nawiązać kontakty z byłymi więźniami toruńskiego stalagu, a także zwiedzić forty w lewobrzeżnej części miasta, w których przez kilka miesięcy był przetrzymywany. Szczególnie zależy mu na odwiedzeniu fortów XVII (przyczółek mostowy) i XVI (kolejowego), gdzie więziono go bez jedzenia i picia. Gwoździem wydrapał wtedy na ścianie wiersz Michaiła Lermontowa. Czy ten wiersz da się jeszcze odczytać?

Kto zjadł psa?

W 1941 roku, kiedy Związek Radziecki przystąpił do wojny z hitlerowskimi Niemcami, Dymitr Łomonosow miał 18 lat i pracował w zakładach lotniczych w Kazaniu. Do Armii Czerwonej wstąpił na ochotnika w marcu 1943 roku. Niemal z marszu trafił na linię ognia, ale jego szlak bojowy nie był długi - skończył się już na terenie obecnej Białorusi. Pechowa - i to z kilku powodów - okazała się bitwa na brzegu rzeki Prypeć, na zachód od Mozyru, podczas której został ranny i kontuzjowany. Ranny, bo niemieckie kule poszatkowały mu nogę, kontuzjowany - bo solidnie oberwał w głowę trzonkiem niemieckiego granatu, który rozerwał się nieopodal. Łomonosow stracił przytomność, częściowo słuch i trafił do niemieckiej niewoli.

<!** reklama>Kiedy odzyskał przytomność, zastanawiał się, czy przeżyje kolejny dzień... Później wszystko działo się błyskawicznie. Najpierw był punkt zborny dla rannych jeńców w Łunińcu, potem obóz lazaret w Chełmie, Stalag IA dla niezdolnych do pracy jeńców inwalidów w Olsztynku, wreszcie, latem 1944 roku, wraz z grupą rosyjskich jeńców już podleczony Łomonosow został przewieziony do Stalagu XXA w Toruniu.

<!** Image 3 align=left alt="Image 129490" >- Doskonale pamiętam ten dzień, kiedy to pociąg z wagonami towarowymi, do których nas załadowano, zatrzymał się na stacji z tablicą „Thorn” - wspomina Rosjanin. - Za torami kolejowymi, zabudowaniami stacyjnymi i idącą wzdłuż nich drogą, znajdował się Fort XVII (obecnie w fortecznych zabudowaniach przy ul. Podgórskiej mieści się zakład produkujący sery topione - przyp. red.). Od ulicy dzielił go wysoki mur, za nim był wielki plac, a w zboczach fortowych wzgórz znajdowały się groty o półwalcowym kształcie, zapewne wcześniej wykorzystywane jako magazyny. Wzdłuż ścian ustawiono zasłane słomą prycze. Tam mieliśmy spać.

Dymitr Łomonosow wiedział, że w Toruniu będzie ciężko. Przetrzymywani tu jeńcy rosyjscy głodowali. Dziennie każdy dostawał pół litra zupy gotowanej z brukwi lub buraków pastewnych. Jeden chleb Niemcy wydzielali na 12 osób. Nic dziwnego, że podział każdego bochenka był obozowym ceremoniałem. W pierwszej kolejności - jak wspomina Łomonosow - rozdzielający podkładał pod chleb kartkę papieru, by nie uronić ani jednego okruszka, następnie odkrajał obie piętki i dzielił je na 12 części. Potem rozkrajał na 12 równych kawałków bochenek, sprawdzając ich ciężar na prostej, zrobionej przez jeńców wadze. Części musiały być absolutnie równe (w razie potrzeby dosypywano okruszki, zbierane podczas cięcia), ale gotowe już porcje i tak losowano.

<!** Image 4 align=right alt="Image 129490" sub="Strzałką Dymitr Łomonosow zaznaczył miejsce w Forcie XVI, w którym był karnie przetrzymywany. Właśnie tam na ścianie wyrył wiersz Lermontowa. / Fot. Atlas Twierdzy Toruń">Nie było mowy, żeby takie racje żywnościowe zaspokoiły głód dorosłego mężczyzny. Zdarzenie, o którym Łomonosow usłyszał od starszych stażem jeńców, nie było zatem czymś wyjątkowym. Opowieść dotyczyła komendanta obozu w Forcie XVII, a właściwie jego psa, który biegał wśród jeńców i łasił się do nich. Pewnego dnia zwierzak przepadł. Długo nawoływał go niemiecki podoficer, prawa ręka komendanta. Bezskutecznie. Komendat zaczął coś podejrzewać. Zaczęły się przesłuchania.

- Ponoć Niemcy strasznie bili i sadzali do karceru - twierdzi Łomonosow. - W końcu ktoś sypnął: pies został zabity i zjedzony. Jeńców, którzy to zrobili, gdzieś wywieziono. Chodziły słuchy, że ich rozstrzelano jakoby przy próbie ucieczki.

<!** reklama>Dwie przyczepy chleba

Już za obecności Łomonosowa w toruńskim Forcie XVII zdarzył się inny epizod. Któregoś dnia brama nagle się otworzyła i na podwórze wjechał traktor z dwiema przyczepami, wyładowanymi bochenkami nadpleśniałego chleba. Zanim Niemcy zdążyli się zorientować, wygłodniali jeńcy rzucili się na ładunek. Ciosy wymierzane kolbami karabinów na niewiele się zdały. W końcu strażnicy zaczęli strzelać z automatów. Tłum momentalnie się rozbiegł, przy przyczepach zostało jednak kilkudziesięciu zabitych i zwijających się z bólu rannych.

- Mnie wtedy dostały się dwa bochenki - Dymitr Łomonosow pamięta to dokładnie. - Szczęśliwie zgrało się to z tym, że poprzedniego dnia wyładowywaliśmy z wagonów puszki z jakimś śmierdzącym olejem rybnym. Udało się coś zwinąć. Zjadłem więc skradziony chleb, maczając go w tym śmierdzącym oleju.

Fort XVII był typowym obozem przejściowym. Skład jeńców zmieniał się cały czas. Najpierw sprawdzała ich placówka Abwehry i SD, następnie przeprowadano selekcję, dopiero potem rejestrowano tych, którzy mogli być później wykorzystani do pracy. Dla innych, chorych, rannych, oficerów i komisarzy nie było ratunku...

<!** Image 5 align=left alt="Image 129490" sub="Jeden bochenek chleba na dwunastoosobową brygadę oraz pół litra zupy gotowanej z brukwi lub buraków pastewnych - nie ma mowy, żeby takie racje żywnościowe wystarczyły dorosłemu, ciężko pracującemu mężczyznie. Radzieccy jeńcy przetrzymywani w hitlerowskim Stalagu XXA
w Toruniu głodowali przez wiele miesięcy.">Każdy ranek w obozie rozpoczynał się od apelu i przeliczania. Potem wywoływano numery tych, którzy mieli być wysłani do innych obozów pracy. To były bardzo nerwowe chwile, niektórzy nie mogli opanować drgawek. Od takiej decyzji zależało życie. Jeńców kierowano do kopalń, w których praca była bardzo ciężka i wielu tam traciło życie. Niektóre grupy Rosjan trafiały też na budowy tajnych niemieckich fabryk wojennych, a po zakończeniu robót wszyscy byli likwidowani.

Dymitr Łomonosow miał szczęście. Na jakiś czas dostał się do brygady pracującej na toruńskim lotnisku. Rosjanie kopali tam schrony, rowy i ziemianki. Na miejsce dowożono ich ciężarówkami.

To były te nieliczne okazje, dzięki którym można było choć trochę popatrzeć na miasto. Rosjanin zapamiętał piękną panoramę starówki, tabliczki informujące o wylewach Wisły, pomnik Kopernika i ratusz, który wówczas wydał mu się średniowiecznym kościołem.

- Po miesiącach spędzonych na froncie i w obozach strasznie dziwne było zobaczyć normalnie funkcjonujące miasto - wspomina Dymitr Łomonosow. - Wypełnione pasażerami tramwaje, piesi spieszący w swoich sprawach, piekarnie, z których klienci wynosili długie, bardzo apetycznie wyglądające bułki...

<!** Image 6 align=right alt="Image 129490" sub="Tak wyglądał rosyjski cmentarz na Glinkach w czasie okupacji - w mogiłach pojedynczych i zbiorowych pochowano ponad 14 tysięcy jeńców.">Innym razem Łomonosowa włączono do brygady pracującej na terenie Fortu XVI. Przetrzymywano w niej - jak twierdzi Rosjanin - jeńców angielskich, francuskich i kanadyjskich. Sowietów zapędzono do rozbudowy ulokowanej w fosie przybudówki, w której mieścił się karcer. Pracowali jako pomocnicy murarzy. W wykończonej już części rozbudowywanego obiektu odbywali karę jeńcy. W przeciwieństwie do Rosjan, nie głodowali, ale nie wolno im było palić. Tak bardzo prosili o papierosa...

Dymitr Łomonosow w końcu uległ i wsunął w okno zapalonego skręta.

- Od razu dostałem po twarzy od strażnika, który to zobaczył - mówi Łomonosow. - Ale Niemiec nie zamierzał w ten sposób sprawy zakończyć. Trafiłem do karceru, jednak nie tam, gdzie przetrzymywano Anglików, tylko do podziemnej galerii. Wepchnięto mnie do drewnianej klatki, która tak była zbudowana, że nie mogłem ani wstać, ani wyciągnąć się na podłodze. Było zimno, wilgotno, no i pełno pcheł.

Wozy jadą na cmentarz

W karcerze - bez jedzenia i wody - Łomonosow siedział 3 dni. To właśnie wtedy gwoździem wydrapał na ścianie pięciozwrotkowy wiersz Lermontowa, zaczynający się od słów:

„Milcząc siedzę przy oknie ciemnicy/ Niebieskie niebo widać wokoło/ Po niebie latają swobodne ptaki/ Patrząc na nie boleję i wstydzę się...

<!** Image 7 align=left alt="Image 129496" sub="Dymitr Borysowicz Łomonosow, jeniec hitlerowskiego stalagu w Toruniu / Fot. Archiwum Dymitra Łomonosowa"><!** Image 8 align=right alt="Image 129496" sub="Wojciech Beszczyński - to on przetłumaczył wspomnienia Łomonosowa / Fot. Grzegorz Kończewski">Nie ma szans, by dziś Dymitr Łomonosow odnalazł i odczytał „swoje” dzieło. Fort kolejowy jest najbardziej zniszczonym spośród toruńskich fortów. Spustoszenia w latach 50. dokonało przedsiębiorstwo rozbiórkowe. Chodziło o pozyskanie cegieł.

Końcówkę lata 1944 roku Dymitr Łomonosow zapamiętał doskonale. Wszyscy już wiedzieli, że front zbliża się od wschodu, bo Niemcy przesiedlali do Torunia coraz więcej jeńców z obozów pozostawianych na terytorium wyzwalanym przez Armię Czerwoną. Wtedy Łomonosow trafił do brygady, którą wysłano w okolice Iławy - do pracy u bauera.

W porównaniu z obozową rzeczywistością, kilka tygodni pracy od świtu do zmierzchu przy młóceniu zgromadzonego w stodole zboża, zbieraniu buraków i ziemniaków, wydawało się wręcz rajem na ziemi. Gospodarz nie żałował gotowanych ziemniaków. W końcu można było najeść się do syta.

Jesienią, gdy prace polowe były już zakończone, bauer zrezygnował z darmowej siły roboczej. Rosjanie wrócili więc do Torunia, ale już nie do maksymalnie zapełnionego fortu XVII, tylko do nowej części obozu, dobudowanej do wielkiego międzynarodowego stalagu w Glinkach. W parterowych koszarach, w oddzielnych strefach przetrzymywano tam Anglików, Belgów, Polaków, Jugosłowian i Amerykanów. Strefa rosyjska składała się z drewnianych baraków, od obozu sojuszników oddzielona była zasiekami z drutu kolczastego i drogą, prowadzącą do sowieckiej „zony”.

Bardzo dokuczał tam chłód. Rzadko rozstawione piecyki nie były w stanie ogrzać baraków. Brakowało opieki medycznej, wody, nie było szans na zachowanie higieny osobistej, wielu jeńców chorowało. Znów w oczy zajrzał głód. Na cały dzień musiała wystarczyć porcja zupy i odrobina chleba. Jenieckie brygady codziennie gnano do ciężkiej pracy: Rosjanie pracowali w kopalniach piasku, na budowach, kopali schrony. Wielu nie wytrzymywało.

„Obóz na Glinkach stał się żywą mogiłą - pisze Marian Rochniński, toruński przewodnik i historyk w swoim opracowaniu „Obóz jeńców wojennych w Toruniu - Stalag XXA”. - Śmiertelność wśród jeńców radzieckich była zastraszająca. Dziennie, niemal przez trzy lata wywożono na cmentarz ukryty za torami kolejowymi do Inowrocławia (specjalnie przygotowany, który pod koniec wojny rozrósł się do powierzchni 6 hektarów) od trzech do sześciu wozów wypełnionych zwłokami. Wóz mógł pomieścić średnio około 25-30 zmarłych”.

Sojusznicy to mają życie!

Dymitr Łomonosow nie mógł pogodzić się z tym, że Stalag XXA ma też drugie, zupełnie inne oblicze. Różnicę tę należy wiązać z faktem, iż Stalin nie podpisał Konwencji Genewskiej z 1929 roku, regulującej warunki przebywania w niewoli jeńców, stwierdzając: „My nie mamy jeńców, mamy zdrajców”. Przetrzymywani w sąsiedniej strefie Anglicy, Amerykanie czy Francuzi byli traktowani przez Niemców zupełnie inaczej. Mieli zagwarantowany kontakt pocztowy z najbliższymi, Czerwony Krzyż wypłacał im pieniądze w specjalnej walucie obozowej, z domów dostawali paczki żywnościowe. Nie tylko więc nie głodowali, ale - jak zapewnia Łomonosow - odżywiali się tak, że zazdrościli im tego nawet niemieccy strażnicy.

Mało tego. Jeńcy pochodzący z krajów zachodnich mogli korzystać z biblioteki, urządzali mecze piłkarskie, walki bokserskie i koncerty.

- Wszystko to na oczach umierających z głodu jeńców radzieckich - twierdzi Łomonosow. - Nieraz zresztą nasi sojusznicy przyglądali się nam zza zasieków: odkarmieni, ciepło ubrani, z fajkami w zębach. My wyglądaliśmy przecież zupełnie inaczej: wymęczeni, w brudnych szynelach z oderwanymi pagonami, z pałętającą się przy pasie menażką i napisami „SU” na plecach. Niekiedy ktoś rzucał zza płotu puszkę owsianki. Walka, która się o nią natychmiast zaczynała, była zajmującym widowiskiem dla nudzących się Anglików.

Pierwsze mrozy nie zmieniły harmonogramu obozowego dnia. Wręcz przeciwnie, radzieccy jeńcy częściej niż do tej pory kierowani byli do prac ziemnych. Nie mieli już wątpliwości, że Niemcy przygotowują Toruń do obrony. Zbliżał się front, a wraz z nim chwila ewakuacji.

W pierwszej dekadzie stycznia 1945 roku Niemcy zagnali jeńców na plac przed kuchnią, kilka razy przeliczyli i oznajmili, że czeka ich długi przemarsz. Tym, którzy z powodu różnych dolegliwości nie mogli chodzić, polecono ustawić się oddzielnie. Nie wiadomo, co się z nimi stało... Resztę strażnicy podzielili na sotnie, otoczyli i poganiając wyprowadzili z miasta w kierunku Bydgoszczy. Zdaniem Dymitra Łomonosowa, jeniecka kolumna rozciągała się na około dwa kilometry i liczyła dwa, trzy tysiące ludzi.

- W którymś momencie usłyszeliśmy odgłosy strzelaniny i bombardowania - wspomina Łomonosow. - Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem, że nad pozostawionym przez nas obozem krążą sowieckie samoloty szturmowe. Pomyślałem wtedy: „Też sobie znaleźli obiekt wojskowy!”.

Warto wiedzieć

Dymitr Borysowicz Łomonosow miał dużo szczęścia - przeżył

Na trop Dymitra Borysowicza Łomonosowa wpadł Wojciech Beszczyński, torunianin mieszkający obecnie w Gdańsku, człowiek biegle władający językiem rosyjskim i interesujący sie genealogią. Od kilku lat obserwuje on rosnące zainteresowanie Rosjan losami krewnych, poległych i wziętych do niewoli podczas II wojny światowej. Dziś mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że na terenie Polski pochowanych jest ok. 510 tys. żołnierzy radzieckich (80 proc. z nich jako nieznani), a w obozach jenieckich na terenie naszego kraju Niemcy przetrzymywali ok. 900 tys. Rosjan.

Wojciech Beszczyński radzi, jak dotrzeć do skanów radzieckich dokumentów frontowych, w tym kart obozowych jeńców wojennych, wykorzystując dane o wojennych cmentarzach sowieckich stara się też ustalić miejsce pochówku. Pomógł już ponad tysiącu osobom.

- Rosjanie wreszcie mogą dowiadywać się o losy swoich dziadków i pradziadków - mówi Wojciech Beszczyński. - Przyjeżdżają do Polski, odnajdują ich groby, wieszają tabliczki i starym zwyczajem na miejscu wypijają sto gram wódki.

Dzięki takim kontaktom torunianin dowiedział się o wspomnieniach Dymitra Borysowicza Łomonosowa, zatytułowanych „Niewola”, których znaczna część jest poświęcona Toruniowi, a konktretnie Stalagowi XXA, do którego Łomonosow trafił w 1944 roku. Wojciech Beszczyński przetłumaczył wspomnienia (korzystaliśmy z nich podczas pisania tego tekstu) i nawiązał kontakt z byłym jeńcem.

Przez toruński stalag (forty, Stalag 312/XXC oraz obóz na Glinkach) przeszło ponad 54 tys. jeńców różnej narodowości. Byli to, m.in., Francuzi, Brytyjczycy, Włosi, Belgowie, Polacy, Amerykanie. Rosjanie - 21181 osób - tworzyli najliczniejszą grupę. Byli też zdecydowanie najgorzej traktowani (głodzeni, bici, torturowani). Na cmentarzu na Glinkach spoczywa 14219 jeńców rosyjskich.

Fakty

Trafiłeś do niewoli, czyli zdradziłeś ZSRR

Przez dziesiątki lat obywatelom Związku Radzieckiego wtłaczano do głów, że żołnierze, którzy znaleźli się w niewoli, zdradzili przysięgę, bo swoją pracą podtrzymywali przemysł wojenny hitlerowskich Niemiec.

Wielu rosyjskich jeńców wojennych, którym udało się wrócić z wojny, było bezpodstawnie represjonowanych, tych zaś, którym udało się tego uniknąć, spotykały najróżniejsze formy poniżeń. Do 1956 roku pobyt w niewoli nie liczył się jako udział w wojnie i nie był zaliczany do stażu pracy. Do lat 90. zeszłego wieku byli jeńcy musieli liczyć się z ograniczeniami podczas przyjęcia na uczelnie, do pracy, a także wtedy, gdy chcieli wyjechać za granicę.

Dopiero 24 stycznia 1995 r. - rozporządzeniem prezydenta Federacji Rosyjskiej - jeńcy wojenni zostali zrówniani w prawach ze wszystkimi obywatelami Rosji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!